piątek, 28 września 2012

W poszukiwaniu pracy

No i przyszedł czas, by pomyśleć o sobie. A konkretnie o pracy. Jako, że w styczniu skończą mi się dochody a utrzymanie rodziny z jednej skromnej wypłaty listonosza graniczy z cudem, pora pomyśleć o jakimś dochodowym zajęciu. Problem jednak jest taki, że zajęcie to musi być chałupnicze, bo Bubinki zostawiać jeszcze nie chcę.

Na tę chwilę najsensowniejszym, choć niekoniecznie najprzyjemniejszym rozwiązaniem wydaje się być tłumaczenie tekstów niemiecko-polskie/polsko-niemieckie. Wykształcenie językowe jest, choć bardziej w kierunku nauczania niż tłumaczenia, ale zawsze coś. A może przyjdą mi do głowy inne pomysły...? Tzn. pomysły może by i były, ale wykształcenia kierunkowego brak, więc najpierw trzeba by było się przekwalifikować a to już zajmuje czas i pieniądze. Zostaje pomarzyć i zająć się czymś, co mogę robić już... Hmm... any idea?

piątek, 14 września 2012

Naturalnie do posiłku?

Ostatnio zniesmaczyła mnie nowa reklama Tymbarka. Widzimy w niej czteroosobową rodzinę w czasie obiadu. Tata, mama, syn i córka. W pewnym momencie synek pyta tatę, co jedzą dzicy. Ojciec spokojnie odpowiada, potem mama wtrąca swoje trzy grosze o rybach, ziemniakach i surówkach. Do tego momentu wszystko jest OK, ale zaraz potem mama dodaje z wyraźnym przekąsem, że dzicy wszystko popijają czystą źródlaną wodą (żeby nie powiedzieć ZWYKŁĄ). Reakcja dzieci? Z wyrazem szczerego współczucia na twarzy mówią: "Wodą? Bieeeedni". Oburzyło mnie to naśmiewanie się z nawyku picia wody do posiłku. No tak, BIEDNI DZICY piją wodę. Nie stać ich na ociekający cukrem napój. Jak później uczyć dziecko zdrowych nawyków żywieniowych? Przecież "NAWET DZIECI wiedzą, że posiłek najsmaczniej popijać Tymbarkiem"...

środa, 12 września 2012

Tata na urlopie

Ostatnio rzadko bywam na internecie. Od kilku dni zaniedbuję bloga i Facebooka. Powodem takiego stanu rzeczy jest długo wyczekiwany urlop! Nie mój rzecz jasna. Małżonek w końcu wybrał sobie należne dwa tygodnie urlopu ojcowskiego i teraz albo on okupuje komputer, albo całą rodziną robimy Tour de Famille. W niedzielę natomiast wybywamy rodzinnie do Szklarskiej Poręby na sześć dni.

Teraz korzystam z chwili dla siebie, gdyż mąż zabrał córkę na spacer. Ach, jak miło czasem posiedzieć bez dziecka ;) Choć pewnie jak długo nie będą wracać, to zacznę się zamartwiać, czy Bogusia nie jest już może głodna... Póki co, chwilo trwaj!

niedziela, 9 września 2012

Karmienie starszego niemowlęcia... czy nadal "na żądanie"?

Noworodek, kiedy jest głodny, płacze, obraca główkę w lewo i prawo szukając piersi, czasem "mówi", że chce jeść wydając dźwięki brzmiące jak "ehe, ehe". Tak właśnie wołała i moja najmłodsza siostra i moja córka. Kiedy płacząc wołała "ehe, ehe" oznaczało to nic innego tylko "gdzie jest cyc?!" Wołanie takie rozlegało się o różnych porach. W przerwach co 1,5 do 4 godzin. To było karmienie na żądanie.

Starsze niemowlę ma już z reguły bardziej ustalone pory posiłków. Bogusia je średnio co 3 godziny. To znaczy mniej więcej co 3 godziny proponuję jej pierś. Zwykle więc nie musi się o nią głośno upominać. Ssie różnie. Czasem tylko chwilkę, czasem kilkanaście minut, a niekiedy dłuuuugo, aż zasypia. Ostatnio jednak zaobserwowałam, że po południu wytrzymuje spokojnie czasem i 4 godziny między karmieniami. Później już jednak wkłada do buzi i ssie wszystko co się da jednak nie marudząc. Rano natomiast pije krótko, ale domaga się piersi częściej, nawet co godzinę lub dwie i wtedy potrafi domagać się głośno. Tzn. przychodzi do mnie i jęczy niemiłosiernie. W nocy ostatnio Buba budzi się średnio dwa razy. Mimo więc w miarę ustalonego rytmu karmień, nie odmawiam piersi kiedy mała jej chce. Wsłuchuję się w potrzeby mojej córki i nadal karmię na żądanie.

piątek, 7 września 2012

Tajemnica spokojnego dziecka

"Jaka ona spokojna! Nic nie płacze! Cały czas się śmieje!" Gdziekolwiek bym nie poszła z Bubinką, słyszę takie teksty. Ludzie nie mogą się nadziwić, że takie "grzeczne" (jak ja nie lubię tego słowa) dzieci istnieją. Rozpływają się w komplementowaniu mojej córki.

Nie płacze, bo nie ma powodu. Jakby miała, to by zapłakała i zwykle płacze jak tylko się ją położy, ubiera rękawy, czyści nos. A nie, przepraszam, ona wtedy nie płacze, ona jęczy, wyje i marudzi. Naprawdę płacze jedynie jak się uderzy. Ona nie jest jakimś cudownym dzieckiem. Jest normalna. Może to jej usposobienie, ale myślę jednak, że jest taka spokojna, bo staram się szybko reagować na jej potrzeby. Nie musi płakać z głodu, bo ma w miarę ustalone pory jedzenia i podaję jej pierś zanim o nią poprosi. Nie musi płakać ze zmęczenia, bo jak tylko widzę, że trze oczka, to wkładam ją do nosidełka i usypiam. Jak potrzebuje mojej bliskości, to wystarczy że jęknie albo sama przyjdzie. Od początku dużo ją noszę, choć już teraz często woli sama się na podłodze bawić. Śpimy razem i właściwie jesteśmy nierozłączne. To właśnie pozwala mi zaspokajać jej potrzeby nim zacznie głośno się tego dopominać. I chyba dzięki temu jest radosna i dużo się śmieje :)

środa, 5 września 2012

Irytujące

Kiedy z Bubinką bawi się ktoś inny, kilka rzeczy szalenie mnie irytuje.

Pierwsza, to sytuacja, w której podają jej jakiś przedmiot po czym zaraz wołają: "Tylko nie do buzi! To jest be!" To co, miała to sobie tylko pooglądać i pomacać? Dla mnie normalne jest, że niemowlę wszystko bada ustami, więc nie oczekuję, że dając mu komórkę, sztucznego kwiatka czy kolorowe foliowe opakowanie po cukierkach tego nie zrobi. Liczę się z tym, że cokolwiek jest w zasięgu ręki mojej córki, trafi do jej buzi. Z jej pola widzenia usuwam więc wszystkie niebezpieczne lub cenne przedmioty. Tym bardziej sama jej ich nie podaję. Ale też wiele rzeczy pozwalam jej zbadać językiem choć pewnie wszędzie tam (o zgrozo!) czają się zarazki. Wolę stworzyć córce bezpieczną przestrzeń do swobodnej zabawy niż nieustannie wołać za nią: "Tam nie! Tego brać nie wolno! To zostaw!"

"Kiedy bezustannie przypominamy, że to wolno, a tego nie wolno, nie dajemy dziecku przestrzeni na samodzielne myślenie i zmuszamy je do wyboru między pełnym niechęci posłuszeństwem a buntem."*

Ale też nie wpadam w panikę, kiedy widzę, jak Bogusia dzielnie i nieraz boleśnie ćwiczy nowe umiejętności. Nie trzymam jej cały czas i nie wołam co chwila: "Uważaj, bo spadniesz/bo się uderzysz/bo się przewrócisz." Nie mogę i też nie jestem w stanie uchronić jej przed każdym upadkiem. Nieraz przytrzasnęła sobie palce szufladą, albo zaryła głową w podłogę ucząc się raczkować. Wtedy biorę ją na ręce, przytulam i pocieszam. Nie mówię, że nic się nie stało i nie odwracam uwagi grzechotką.

Co mnie irytuje jeszcze bardziej, to nieustanne uczenie małej chodzenia. Jak tylko Bogusia jest w rękach dziadków, niemal od razu widzę, jak stawiają ją na podłodze przytrzymując pod pachami i ćwiczą: "raz, dwa, raz, dwa, lewa, prawa, idziemy". No na litość Boską! Ona ma niecałe osiem miesięcy! Wprawdzie rozwija się nad wyraz szybko. Od kilku tygodni sama wstaje i potrafi już stać trzymając się stolika jedną ręką, wymachując zabawką w drugiej, ale nie oznacza to, że jest gotowa na piesze wycieczki! Będzie gotowa, jak sama zacznie chodzić. W swoim czasie. Póki co, takie ćwiczenia są dla niej trudne i frustrujące, bo nie potrafi zrobić tego, czego od niej oczekują. Nie utrudniajmy ale i nie przyspieszajmy naturalnego rozwoju.


"Kiedy dziecko powinno już chodzić i mówić.
Wtedy kiedy chodzi i mówi.
Kiedy powinny wyrznąć się ząbki?
Akurat wtedy kiedy się wyrzynają.
I niemowlę tylko godzin spać powinno,
ile mu potrzeba, by było wyspane."

Janusz Korczak.


*Lawrence J. Cohen "Rodzicielstwo przez zabawę", str. 38

sobota, 1 września 2012

Zabawa

"Zabawa to główne medium dziecięcej komunikacji. Zabronić dziecku zabawy to tak, jakby pozbawić dorosłego mowy i zdolności myślenia. Kontrolować każdą chwilę zabawy to tak, jakby cenzurować każde słowo. Jeśli jednak dzieci mają się bawić same, będzie to tak, jakby spędzać dzień z innymi ludźmi, nie zamieniając z nimi ani słowa."
Lawrence J. Cohen "Rodzicielstwo przez zabawę", str. 32