środa, 16 października 2013

Akcja adaptacja

Po długiej chorobie Bubinka doszła do siebie i tydzień temu z ponad tygodniowym opóźnieniem zaczęła chodzić do Klubu Malucha. Trochę obawiałam się, jak się tam zaaklimatyzuje, ale moje obawy były zupełnie niepotrzebne. Pewnie dlatego, że znała już to miejsce od kilku miesięcy i zdążyła je polubić. Już pierwszego dnia od samego wejścia zabrała się do zabawy i chętnie pomachała mi na do widzenia. W pracy siedziałam jak na szpilkach oczekując na telefon z klubu. Szczególnie martwiłam się o południową drzemkę. Telefon nie zadzwonił. Popołudniu, gdy przyszłam do córki, ona powitała mnie wesołym "Czeeeść!" Dowiedziałam się, że świetnie się bawiła, jadła z apetytem i ze spaniem też nie było problemu. Przytuliła misia, położyła się na brzuszku i sama zasnęła. Tak, moje dziecko może jednak zasnąć bez piersi i bez mamy.

Drugiego dnia zrobiła bunt przeciw spaniu i nie zmrużyła oka, ale w kolejnych dniach już bezproblemowo. Zupełnie nie było problemu z adaptacją Bogusi w klubie. Nawet wstawanie o 6:00 rano to dla niej żaden kłopot. Potrzebuje chwili, żeby się dobudzić. Woła o pierś. A potem już chętnie się ubiera, mówi, że jedzie do dzieci i co tam będzie robić (kamić kaczki, pisiować, wykejać, ukadać kocki itp.). Na miejscu od razu biegnie do zabawek. Dajemy sobie buziaka i machamy papa i wychodzę. Wszystko łącznie z rozebraniem kurtki i butów trwa nie dłużej niż kilka minut. Gdy przychodzę po pracy, Buba wita mnie uśmiechem, pokazuje, jakie prace plastyczne wykonała i woła "cycy". Dobrze, że wracam nieco wcześniej, więc mamy trochę czasu do autobusu. Karmię ją a potem jedziemy do domu. Właściwie to trochę muszę ją namawiać na ten powrót. Ona to chyba najchętniej nie ruszałaby się z klubu ;) Jakby się ją spytać "jak było?", zawsze odpowiada "fanie". A na pytanie "co robiłaś?" odpowiedź brzmi niezmiennie "tanu tanu". Teraz już ma nawet chłopaka - Jasia. Podobno bardzo się lubią i czasem trzymają się za ręce. Chyba pora już zacząć zbierać na wesele ;)

Żeby nie było tak do końca różowo, trochę mamy płaczów wieczorami. Po powrocie do domu jemy obiadokolację i to nie zawsze do końca, bo Buba woli "cycy". Trzeba nadrobić czas bez mamy. Tak więc zwykle spędzamy wieczory leżąc i cycusiając. Nie ma mowy, żebym gdzieś wtedy wyszła sama (np. na spotkanie biblijne lub próbę chóru). Nawet gdy zostaję w domu, nie mogę zająć się niczym innym. Wczoraj był problem z prasowaniem. Ostatecznie musiałam, jak za dawnych czasów, wziąć Bogusię do nosidła na plecy i prasować razem z nią. Jednak prawdziwa rozpacz jest przy wieczornym kąpaniu. Właśnie mniej więcej od tygodnia Bogusia nie chce się kąpać. Jak tylko ją rozbieram i wsadzam do wanny, ona płacze. Nie chce w niej usiąść, woła "opa opa" i chce wyjść. Kąpanie jest więc ekspresowe. Nie wiem, co może być tego powodem. Może w ten sposób odreagowuje całodzienne atrakcje? Może to ze zmęczenia? A może coś ją wystraszyło i boi się siedzenia w wodzie? Nie wiem. Ona też nie mówi, o co dokładnie chodzi. Przyjdzie nam się domyślić i znaleźć jakiś sposób poradzenia sobie z tym. Albo po prostu to minie...

4 komentarze:

  1. Pięknie, że tak szybko się zaaklimatyzowała. U nas pierwsze rozstania też przebiegały wzorowo, ale po kilku miesiącach mocno się popsuły i każde nasze wyjście do pracy okupowane było ogromną ilością łez. Myślę, że problemy z kąpielą są przejściowe, chyba faktycznie Bubinka jest przeładowana wrażeniami. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Fajnie, że Bogusia trafiła do Widzimisiaków. Zna miejsce, zna ludzi, zna klimat, to na pewno wiele ułatwiło :) Gratuluję dziołszki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój Kubeczek dzisiaj pierwszy raz w Klubie :) Mam nadzieję, że Jego debiut minie spokojnie

    OdpowiedzUsuń