czwartek, 31 maja 2012

Chustonoszenie

W zeszłym tygodniu pisałam o "noszeniakach" i o tym, że warto nosić swoje dzieci. Tym razem będzie o tym w czym nosić. W skrócie: na rękach, w chustach lub nosidłach miękkich. Ekspertem w temacie nie jestem, ale napiszę z własnego doświadczenia, co nam daje noszenie w chuście.

Noszenie dzieci w chuście stało się ostatnio bardzo modne, choć nie jest niczym nowym. Chusta jest wynalazkiem niemal tak starym jak sam człowiek, a wózek w szerszym użyciu jest dopiero od XIX w. Są też regiony świata, w których wózek dziecięcy w ogóle nie jest znany, za to kobiety noszą dzieci w pięknych, kolorowych chustach.

Noszenie w chuście jest bezpieczne i zdrowe. Dzieci rodzą się z fizjologicznie zaokrąglonymi plecami. Ten fakt utwierdza fizjoterapeutów w przekonaniu ze systematyczne układanie noworodka w pozycji 'na wznak' (w wózku, łóżeczku) nie jest najlepszym pomysłem.* Tu z pomocą przychodzi chusta, która obejmuje dziecko ściśle jak bandaż, nie wymusza nienaturalnej pozycji z prostymi plecami, tylko je podtrzymuje. Chusty wiązanej można używać od narodzin. 

Noszone dziecko jest blisko rodzica. Dzięki temu jest spokojniejsze, mniej płacze. Chusta choć trochę przypomina mu życie płodowe. Ma w niej ciasno, jest blisko mamy, czuje jej ciepło, słyszy bicie serca i jest kołysane w rytm jej kroków. Noszenie dziecka w chuście pozwala uniknąć dysplazji stawu biodrowego lub walczyć już ze zdiagnozowanym schorzeniem. Wynika to z pozycji jaka jest wymagana podczas noszenia: lekko zaokrąglone plecy, szeroko odwiedzione nóżki, brzuszek skierowany do ciała noszącego. Ponadto w chuście dziecko widzi świat z perspektywy dorosłego. To pozwala mu obserwować rodziców w codziennych czynnościach, dzięki czemu uczy się wzorców i zachowań potrzebnych w dorosłym życiu. Jednym słowem noszone dziecko lepiej się rozwija, szybciej uczy i, wbrew powszechnej opinii, szybciej staje się samodzielne. 

Kiedy planowałam wyprawkę, chusta do noszenia była na liście zakupów, ale nie potraktowałam jej zakupu jako priorytet. Kiedy Bubinka przyszła na świat okazało się, że lubi być stale noszona i jest dzieckiem właściwie nieodkładalnym. Jak tylko odkładałam ją na wersalkę lub do wózka, od razu podnosiła alarm. Przez pierwszy miesiąc wytrzymałam, ale przecież tak nie może być stale. Przydały by się wolne ręce, żeby coś zrobić, więc zakup chusty okazał się sprawą pilną.

Najpierw odkupiłam od koleżanki z forum ślubnego chustę-kieszonkę pouch, bo zależało mi, żeby można było szybko córkę do niej włożyć. Zakup okazał się jednak nietrafiony. Bogusia była za mała, by nosić ją w tej chuście w pozycji siedzącej, a leżeć w niej nie chciała. Darła się niesamowicie. Kupiłam więc na Allegro używaną chustę wiązaną tkaną polskiego producenta Lenny Lamb i to był strzał w dziesiątkę. Wiązania w kieszonkę nauczyłam się z filmiku na YouYube i tak się wiążemy. Chętnie poszłabym na jakieś warsztaty chustowe, co by się nauczyć naprawdę dobrze dociągać chustę i wypróbować tez inne wiązania, np. na plecach. 

Chusta bardzo ułatwiła mi codzienne obowiązki w domu. Mogę w niej zmywać naczynia, odkurzać, wieszać pranie, gotować i prasować oczywiście zachowując ostrożność. Jest też bardzo wygodna w podróży komunikacją miejską. Jak ja bym z wózkiem do autobusu lub pociągu wsiadała? A z chustą nie ma problemu. Ułatwia też poruszanie się po mieście. Windy, schody, wąskie przejścia, nierówne krawężniki już nie są taką przeszkodą. Chusta świetnie sprawdza się też na wakacjach. Piaszczysta plaża, kamieniste ścieżki w górach, polne i leśne drogi. Wyobrażacie sobie przemierzać te miejsca pchając wózek?

W tym roku wybieram się z córeczką na Tydzień Ewangelizacyjny do Dzięgielowa. To jest wieś. Namioty są rozbite na polanie, gdzie jest też dużo kamieni a gdzieniegdzie tak miękki grunt, że jak tylko spadnie deszcz (a pada zawsze na TE), to robi się błoto. Widziałam już nieraz, jak matki męczą się próbując przez to przepchać wózek. Chusta i kalosze to zaraz po Biblii obowiązkowe rzeczy na ten wyjazd. Planuję też zakup nosidła ergonomicznego. Wydaje mi się, że na upały będzie lepsze niż szczelnie opatulająca dziecko chusta. No i szybciej się zakłada.

*http://pl.lennylamb.com/articles/1_dlaczego_warto_nosi%C4%87_dzieci_%3F

sobota, 26 maja 2012

Dzień Matki

Dziś Dzień Matki, więc z tej okazji wszystkim mamom składam najserdeczniejsze życzenia zdrowia, wszelkiej pomyślności, miłości, szacunku, wdzięczności i pomocy od najbliższych oraz potrzebnych łask i błogosławieństwa Bożego.

Jak spędzacie Dzień Matki? Z dziećmi? Ze swoimi mamami? A może odpoczywacie od wszystkich i robicie coś same dla siebie?

piątek, 25 maja 2012

Noszeniaki

"Nie noś go, bo się przyzwyczai!" Takie zdanie słyszy nieraz chyba każda matka, która zareaguje na wezwanie swego niemowlęcia i weźmie je na ręce. A ja się pytam, do czego dziecko się przyzwyczai? Do noszenia? Ono od początku, dziewięć miesięcy było noszone, było blisko mamy, nieustannie ją czuło i słyszało. A nagle po porodzie zostawia się je samo w pustym łóżeczku i niech płacze? Dla dzieci potrzeba bliskości jest potrzebą podstawową. Wcale nie mniej ważną niż potrzeba pożywienia czy ciepła.

Tak zwane noszeniaki, np. różne gatunki małp, leniwce i mrówkojady, przychodzą co prawda na świat ze sprawnymi narządami zmysłów, nie są jednak zdolne do poruszania się samodzielnie w sposób odpowiedni dla ich gatunku. Są jednak dobrze rozwinięte fizjologicznie; wczepiają się łapkami w sierść matki i w ten sposób wciąż pozostają z nią w bliskim kontakcie, podczas gdy matka przemieszcza się w poszukiwaniu pożywienia.

Ludzkie dziecko również należy do noszeniaków, to znaczy, że w wieku niemowlęcym jest przystosowane do ciągłego kontaktu fizycznego lub bezpośredniej bliskości z rodzicem. Dzięki tej bliskości ma pewność, że jest bezpieczne, że nie zostało porzucone. W procesie ewolucji współczesne ludzkie niemowlę zachowało w szczątkowej formie odruch chwytny w rękach. Również, gdy tylko podniesiemy niemowlę z ziemi, ono od razu podciąga nóżki i odpowiednio je układa jakby spodziewając się ułożenia na biodrze opiekuna. Pozycja, którą dziecko przyjmuje siedząc na biodrze jest najbardziej fizjologiczną pozycją zapobiegającą dysplazji stawu biodrowego i jego zwichnięcia. Nosząc malucha możemy też zauważyć, że jak tylko wykonamy jakiś gwałtowny ruch albo dziecko przestraszy się przejeżdżającego motocykla lub gdy schodzimy z nim po schodach, niemowlę natychmiast zaciska mocniej nóżki i rączki, tym samym okazując swój aktywny udział w noszeniu. Noszenie jest więc czymś naturalnym dla naszego gatunku!*

*fragmenty za Evelin Kirkilionis "Więź daje siłę"

czwartek, 24 maja 2012

Klub Mam

Poszukując jakiegoś miejsca, w którym spotykają się młode mamy, by spędzić ze sobą czas, wymienić się doświadczeniami, wspierać się i dobrze się bawić, dowiedziałam się, że taki Klub Mam jest w moim mieście! Mamy z małymi dziećmi spotykają się co wtorek między 11:00 a 13:00 w salkach katechetycznych przy kościele św. Jerzego w Dębieńsku. Przy herbatce rozmawiają na różne tematy, czasem są warsztaty i spotkania z gośćmi. Świetny sposób, by oderwać się trochę od codziennej rutyny, wyjść z domu i spotkać się z innymi ludźmi, którzy też mają małe dzieci, więc i wspólne tematy do rozmów.

Dwa tygodnie się zbierałyśmy, ale zawsze coś w te wtorki wypadało. Ale udało się w tym tygodniu i przedwczoraj pojechałam z Bubinką do Dębieńska na spotkanie. Bardzo się cieszę, że autobusy idealnie pasują, bo ja z tych bez prawka. Przyjechałyśmy, rozejrzałyśmy się trochę i dostrzegłyśmy jedną mamę z dwójką dzieci. To ruszyłyśmy za nią i tak poznałyśmy pomysłodawczynię tego przedsięwzięcia, mamę Anię (Manię) z córeczkami Różą i Helenką. Później dołączyła do nas jeszcze jedna mama, też Ania z synkiem Łukaszkiem i tak w niewielkim, ale bardzo miłym gronie spędziłyśmy trochę czasu na rozmowie i zabawie z dziećmi.

Bardzo nam się spodobało i będziemy regularnie się pojawiać. Tym bardziej, że Mania ma już nowe ciekawe pomysły na czerwcowe spotkania. Będą sesje zdjęciowe, będą warsztaty, będą zabawy... Oj będzie się działo i nas nie może zabraknąć!

wtorek, 22 maja 2012

Co-sleeping, czyli wspólne spanie z dzieckiem

Kiedy byłam w ciąży, szykowałam w naszej sypialni kącik dla dziecka. Jego głównym obiektem było dziecięce łóżeczko. Stare, drewniane, jeszcze ja w nim spałam. Znieśliśmy ze strychu, ja umyłam, mąż złożył, dziadek zafundował nowy materac, babcia uszyła pościel. Zawsze bowiem uważałam, że każdy ma swoje miejsce do spania. Łoże małżeńskie jest dla mamy i taty a dziecko śpi we własnym łóżeczku.

Zdanie zmieniłam, zaraz po porodzie. Już w szpitalu dziwiłam się, jak to jest, że wszystkie noworodki śpią grzecznie w swoich wózeczkach przy łóżkach mam a moja wiecznie wrzeszczy i domaga się piersi. Wisiała na cycu niemal non-stop, więc wygodniej mi było wziąć ją do łóżka. Po powrocie do domu i wieczornej kąpieli uśpiłam Bubinkę i odłożyłam do przygotowanego łóżeczka. Niemal natychmiast rozległ się przeraźliwy płacz. Wzięłam ją więc na ręce, uśpiłam i znów odłożyłam. Powtórka! Pomyślałam, że pewnie źle jej na zimnym materacyku i wzięłam do siebie do łóżka. I tak już zostało.

Dla mnie to był instynkt. Dopiero później poczytałam o dobrodziejstwach współspania. Bubinka jest blisko mnie, śpi spokojniej, jest jej ciepło. Ja też jestem spokojniejsza, bo szybciej mogę sprawdzić, czy śpi, czy oddycha, czy nie ma kołdry na twarzy, no i nocne karmienie jest wygodniejsze.

Wspólne spanie rodziców i dzieci jest powszechnie praktykowane w kulturach tradycyjnych, natomiast w naszym kręgu kulturowym jest to zwyczaj dość pogardzany. Tymczasem co-sleeping daje wiele korzyści:
- ułatwia nocne karmienie, nie trzeba wstawać i się rozbudzać
- sygnały dziecka dostrzegane są bardzo szybko, można przystawić je do piersi, jak zacznie się wiercić a nie dopiero jak się rozpłacze
- dzięki utrzymywaniu kontaktu fizycznego z matką niemowlę częściej przechodzi z jednej fazy snu w drugą, wybudza się na krócej i krócej znajduje się w fazie snu głębokiego, co obniża ryzyko nagłej śmierci, nomen omen, łóżeczkowej*
- ponadto kontakt z ciałem rodzica stabilizuje temperaturę ciała dziecka i reguluje poziom hormonów stresu w jego organizmie
- duża porcja kontaktu dotykowego ułatwia tworzenie bezpiecznej więzi, zaspokaja potrzeby dziecka i pomaga mu budować zdrową samodzielność**
- szybkie uregulowanie rytmu snu i czuwania to dodatkowy plus.

Bubinka już od dawna przesypia niemal całą noc. Idziemy spać zwykle ok. 21:00. Budzi się do karmienia zazwyczaj ok. 4:00, przy czym nie rozbudza się zupełnie, tylko przez sen zaczyna się intensywnie wiercić. Karmię ją i śpimy dalej do 7:00. Bez problemów, bez płaczu, bez nerwów. Ona jest wyspana i ja też. A tak straszyli mnie nieprzespanymi nocami... Owszem, na początku tak było, bo Bubinka jadła częściej, jeszcze przewijałam ją w nocy, co dodatkowo ją rozbudzało, ale odkąd skończyła dwa miesiące nie ma już tego problemu i wysypiam się nawet lepiej niż przed pojawieniem się córeczki na świecie.

By jednak wspólne spanie było bezpieczne, muszą być zachowane pewne zasady:
- tak jak w dziecięcym łóżeczku, tak i w łóżku rodziców materac musi być stabilny, płaski, raczej twardszy i dobrze dopasowany do ramy, aby nie było wolnej przestrzeni między materacem a wezgłowiem łóżka, w której dziecko mogłoby utknąć
- malutkie dziecko nie potrzebuje poduszki, powinno spać na płasko
- w łóżku nie powinno być żadnych dodatkowych poduszek, koców, pluszaków, które mogłyby się osunąć na śpiącego malucha i przydusić go
- dziecko należy ułożyć tak, by nie miało możliwości spaść z łóżka ani utknąć pomiędzy łóżkiem a ścianą
- osoba śpiąca z dzieckiem nie może być skrajnie wyczerpana ani znajdować się pod wpływem alkoholu, narkotyków, silnych leków. Nie może też być palaczem.
Przy zachowaniu tych zasad, spanie z dzieckiem jest bezpieczne.

Oczywiście nic na siłę. Jeśli dziecko spokojnie śpi w swoim łóżeczku a rodzicom też to odpowiada, to nie ma potrzeby na chama zabierać dziecka do łóżka rodziców. To musi odpowiadać konkretnej rodzinie.

Temat współspania jeszcze nie jest wyczerpany i pewnie jeszcze nieraz pojawi się w moich notkach.

* Evelin Kirkilionis "Więź daje siłę"
** Agnieszka Stein "Dziecko z bliska"

poniedziałek, 21 maja 2012

Zalety karmienia piersią cz. 2

Dziś kontynuuję wątek o zaletach karmienia piersią. Ostatnio było o korzyściach dla dziecka a tym razem o korzyściach dla mamy!

1. Wygoda
Mleko z piersi to najwygodniejsze pożywienie, gdyż jest zawsze gotowe do spożycia, czyste i o idealnej temperaturze. Nie musisz się martwić, że może Ci w każdej chwili zabraknąć mieszanki. Nie musisz myśleć o wyparzaniu i napełnianiu butelek, mieszaniu proszku, podgrzewaniu jedzenia. Gdziekolwiek jesteś, całe pożywienie, którego Twój maluch potrzebuje, jest stale przygotowane.

2. Oszczędność
Mleko z piersi nic nie kosztuje. Karmiąc piersią nie musisz kupować butelek i mieszanek.

3. Szybszy powrót matki do dobrej formy
Naturalne karmienie przyspiesza kurczenie się macicy i jej powrót do wielkości sprzed ciąży. Karmienie piersią pomoże Ci zrzucić nadmiar masy ciała z okresu ciąży (możesz spalić nawet 500 kalorii dziennie). Musisz pamiętać, że nadwyżka ta odłożona była w postaci rezerw tłuszczu potrzebnych do produkcji pokarmu; masz teraz szansę, by zużyć te kalorie.

4. Zabezpieczenie przed kolejną ciążą (pod pewnymi warunkami)
Owulacja i miesiączkowanie są zahamowane u większości matek z laktacją przynajmniej do czasu, gdy dieta ich dzieci będzie znacznie uzupełniana pokarmami stałymi, często aż do odstawienia, a niekiedy jeszcze przez kilka miesięcy.

5. Zmniejszone ryzyko zachorowania na raka
Karmienie dziecka piersią w pewnym stopniu redukuje ryzyko zachorowania na pewne rodzaje nowotworu. Kobiety karmiące piersią są mniej zagrożone rakiem macicy, rakiem jajników oraz zachorowaniem na raka piersi przed menopauzą.

6. Wzmacnianie kości
Karmiące piersią matki mogą do późniejszego wieku zachować zdrowe kości niż te, które nigdy w ten sposób nie karmiły.

7. Zmuszanie matki do odpoczynku
Karmienie piersią zapewnia Ci częste przerwy w ciągu dnia. Niezależnie od tego, czy masz czas na odpoczynek, twój organizm po porodzie potrzebuje go, a karmienie niejako zmusza Cię, abyś usiadła na chwilę kilka razy dziennie.

8. Ułatwione karmienia nocne
Nocne przebudzenia dziecka mogą stać się o wiele znośniejsze, gdy ukojenie jest w zasięgu Twoich piersi, a nie gdzieś daleko w kuchni, w lodówce i nie wymaga podgrzania ani przelania do butelki.

9. Możliwość robienia kilku rzeczy na raz
Gdy nabierzesz wprawy w karmieniu - oraz zdobędziesz umiejętność manewrowania jedną ręką - szybko odkryjesz, że karmiąc, możesz jednocześnie wykonywać wiele innych czynności. Ja najczęściej wtedy czytam książkę, przeglądam strony w internecie albo też jem ;)

10. Silna więź matki z dzieckiem
Największą zaletą karmienia piersią jest więź, jaka zacieśnia się wtedy między matką a dzieckiem. Jest to kontakt cielesny, wzrokowy, okazja do przytulania i przemawiania do maleństwa. I jeszcze jedna zaleta dla karmiących mam: badania wykazują, iż karmiące matki rzadziej cierpią na depresję poporodową.*

*fragmenty za Heidi Murkoff "Pierwszy rok życia dziecka"

czwartek, 17 maja 2012

Zalety karmienia piersią cz. 1

Dziś, jak obiecałam, będzie o zaletach karmienia piersią. A jest ich niemało, zarówno dla dziecka jak i dla matki. W tej notce zajmiemy się korzyściami dla dziecka. No to lecimy! :)

1. Mleko "dopasowuje się" do potrzeb dziecka
Skład pokarmu kobiecego nieustannie się przeobraża, aby zaspokoić wciąż zmieniające się potrzeby dziecka: inny jest rano, inny późnym popołudniem; inny na początku karmienia, inny na końcu; inny w pierwszym miesiącu życia, inny w siódmym; jeszcze inny dla wcześniaka, a inny dla niemowlęcia urodzonego o czasie. Składniki mleka z piersi są dostosowane do potrzeb dziecka oraz możliwości przyswajania.

2. Lepsze trawienie
Mleko z piersi jest stworzone, aby zaspokoić wrażliwy i wciąż rozwijający się układ trawienny ludzkiego noworodka. Jego białko i tłuszcz są łatwiej tolerowane przez dziecko niż białko i tłuszcz mleka krowiego. Dzieci łatwiej absorbują mikroskładniki z pokarmu matki niż z krowiego mleka.

3. Jest bezpieczne
Masz pewność, że mleko z piersi nie będzie źle przygotowane, nie ulegnie zepsuciu czy zakażeniu.

4. Przeciwdziała alergiom
Niemowlęta nigdy nie są uczulone na mleko matki. Chociaż noworodek może być wrażliwy na coś, co matka zjadła i co przeszło do pokarmu, jednak samo mleko matki jest zawsze dobrze tolerowane przez malutkiego konsumenta. Wiele badań wskazuje także, iż dzieci karmione piersią są mniej zagrożone ryzykiem zachorowania na astmę oskrzelową czy wyprysk niż dzieci karmione gotowymi preparatami.

5. Spokojny brzuszek
Ponieważ mleko kobiece posiada naturalne właściwości przeczyszczające i jest łatwiej trawione, ssące pierś noworodki właściwie nigdy nie cierpią na zaparcia. Choć ich stolce są zwykle bardzo luźne, biegunki zdarzają się również wyjątkowo rzadko. Mleko z piersi obniża ryzyko wystąpienia zaburzeń trawiennych w dwojaki sposób: niszcząc szkodliwe mikroorganizmy oraz stymulując wzrost pożytecznych mikroorganizmów, sprawujących nad tamtymi kontrolę.

6. Mniejsze ryzyko wystąpienia rumienia pieluszkowego
Stolce niemowlęcia karmionego piersią rzadziej wywołują rumień pieluszkowy, lecz ta korzyść (jak również mniej przykry zapach) mija z chwilą wprowadzenia pokarmów stałych do diety dziecka.

7. Zapobieganie infekcjom
Za każdym razem, gdy niemowlę ssie pierś matki, otrzymuje sporą dawkę przeciwciał wzmacniających jego odporność na choroby. Mówiąc ogólnie, rzadziej wystąpią u niego przeziębienia, infekcje ucha, zakażenie dolnego odcinka dróg oddechowych czy układu moczowego i inne choroby niż u noworodka karmionego mieszanką. Szybsze będą też powroty do zdrowia, a ewentualne powikłania rzadsze. Karmienie piersią poprawia reakcję organizmu na szczepienia przeciwko większości chorób (takich jak tężec, błonica i polio). Chroni również, do pewnego stopnia, przez zespołem nagłej śmierci niemowlęcia.

8. Otyłość - rzadki problem
Niemowlęta karmione piersią są mniej pucołowate niż ich rówieśnicy chowani na mieszankach mlecznych. Częściowa przyczyna leży w tym, że dziecko samo reguluje ilość wypijanego mleka i automatycznie przestaje pić, gdy poczuje się pełne. Dodatkowo matczyne mleko zawiera prawidłową liczbę kalorii, gdyż mleko drugiej fazy (to, które dziecko otrzymuje pod koniec karmienia) jest bardziej kaloryczne niż mleko pochodzące z początku karmienia, więc daje poczucie sytości - sygnalizuje zatem o zakończeniu ssania. Wydaje się również, iż matczyne mleko zapobiega otyłości w okresie dziecięcym i późniejszym. Wedle najnowszych badań dzieci karmione piersią rzadziej mają nadwagę jako nastolatki niż ich rówieśnicy, którzy otrzymywali gotowe mieszanki. Okazuje się, że im dłużej dziecko jest karmione przez matkę, tym mniejsze jest prawdopodobieństwo, że wystąpi u niego nadwaga. Wskazuje się też na związek pomiędzy karmieniem piersią a niższym poziomem cholesterolu w wieku dorosłym.

9. Rozwija umysł
Według niektórych badań karmienie piersią wpływa na nieco wyższy iloraz inteligencji dziecka, przynajmniej do piętnastego roku życia, a być może także i po osiągnięciu dorosłości. Być może jest to nie tylko rezultatem spożywania prawidłowej ilości kwasów tłuszczowych, które mają wpływ na rozwój mózgu, lecz także bliskości matki i dziecka w czasie karmienia, co przypuszczalnie wspomaga rozwój intelektualny.

10. Zadowolenie ze ssania
Dla pełnego zadowolenia i zaspokojenia odruchu ssania niemowlę może kontynuować ssanie pustej piersi. Takie ssanie, któremu nie towarzyszy jedzenie, bywa niezwykle przydatne w momencie, gdy malec jest pobudzony i należy go uspokoić.

11. Lepszy rozwój jamy ustnej
Nawet najlepiej skonstruowany smoczek nie jest w stanie zapewnić szczękom, dziąsłom, zębom i podniebieniu dziecka treningu, jaki przechodzi ono ssąc pierś matki. Trening ten zapewnia optymalny rozwój ust oraz wpływa na prawidłowy rozwój zębów. Karmione piersią dzieci rzadziej wymagają interwencji stomatologa.*

*fragmenty za: Heidi Murkoff "Pierwszy rok życia dziecka"

poniedziałek, 14 maja 2012

Trudne karmienia początki

Kiedy zaszłam w ciążę, wiedziałam, że będę karmić piersią. To było naturalne. Dla mnie nie było innej opcji. Po prostu to nie podlegało jakimkolwiek rozważaniom. Jednak początki karmienia piersią nie należały do najprzyjemniejszych. Jeszcze na sali porodowej przystawili mi Bubinkę do piersi, ale nie possała za dużo. Na drugi dzień była masakra. Ja miałam niewiele pokarmu a Bubinka chciała jeść niemal non stop. Potrafiła spędzić godzinę przy jednej piersi i zaraz potem domagać się drugiej, przy której też niemal godzinę spędzała i... znów chciała tej pierwszej. To był koszmar. Zastanawiałam się, co jest nie tak. Inne noworodki smacznie spały a moja non-stop jadła! Ruszyć się nie mogłam nawet do ubikacji, sutki bolały popękane. Jak już nie wytrzymywałam, to oddawałam Bubinkę na salę noworodków, żeby ją dokarmili. Nikt mi wtedy nie doradził. Co robić? Jak przystawiać małą do piersi? Dlaczego tyle płacze? Czy na pewno to z głodu, czy jest inny powód? Żadnej porady. Z przerażeniem myślałam jak to będzie po powrocie do domu.

Dwie doby po porodzie wypisali nas ze szpitala. W domu Bubinka nadal non-stop jadła. Kupiliśmy mleko modyfikowane, żeby było w pogotowiu. Zdarzyło nam się raz przygotować w butelce, ale mała nie chciała tego pić. Krztusiła się. Może za mocno jej leciało ze smoczka? Ale to najmniejszy smoczek jaki był! Mąż kupił potem strzykawkę do karmienia noworodków, ale już nie była potrzebna. Jakoś przetrwaliśmy noc a na następny dzień dopadł mnie nawał pokarmu. Bubinka już się najadała, ale ja cierpiałam. Piersi były olbrzymie, twarde i ciężkie jak dwie cegłówki. Nie mogłam się wyprostować. Plecy mnie bolały od tego ciężaru. Do tego te popękane brodawki... Niezbędny okazał się laktator, żeby odciągnąć nadmiar. Trwało to chyba z tydzień lub dwa. Później mój kręgosłup trochę odpoczął, ale z poranionymi brodawkami męczyłam się jeszcze ze dwa miesiące. Dopiero potem zaczęłam odczuwać autentyczną przyjemność z karmienia.

Cieszę się, że wytrzymałam te trudne początki i mam satysfakcję z tego, że się nie poddałam. Wiem, że mój pokarm jest najlepszy dla mojej córeczki. No i ta bliskość! Trudno mi sobie wyobrazić, podobne uczucie przy karmieniu butelką. Karmienie piersią ma wiele zalet, o których napiszę w osobnej notce.

niedziela, 13 maja 2012

Wkładki i muszle laktacyjne

Dziś temat dla mam karmiących, dla których wkładki laktacyjne to element obowiązkowy.

Zaczęłam używać wkładek, kiedy dopadł mnie nawał pokarmu w trzeciej dobie po porodzie. Zaczęłam od wkładek jednorazowych. Wypróbowałam marki Bella, Penaten, Canpol i jakieś tanie niemieckie, których nazwy nie pamiętam. Te ostatnie okazały się całkiem fajne. Świetnie chłonęły, ale były dość grube. Nie miały przylepca, co okazało się dużym plusem. Świetne okazały się też wkładki Penaten. Też dość grube, ale dobrze wyprofilowane i chłonne. Wkładki Canpol za to są o większej średnicy, cieńsze, choć nadal bardzo chłonne. Pakowane są pojedynczo w woreczki, co jest wygodne, gdy zabiera się kilka do torebki, ale na co dzień bardzo irytujące, gdy potrzebuję wkładki na już a muszę mocować się z woreczkiem. Poza tym dodatkowe worki to dodatkowe śmieci. Wkładki Penaten i Canpol posiadają przylepiec, którym można przymocować wkładkę do stanika, żeby się nie przesuwała. Mnie ten przylepiec tylko przeszkadzał, bo w jednym miejscu wkładka trzymała się biustonosza, ale inne jej brzegi się zwijały. Więc w ogóle nie korzystałam z tego rozwiązania. Niestety papierek zabezpieczający przylepiec ma odstające rogi, które zahaczały. Lepiej jest to rozwiązane we wkładkach Bella. Tam zabezpieczenie przylepca składa się z dwóch kawałków. Żeby odlepić, wystarczy odgiąć. Podobnie jak to jest rozwiązane w plastrach na rany. Na tym zaczynają się i niestety kończą zalety wkładek Bella. Są one cienkie jak listek i mało chłonne. Trochę wilgoci i wkładka przecieka.

Po kilku tygodniach miałam już dość jednorazówek. Szły jak woda! Co chwilę musiałam uzupełniać zapasy. Poza tym przyklejały się do piersi podrażniając już i tak popękane brodawki. Postanowiłam wypróbować muszle laktacyjne. Wybrałam muszle marki Avent. W komplecie są 2 miękkie silikonowe nakładki, 2 niewentylowane muszle do zbierania pokarmu i 2 wentylowane muszle. Nakładki łączy się z muszlami niewentylowanymi lub wentylowanymi. Muszla nie dotyka brodawki, więc jej nie podrażnia. Niewentylowane muszle nie mają dziurek, służą do zbierania pokarmu. Nic nie wycieka, ale i powietrze nie dochodzi. Wentylowane mają dziurki zapewniające dopływ powietrza, co przyspiesza gojenie popękanych brodawek. Niestety przy pochylaniu się zawartość muszli wylewa się. Do tego muszle są z twardego plastiku i okropnie odznaczają się pod ubraniem. Te niegodności spowodowały, że muszli używałam tylko w domu.

Przyszedł czas na wypróbowanie wkładek wielorazowych. Wybrałam produkty polskiej firmy Pupeko. Firma ta ma w swojej ofercie kilka rodzajów wkładek. Są to kółka o średnicy 10 cm. Nieprofilowane, więc trochę się fałdują. Szczególnie może to być widoczne na małych piersiach. We wszystkich zewnętrznym materiałem jest wodoszczelny, ale przepuszczający powietrze PUL bawełniany lub poliestrowy (lepszy), jednokolorowy lub w bajeczne wzory. A później zależnie od rodzaju 2 warstwy flaneli, warstwa flaneli w środku a od wewnątrz mikropolar dający uczucie suchości albo welur bawełniany, albo po prostu 2 warstwy dzianiny bambusowej. Zdecydowanie najbardziej lubię te z mikropolarem, ewentualnie welurem. Bambus wcale nie jest taki chłonny, a te z samą flanelą są najcieńsze i najmniej chłonne. PUL rzeczywiście nie przepuszcza wilgoci, za to jak już wkładka mocno nasiąknie, wilgoć wychodzi brzegami i tworzy mokre okręgi na ubraniu. Na początku zdarzało mi się to bardzo często, ale teraz laktacja jest już bardziej unormowana i zdarza się sporadycznie. Zaopatrzyłam się w 16 par wkładek, co wyszło mnie ok. 150 zł z przesyłką i już dawno się ten wydatek zwrócił. Dzięki temu, że mam tyle par, pranie wychodzi mniej więcej raz w tygodniu. Wkładki piorę w samym proszku. Nie należy używać płynu do płukania, który mógłby zmniejszyć chłonność wkładek. Suszę je rozłożone na suszarce do bielizny. Schną bardzo szybko. Nie należy wkładek suszyć na kaloryferze ani prasować. Wysoka temperatura niszczy wodoodporne właściwości PULa. Jak się zdarzy, że wszystkie wkładki są w praniu, zakładam muszle.

Generalnie nie trafiłam na opcję idealną, ale najbardziej jestem zadowolona z wkładek wielorazowych. Może nie chłoną aż tak dobrze jak jednorazówki Penaten czy Canpol, ale nie produkuję sterty śmieci a naturalny materiał nie podrażnia brodawek.

piątek, 11 maja 2012

Alternatywa dla pampersów

Dziś Bubinka skończyła 4 miesiące i z tej okazji (a także z okazji Dnia Bez Śmiecenia) została zapieluchowana wielorazowo.

Kiedy usłyszałam o nowoczesnych pieluszkach wielorazowych, podeszłam do nich bardzo sceptycznie. Chyba najbardziej przerażało mnie spieranie luźnych kupek. Jednak ziarenko ciekawości zostało zasiane i powoli oswajałam się z myślą, że może kiedyś spróbujemy. No i stało się:


Dowiedziałam się, że w pieluszkach jednorazowych jest ponad 200 różnych związków chemicznych, które poprawiają chłonność, dają uczucie suchości i niwelują przykry zapach, a które nie pozostają obojętne dla zdrowia dziecka. Są tam substancje rakotwórcze, które przez niemal 2-3 lata mają stały kontakt z wrażliwą skórą niemowlęcia.* To chyba najbardziej przekonało mnie, by spróbować alternatywnego rozwiązania. Do tego względy ekologiczne (jednorazówki rozkładają się nawet 500 lat!), ekonomiczne (wielorazówki wychodzą taniej) a także wygoda (noszenie papierowo-plastikowej bielizny z pewnością nie jest przyjemne), no i te kolorowe wzory(!) ostatecznie mnie przekonały.

Jak na razie testujemy. Spierania kupek już się nie boję. Już nieraz zdarzyło się, że co nieco wyciekło z pampersa i trzeba było taką niespodziankę spierać z ubranka. Nie taki diabeł straszny ;) Mamy jeszcze zapasy jednorazówek. Na razie będą na noc i na wyjścia. Za jakiś czas napiszę, co z tych naszych testów wyszło i jak te pieluchy się sprawdzają.

środa, 9 maja 2012

Po co mi dziecko?

Uważam, że szacunek do dziecka trzeba mieć już jak dziecko jest jeszcze w planach! Po co decydujemy się na dziecko? Po co chcemy go mieć? Żeby nas uszczęśliwiło? Żebyśmy nie byli samotni? Żeby na starość ktoś się nami zajął? Bo rodzina dopytuje? Bo wszyscy znajomi już mają? Bo tak wypada?

Kiedy podejmowaliśmy decyzję o dziecku, był to nasz świadomy wybór. Po dwóch latach małżeństwa przyszedł taki czas, że poczułam, że to jest dobry moment na powiększenie rodziny. Nie dlatego, że wypada. Nie dlatego, że rodzina nalegała. Nawet nie dlatego, żeby dziecko nas uszczęśliwiło albo nas jeszcze bardziej do siebie zbliżyło. Zapragnęłam dziecka, bo to ja chciałam jemu dać moją miłość, czas, poświęcenie, pokazać świat, przekazać wartości, którymi się kieruję.

Już miałam wszystko zaplanowane. Jak się przygotować, kiedy zacząć starania... Ale jak to mówią: "Jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, powiedz Mu o swoich planach." Jako osoba wierząca oczywiście i tę sprawę powierzyłam Bogu. W modlitwie odwołałam się do Jego polecenia "Rozradzajcie się i rozmnażajcie się", powierzyłam Mu siebie i męża, moje ciało, aby je pobłogosławił i przygotował dla maleństwa. Powiedziałam Bogu o swoich planach macierzyńskich, ale powiedziałam też, że ufam Mu i zgodzę się z Jego wolą, jeśli na dziecko będę musiała poczekać, albo jeśli w ogóle nie będę go miała. O dziwo Bóg nie roześmiał się z moich planów, ale nawet je pobłogosławił i już w pierwszym cyklu starań okazało się, że przyniosły one upragniony wynik.

Bóg towarzyszy Bubince od początku. Najpierw modliłam się o jej poczęcie, potem o to, by zdrowo się rozwijała we mnie, o dobry poród i teraz też codziennie Bogu za nią dziękuję i proszę Go o zdrowie dla niej i o mądrość w wychowaniu dla mnie. Nawet jej imię mówi, że jest Bogu-miła. To tata wybrał takie imię a mama chętnie na to przystała.

Teraz to ja jestem dla niej a nie ona dla mnie. To ja poświęcam czas, daję miłość i opiekę. Nie mogę od niej nic wymagać. Na to przyjdzie czas. Żeby zbierać, trzeba najpierw zasiać. Więc sieję, jestem przy niej, przekazuję wartości, kocham a i tak mam na uwadze to, że ona nie jest moją własnością, ale osobnym człowiekiem i żyje nie dla mnie, ale dla siebie.

wtorek, 8 maja 2012

Rodzicielstwo Bliskości

Zapowiedziałam, że blog będzie o Rodzicielstwie Bliskości, ale co to właściwie jest?

Rodzicielstwo Bliskości (ang. Attachment Parenting) to filozofia rodzicielska oparta na zasadach teorii przywiązania. Najważniejsza jest silna więź emocjonalna dziecka i rodzica (opiekuna). Ta więź ma wpływ na całe późniejsze życie. Twórcą terminu Attachment Parenting i popularyzatorem nurtu jest amerykański pediatra William Sears.

Rodzicielstwo Bliskości nie jest zbiorem zasad, ale podejściem opartym na szacunku, uwadze i czułości wobec dziecka. Nie ma jednego modelu rodzicielstwa bliskości, ale jest "7 filarów", które tworzą zbiór wskazówek i inspiracji. Nie są to jednak ścisłe nakazy.*

1. Nawiąż więź uczuciową podczas narodzin, przygotuj się do ciąży, porodu i rodzicielstwa
2. Karm z miłością i szacunkiem
3. Zapewnij odżywczy dotyk
4. Zapewnij bezpieczny sen, pod względem fizycznym i emocjonalnym
5. Reaguj z wrażliwością
6. Praktykuj pozytywną dyscyplinę, wystrzegaj się dziecięcych treserów
7. Dąż do równowagi w życiu osobistym i rodzinnym

Jak ja osobiście rozumiem poszczególne punkty i jak to wychodzi w praktyce opisywać będę w kolejnych notkach.

*źródło: Reni Jusis, Magda Targosz "Poradnik dla zielonych rodziców"

niedziela, 6 maja 2012

Zaczynamy!


Witajcie na moim blogu!

Macierzyństwo było moim marzeniem od dawna, ale czekałam na odpowiedni moment. Po 2 latach małżeństwa poczułam, że ten moment nadszedł, że jestem gotowa na tak poważne zmiany. To była naturalna kolej rzeczy, naturalny krok naprzód w budowaniu naszego związku i rodziny.

I tak niespełna 4 miesiące temu zostałam mamą. Moje życie wywróciło się do góry nogami i jest jeszcze przyjemniejsze niż było. Od początku macierzyństwa kieruję się intuicją i dopiero niedawno dowiedziałam się, że to, jak zajmuję się córką, ma swoją nazwę - Rodzicielstwo Bliskości.

Założyłam bloga dopiero teraz, bo wcześniej córka absorbowała mój czas na tyle, że nie miałam kiedy pisać. Teraz już potrafi czasem zająć się sama sobą a i dopiero teraz mam w ogóle o czym pisać. Na tym blogu będzie o rodzicielstwie bliskości, karmieniu piersią i rozszerzaniu diety, co-sleepingu, chustonoszeniu i innych tematach okołodzieciowych i okołomamowych. Niemal codziennie spotykam się z "dobrymi radami" na temat wychowywania dzieci i chciałabym podzielić się z Wami moim spojrzeniem na te "rady". Nie jestem ekspertem w wychowaniu i nie będę się tu mądrzyć. Wpisy będą bardzo osobiste, o tym, jak rodzicielstwo bliskości sprawdza się w naszym przypadku.

Tytuł bloga związany jest z jego główną bohaterką widoczną na zdjęciu głównym - naszą córką Bogumiłą, zwaną Bubą lub właśnie Bubinką.

Zapraszam do lektury i zachęcam do komentowania, dyskusji i dzielenia się swoimi spostrzeżeniami.