W niedzielę minęły 3 lata naszej mlecznej
drogi. A ja przypominam sobie nasze początki. Przeczytałam raz jeszcze
wpis z początków blogowania i teraz z perspektywy czasu widzę dwie rzeczy.
1. Moje trudności z karmieniem to pikuś w
porównaniu z tym, z czym zmagają się inne młode mamy zaczynające mleczną
przygodę. Wtedy jednak, jako niedoświadczonej matce, urosły mi do rangi
wielkiego problemu i nie zawahałam się, żeby podać mieszankę. Szczęśliwie moje
dziecko okazało się mądrzejsze od matki i tego nie chciało.
2. Przypominam sobie fragment: "Nikt
mi wtedy nie doradził. Co robić? Jak przystawiać małą do piersi? Dlaczego tyle
płacze? Czy na pewno to z głodu, czy jest inny powód? Żadnej porady." i wiem, jaka jest przyczyna tego, że młode mamy
tak szybko kończą karmienie naturalne i przechodzą na sztuczne. Sama mogłabym
być jedną z nich. Winą jest brak wsparcia ze strony personelu medycznego już w
szpitalu po porodzie.
Rodziłam Bogusię w szpitalu,
który szczycił się mianem przyjaznego dziecku. Na ścianach korytarza oddziału
położniczego wisiały plakaty wychwalające karmienie naturalne. Można było
oberwać porządną zjebkę od położnych za podanie noworodkowi smoczka
uspokajającego. Tymczasem moje nowonarodzone dziecko wyło nieustannie, kiedy
nie było przy piersi. A ja jako niedoświadczona matka nie wiedziałam o co
chodzi. Jak wiele innych myślałam, że moje dziecko się nie najada. Bubinka
spędzała godzinę przy piersi, później przy drugiej i znów przy pierwszej i tak
na zmianę bez chwili wytchnienia a ja potrzebowałam też kiedyś skorzystać z
toalety, wziąć prysznic, zjeść... Moje brodawki popękały i cierpiałam okropnie.
Nieraz zawoziłam Bubę na oddział noworodkowy, żeby ją dokarmili, bo pewnie
głodna. Bez słowa to robili. Nikt się
nie zainteresował, czy dobrze przystawiam dziecko do piersi. Nikt nie ocenił,
czy prawidłowo ssie. Nikt nie sprawdził, czy nie ma przykrótkiego wędzidełka.
Nikt mnie nie uspokoił, nie zasugerował, że przyczyna płaczu noworodka może być
inna. Nikt mi nie pokazał tego zdjęcia obrazującego pojemność żołądka noworodka
Nikt nie wsparł dobrym słowem, nie uspokoił, nie powiedział,
że wszystko jest dobrze, że tak czasem bywa i że to normalne i potrzebne do
rozkręcenia laktacji. Nikt! Od położnej dostałam tylko opieprz, że karmię w nocy po
ciemku, bo przecież nie będę widzieć, jak dziecko się zakrztusi...
Dlatego uważam, że karmienie piersią trzeba promować. Trzeba
edukować o fizjologii karmienia. Trzeba obalać szkodliwe mity. Trzeba szerzyć
wiedzę w środowisku młodych matek, kobiet w ciąży, planujących ciążę a nawet
nastolatek, które nawet o ciąży nie myślą. I jak się okazuje w środowisku
medycznym również.
Cieszę się, że mam dużo młodszą siostrę, którą mama karmiła
16 miesięcy.
Jako 14-latka niechętnie opiekowałam się młodszą siostrą, bo przecież miałam
swoje sprawy. Ale teraz doceniam, że miałam szansę już wtedy obserwować i
praktykować, jak się kąpie i przewija niemowlę, jak się z nim bawi, jak ono się
rozwija, jakie ma etapy rozwoju fizycznego i psychicznego. Cenne doświadczenie.
Byłam oswojona z widokiem karmienia.
Było to dla mnie coś normalnego. Mniej więcej wiedziałam, jak ułożyć dziecko
przy piersi, że karmi się na żądanie itp. Mama wróciła do pracy po 4 miesiącach
i mimo to karmiła siostrę jeszcze kolejny rok, więc da się to pogodzić.
Podobnie i porody domowe
jak i długie karmienie piersią nie jest w naszej rodzinie czymś dziwnym. Moja babcia urodziła siłami i drogami
natury w domu trzech synów. Każdy z nich ważył ponad 5 kg! (dokładnie nie
wiadomo ile, bo skali na wadze brakło). Każdego z nich karmiła piersią co
najmniej 2 lata aż do kolejnej ciąży. Najmłodszy (mój tata) był karmiony 3
lata. Wszyscy są dziś normalnymi, zdrowymi, inteligentnymi, zaradnymi
mężczyznami. Mają żony, dzieci, wnuki. Pracują, działają społecznie, rozwijają
pasje. Długie karmienie nie krzywdziło ich psychicznie, jak to niektórzy dziś
sugerują. W rodzinie często się to wspominało i żaden z nich nie odczuwa
wstydu, że tak długo "ciągnął cyca".
Jestem więc dziś Bogu
wdzięczna za to. Za te opowieści, za przykład z poprzednich pokoleń, za
wsparcie. Tak, to w rodzinie dostałam największe wsparcie w karmieniu piersią.
Dlatego wierzę, że to jest ważne. Ważne jest, jaki przykład dajemy naszym
dzieciom. Chcę pokazać moim córkom, że karmienie piersią jest naturalne,
piękne, wygodne. Że to nie jest coś trudnego, obciążającego, męczącego. Chcę,
żeby oswajały się z widokiem karmiącej matki, także długo karmiącej. Żeby to
nie było dla nich niczym niezwykłym. Chcę, żeby miały wiedzę o laktacji, kiedy
już same zostaną matkami i zmierzą się z różnymi przejściowymi problemami. Ze
swoją misją promocji karmienia działam we własnym domu, ale i nie tylko.
Karmiąc w miejscach publicznych, oswajam środowisko z tym widokiem. Pisząc na
blogu dzielę się swoim doświadczeniem. Organizując w klubie mam spotkania z
doradczynią laktacyjną daję możliwość młodym mamom do poszerzenia wiedzy,
zadawania pytań, radzenia się. Razem z koleżankami z Kwartalnika Laktacyjnego
obalamy mity, edukujemy, promujemy, pomagamy, wspieramy. Wierzę, że to jest
potrzebne, żeby kobiety nie wątpiły w swoją naturalną siłę.