czwartek, 28 marca 2013

Przedświątecznie

Dziś już Wielki Czwartek. Ale ten czas leci! Z moim pasyjnym postanowieniem sprawa ma się różnie. Zdecydowanie jestem bardziej zorganizowana w codziennych domowych obowiązkach, więcej bawię się z Bubinką i chodzimy na spacery, o ile pogoda pozwala, ale wciąż jeszcze czasem trudno mi wyłączyć komputer. Eh, nałóg.

Na czas świąteczny znikam z bloga. Chcę się dobrze przygotować do przeżywania tych najważniejszych dla chrześcijan świąt. Nowe notki będą dopiero po Wielkanocy. W kolejce czeka recenzja formowanki Ecodidi i wkładki higienicznej Pupeko.

A już teraz życzę Wam z całego serca spokojnych Świąt Zmartwychwstania Pańskiego, mnóstwa pyszności na stole, rodzinnej atmosfery, prawdziwej wiosny za oknem oraz Błogosławieństwa Bożego.

środa, 27 marca 2013

Przepis na sos pomidorowy (z mięsem mielonym)

Niedawno trafiłam na bloga, na którym była recenzja produktów Gerber DoReMi. Opisany był sosik pomidorowy ze słodką papryką i kurczakiem. Nie czytałam całości, ale jedno zwróciło moją uwagę - skład. Czego się spodziewacie w składzie dania o takiej nazwie? Bo ja z przede wszystkim pomidorów, papryki i kurczaka. A tymczasem czytam: marchew, woda (użyta do przyrządzenia), pomidory 28%, mięso z kurczaka 8%, sok z białych winogron, cebula, papryka czerwona 3%, kukurydza, skrobia kukurydziana, olej roślinny, natka pietruszki, sól. Składniki wymienione w nazwie zajmują zaledwie 39% całego dania. Czy ten sos nie powinien nazywać się sos marchwiowy z pomidorami i dodatkiem kurczaka i papryki?

No to teraz moja alternatywa. Przepis na sos pomidorowy (z mięsem mielonym).

Propozycja dla 2 dorosłych i 1 dziecka.

Składniki:
1 łyżka oliwy z oliwek
1 średnia cebula, drobno posiekana
1-2 ząbki czosnku (albo więcej jak kto lubi), drobno posiekane lub zmiażdżone
500 g mięsa mielonego (opcjonalnie)
400 g pomidorów z puszki, zblendowanych
2 łyżki koncentratu pomidorowego
1 łyżeczka papryki słodkiej mielonej  (można dodać też nieco ostrej, byle nie przesadzić)
1 łyżka suszonej bazylii
1 łyżka oregano
szczypta świeżo zmielonego czarnego pieprzu

Wykonanie:
Rozgrzej oliwę na patelni, wrzuć cebulę i smaż do miękkości. Dodaj czosnek i smaż na wolnym ogniu przez minutę lub dwie. Jeśli robisz sos z mięsem, teraz go dodaj i smaż tak długo, aż mięso nie będzie różowe. Dodaj pomidory, koncentrat pomidorowy i przyprawy. Smaż na wolnym ogniu przez ok. 20 minut (lub, jeśli robisz z mięsem, aż sos zgęstnieje).

Uwagi:
1. Często robię ten sos z mięsem mielonym, ale i bez mięsa może być. Mielone wybieram wołowo-wieprzowe, albo z szynki, rzadko drobiowe. Można też dodać inne mięso, np. pokrojoną w kostkę pierś z kurczaka.
2. Cebulę i czosnek siekam blenderem (bo szybciej). Potem w tym samym naczyniu blenduję też pomidory, więc co jeszcze zostało cebuli i czosnku na ściankach naczynia, to spływa do patelni razem z pomidorami.
3. Zamiast pomidorów z puszki, można dodać świeże, sparzone i obrane ze skóry.
3. Bazylię i oregano dodaję suszone, ale dodanie świeżych z pewnością będzie równie dobre albo i lepsze.
4. Ostatnio z braku czarnego pieprzu dodaję kolorowy, też dobry.
5. Można dodać inne składniki (np. świeżą paprykę) wedle uznania.

Ten sos podaję najczęściej z makaronem (spaghetti, penne, świderki), ale równie dobrze będzie smakował z ryżem lub kaszą. Nada się też do pulpetów albo gołąbków.

Smacznego!

wtorek, 26 marca 2013

BLW - korzyści dla całej rodziny

BLW ma wiele zalet. O części z nich już pisałam. Dziś poruszę jeszcze inne. BLW zakłada wspólne posiłki całej rodziny. Wszyscy jedzą razem przy wspólnym stole w tym samym czasie i to samo jedzenie. Dzięki temu udało mi się przenieść wszystkie posiłki sprzed telewizora do kącika jadalnego w kuchni.

A dzięki temu, że wszyscy jemy to samo, zaczęłam zwracać większą uwagę na to, co jemy. Czytam skład produktów, które kupuję. Z naszego menu zniknęły fast foody, gotowe dnia, napoje gazowane i słodycze. To znaczy one wszystkie się pojawiają, ale już w ramach wyjątku a nie w codziennym jadłospisie. Kiedyś nie wyobrażałam sobie całkowicie zrezygnować z soli. To była moja ulubiona przyprawa i używałam jej w sporych ilościach. Dziś prawie wcale po nią nie sięgam. Już mi smakują kanapki z pomidorem czy jajkiem nieprzyprawione solą. Wszystkie warzywa gotowane na parze bez soli mają prawdziwy smak. Wciąż jednak nie lubię makaronu czy ryżu ugotowanego w nieosolonej wodzie. Jednak jest na to sposób. Wystarczy zmieszać z warzywami albo polać aromatycznym sosem. Smażone dania nadal występują w naszej kuchni, ale ich ilość wyraźnie się zmniejszyła na rzecz dań z pary, duszonych lub pieczonych. Z jedzeniem warzyw i owoców nigdy nie miałam problemów. Za to mój mąż przekonał się do zieleniny. Zamiast soków, wolę wodę do posiłku. Woda dzięki temu, że ma neutralny smak, pozwala rozkoszować się prawdziwym smakiem dań. Otwarłam się też na nowe smaki. Polubiłam kasze, których wcześniej właściwie nie jadaliśmy. Próbuję nowych warzyw, owoców i ryb. Częściej eksperymentuję w kuchni. Polubiłam gotowanie!

poniedziałek, 25 marca 2013

Niezwykłe spotkanie

W miniony piątek w klubie mam prowadziłam spotkanie na temat BLW. To był mój debiut i trochę się stresowałam, ale grunt to się dobrze przygotować i wiedzieć o czym się mówi. Jestem zadowolona ze spotkania i cieszy mnie, że zebrane mamy chętnie dzieliły się swoim doświadczeniem i zadawały pytania.

Spotkanie to było niezwykłe z jeszcze jednego powodu. Przybyły na mnie moje koleżanki z blogosfery Anuszka i Piegowata mama razem ze swoimi dzieciakami. Obie Rybniczanki, więc nie miały daleko. Cudownie było poznać się na żywo. Obie są wspaniałymi dziewczynami, bardzo sympatyczne, mądre, uśmiechnięte. I mają cudne dzieci. Energiczne i radosne. Od początku czułam się z nimi swobodnie. Miałam wrażenie, że znamy się od zawsze! Takie pokrewne dusze  z podobnym spojrzeniem na macierzyństwo.

Naprawdę przesympatyczne to było spotkanie i mam nadzieję, że nie ostatnie. Fajnie by było, gdyby dziewczyny regularnie przyjeżdżały na nasze spotkania w klubie.

TU możecie poczytać relację Piegowatej. Ewa miała też aparat, więc jest kilka fotek :)

środa, 20 marca 2013

Antykoncepcja... dlaczego nie?

Kiedyś pisałam o Naturalnych Metodach Planowania Rodziny. Wybrałam ten sposób regulacji poczęć ze względu na to, że jest zgodny z naturalnym rytmem płodności kobiety, jest ekologiczny, ekonomiczny i skuteczny. Jeśli chodzi o antykoncepcję, wzbudza ona moje wątpliwości natury etycznej. I o ile neutralnie odnoszę się do mechanicznych środków antykoncepcyjnych, o tyle środki hormonalne są dla mnie moralnie nie do przyjęcia.

Co jest złego w pigułkach antykoncepcyjnych?
1. Zaburzają naturalną gospodarkę hormonalną.
2. Niszczą płodność.
3. Mają czworakie zadanie:
- zagęszczają śluz szyjkowy (blokada dla plemników)
- hamują owulację (ubezpłodniają)
- zmniejszają ruchy jajowodów (nawet jeśli dojdzie do zapłodnienia jest ryzyko ciąży pozamacicznej, bo zapłodnione jajeczko przez spowolnione ruchy jajowodów nie dotrze na czas do macicy)
- mają działanie antynidacyjne, hamują narastanie śluzówki macicy (nawet jeśli dojdzie do zapłodnienia, jest ryzyko, że zarodek nie zagnieździ się w macicy, bo nie ma tam dostatecznie wykształconej śluzówki. Zarodek zostaje wydalony – dla mnie równoznaczne z aborcją)
4. inne (wystarczy przeczytać ulotkę jakiegokolwiek antykoncepcyjnego środka hormonalnego – akapity: działanie, objawy niepożądane)
5. Zanieczyszczają środowisko
6. Są drogie!

Spójrzmy jeszcze raz na punkt 3. Środki hormonalne nie mają 100% skuteczności w zapobieganiu zapłodnieniu. Jest więc szansa, że przy ich stosowaniu do zapłodnienia dojdzie. Ja wierzę, że życie zaczyna się od poczęcia. Jestem całkowicie przeciwna aborcji. Dlatego mając to na uwadze, nie mogę ryzykować, że już poczęte dziecko zostanie poronione na skutek antynidacyjnego działania pigułki.

niedziela, 17 marca 2013

Tak niewiele trzeba

Pisałam wczoraj o tym, żeby nie zbywać dziecka, kiedy do nas przychodzi. To teraz podzielę się z Wami moim doświadczeniem z Bubinką.

Są takie sytuacje, kiedy chcę coś zrobić na komputerze albo w kuchni. Kiedy nie mam ochoty na zabawę z dzieckiem tylko wolę bardziej dorosłe zajęcia. Oczywiście Bubinka nie jest w stanie tego zrozumieć. Może chwilę pobawić się sama, ale tylko wtedy, kiedy ona ma na to ochotę a nie wtedy, kiedy ja jej każę. Jest więc tak, że czasem przychodzi do mnie z jakąś lalką, książeczką, klockami albo i bez niczego, łapie mnie za nogi i domaga się uwagi, zachęca do wspólnej zabawy. Czasem próbuję jej wytłumaczyć, że w tej chwili mam coś do zrobienia i jak tylko skończę, to się pobawimy. Niestety to nie skutkuje. Ja wpadam w coraz większą irytację, bo przecież mam ważne sprawy a ona mi przeszkadza. Ona też się irytuje, bo przecież chce zwrócić na siebie moją uwagę, pobawić się razem a mama jest jakaś nieprzyjemna i się odsuwa. Ja zaczynam podnosić głos. Ona zaczyna jęczeć. Ja krzyczę. Ale krzyk jej nie ucisza. Ona nie rozumie, dlaczego mama na nią krzyczy. Co zrobiła nie tak? Wciąż domaga się uwagi. Ja krzyczę coraz głośniej a ona zaczyna się bać. W końcu ja nic nie jestem w stanie zrobić a ona też nadal nie uzyskała ode mnie tego, czego potrzebowała. Ja jestem zdenerwowana, ona przerażona płacze. W końcu jej płacz jest dla mnie jak kubeł zimnej wody. Co ja robię? Dlaczego krzyczę? Czemu ona jest winna? Przecież tylko chciała mi coś przekazać, przytulić się, pobawić. Nie chciała mnie zdenerwować. A ja się nad nią wyżywam. Przytulam ją, przepraszam, a ona się uspokaja. Już jest dobrze. Ona jest zadowolona i wraca do swojej zabawy a ja mam czas na moje "ważne" sprawy.

Po kilku takich niepotrzebnych akcjach teraz już wiem, że jak robię obiad a Buba wiesza mi się na nogach nie pozwalając zrobić kroku, to czasem wystarczy jedynie przykucnąć i spytać się, czego chce. Zwykle wtedy chce się jedynie przytulić na chwilkę i zaraz biegnie do swoich spraw a ja mogę kontynuować gotowanie. Spokojnie, bez irytacji. Naprawdę tak niewiele trzeba.

sobota, 16 marca 2013

Skąd się bierze przywiązanie?

"Lata badań pokazały, że kluczem do silnego przywiązania jest wyczulona reakcja na potrzeby dziecka przez opiekuna. Ekrany telewizyjne mogą dostarczyć wielu przydatnych rzeczy: rozrywki, informacji, a nawet oderwania od stresu. Ale nie potrafią zrobić głupiej miny, przytulić ani dostarczyć głębokiego poczucia bezpieczeństwa i pewności siebie."
Lawrence J. Cohen "Rodzicielstwo przez zabawę", str. 60

Czasami, kiedy dziecko co chwilę czegoś od nas chce, dla świętego spokoju sadzamy je przed telewizorem i puszczamy bajki. Nie ma w tym nic złego, o ile jest sporadyczne a nie staje się bardzo częstym zwyczajem i właściwie jedynym uspokajaczem dziecka. Jeśli dziecko zwraca na siebie naszą uwagę, to znaczy że jej potrzebuje. Przytulmy je, porozmawiajmy, zainteresujmy się tym, co ma nam do przekazania, pobawmy się razem z nim. Jeśli za każdym razem je zbywamy, niech nas później nie zdziwi, że się od nas oddala, nie chce nam powierzać swoich sekretów, nie chce rozmawiać o swoich problemach ani dzielić z nami radości.

środa, 13 marca 2013

Bubinka testuje - śliniak wiązany z rękawami Akuku

Po ponad miesiącu testowania przyszedł czas na pierwszą recenzję produktów Akuku. Na pierwszy ogień poszedł śliniak wiązany z rękawami. Śliniak jest duży, wykonany z wzorzystej ceraty, obszyty lamówką. Ma długie rękawy a z przodu kieszonkę, do której wpadają kawałki jedzenia. Wiązany na karku. Tyle faktów a teraz wrażenia.

Producent zaznacza, że śliniak przeznaczony jest dla niemowląt właściwie od urodzenia (0+). Szczerze mówiąc, 14-miesięczna Bubinka się w nim "topi". Śliniak jest naprawdę duży, właściwie to fartuch. Ma to swoje zalety, bo dobrze chroni ubranie przed zabrudzeniem, ale rękawy też są dość długie (18 cm) i muszę je Bubie podwijać. Wielkość zdecydowanie na wiek 2 lata+. Cerata nie jest zbyt eleganckim materiałem. Jest dość sztywna i nowa niestety śmierdzi, ale ten specyficzny zapach szybko się traci a materiał jest wodoodporny i łatwo zmywalny. Kieszonka spełnia swoje zadanie znakomicie zatrzymując nawet płynną zawartość. Śliniak dostępny jest w wielu wzorach. My mamy taki w odcieniach beżu z nadrukiem słoni. Całkiem fajny, choć szału nie robi. Wolałabym bardziej zdecydowane kolory. Wiązanie na karku zamieniłabym na rzep.

Szczerze mówiąc mam mieszane uczucia w związku z tym produktem. Nie podoba mi się sztywny materiał, za duży rozmiar i wiązanie, ale z drugiej strony dzięki tej wielkości i wodoodpornym właściwościom dobrze chroni ubranie. Świetnie sprawdza się nie tylko podczas jedzenia, ale również podczas zajęć artystycznych.

wtorek, 12 marca 2013

Będzie się działo!

Nie pisałam jeszcze o tym, ale za niespełna cztery tygodnie, w niedzielę 7. kwietnia, wybieram się do Katowic na Pierwsze Spotkanie Mam Blogerek. Myślałam, że będzie to kameralne spotkanie na luzie, na którym poznam inne blogujące mamy z okolic Śląska, ale organizatorki Panna Mi i Potwora Wózkowa podeszły do sprawy profesjonalnie, z wielkim zaangażowaniem i znalazły już sponsorów i patronów medialnych. Szykuje się więc impreza z wielką pompą! Jestem podekscytowana i już nie mogę się doczekać!


piątek, 8 marca 2013

Dzień Kobiet

Zaradność i bezradność, chaos i zorganizowanie, cierpliwość, wrażliwość i wybuchowość, dobro, troska, zmienność i stałość, determinacja, walka, wiara, upór, łagodność i dzikość, władza i uległość, emocje, gniew, krzyk i śpiew, śmiech i łzy, cykliczna płodność, macierzyństwo, mądrość, miłość i nienawiść, wewnętrzna siła, moc i słabość, nadzieja, marzenia, pasja, rozwój, samorealizacja, pracowitość, sukces, piękno, pomoc, służba, prostota i zawiłość, radość i smutek, relacje, spojrzenie, zalotność, uśmiech, subtelność, wdzięk, szczęście, samoświadomość i wątpliwość, gościnność, towarzyskość i wycofanie, samotność, zaufanie i zdrada, życie... KOBIECOŚĆ!

Przyjmij życzenia Babo kochana
od drugiej baby z samego rana.
Niech dzień będzie cały radosny.
Bądź zdrowa Babo, aby do wiosny!
Szczęścia życzę Tobie, sobie
i kobietom na całym globie!

czwartek, 7 marca 2013

Sanie

Pozostanę jeszcze na chwilę w zimowej atmosferze. A tak na przekór wiosennej pogodzie za oknem. Nie, żebym nie czekała na wiosnę, ale trzeba jakoś pożegnać zimę, która też ma swój urok. W poprzedniej notce pisałam o chustonoszeniu zimą. Dziś inna alternatywa na spacery.

Kiedy dziecko już waży dość sporo i długie noszenie nawet w prawidłowo zawiązanej chuście czy nosidle sprawia po jakimś czasie ból a zaspy śniegu skutecznie utrudniają lub wręcz uniemożliwiają pchanie wózka, polecam sanki. To świetna opcja dla samodzielnie siedzącego dziecka. Maluchowi z pewnością spodoba się nowy pojazd. Dla małych dzieci wybieramy sanki z oparciem. My mamy to szczęście posiadać niezwykle oryginalne sanie, idealne dla roczniaka.


Tutaj jest nie tylko oparcie, ale właściwie cały kosz. To są sanie-samoróbki, które mają już wiele lat. Są bardzo stabilne, ale i potwornie ciężkie. Podwozie to stare sanki mojej mamy. Już wtedy były dość unikatowe, bo niskie. Prawdopodobnie wykonane ręcznie przez dziadka, choć tego akurat nie jestem pewna. Kosz to góra z wózka dziecięcego, w którym wożono mojego dziadka. Ktoś to kiedyś połączył razem (nie wiem, czy dziadek, czy wujek) i tak służyły już mojemu kuzynostwu a teraz, nowo odmalowane, wożą kolejne pokolenie. W środku jest gruby materacyk, więc dziecko ma mięciutko i ciepło pod pupą. Było kilka śnieżnych dni, więc lansowałam się z Bogumiłą na wsi ;) Ona zwykle smacznie sobie w nich zasypiała. Nie wiem, czy za rok będzie jeszcze chciała spokojnie siedzieć w tak zabudowanym pojeździe czy trzeba będzie przesiąść się na lżejszy model, ale przynajmniej jeden sezon posłużyły. Trzeba przyznać, że robią wrażenie.

wtorek, 5 marca 2013

Chustonoszenie zimą

Wprawdzie już prawie wiosna, ale chciałam napisać coś o noszeniu dziecka w chuście zimą. Za nami już dwa sezony noszenia, więc jakieś tam doświadczenie mam. Są rodzice, którzy na sezon zimowy odkładają chustę na półkę albo używają jej tylko w domu a na spacery wybierają wózek. Jednak noszenie zimą również może być wygodne i przyjemne. Jak to zrobić?

Najwygodniej jest nosić dziecko pod własną kurtką. Rodzic i dziecko są wtedy blisko siebie. Maluch spełnia funkcję termoforu dogrzewając rodzica i sam też nie potrzebuje wielu warstw odzieży. Wystarczy to co ma ubrane w domu. Zakładamy jedynie czapkę na główkę. Tak nosiłam Bubinkę w zeszłym sezonie. Jako że urodziła się zimą, była wtedy jeszcze maleńka. Nie mam takiej kurtki, która objęła by nas obie, ale gruby polar, który nosiłam w ciąży, bardzo się przydał. To była wtedy jedyna kurtka, do której się mieściłam z ciążowym brzuchem. Nie jest on jednak kurtką zimową i z dzieckiem w chuście zamek dopinam tylko do połowy, więc potrzebuję jeszcze coś pod to. I tu świetnie sprawdza się taki gadżet:

źródło: Allegro

Polar dla dwojga marki Pentelka. Małą Bubinkę ubraną w body z długim rękawem i śpioszki motałam w chustę, na to zakładałam polar Pentelki i ten drugi gruby polar. Bogusi wystarczyło już tylko założyć czapeczkę. Oczywiście są też specjalne zimowe kurtki dla dwojga, ale to już większy wydatek. Alternatywą może też być specjalna osłonka na chuścioszka albo o wiele za duża zwykła zimowa kurtka. Plusem tego sposobu noszenia jest też to, że po powrocie do domu możemy się rozebrać z kurtki nie rozbudzając dziecka. Ono nadal może sobie spokojnie spać w chuście.

Tej zimy zmierzyłam się z noszeniem roczniaka. Córka nadal mieści się pod kurtką, tylko nóżki już jej wystają i konieczne są ciepłe buty. Czasem więc tak się nosimy, np. na spacerze, gdy idę załatwiać sprawy w urzędzie albo jedziemy do klubu mam. Jednak są sytuacje, kiedy Bogusia chce wyjść z chusty a ja nie chcę się cała rozbierać (np. w kościele). Wtedy wolę nosić ją na kurtce. W takiej sytuacji ubieramy dziecko jak na dwór, w sweterek, gruby kombinezon, ciepłą czapkę, szalik, rękawiczki i zimowe buty. Wtedy też zamiast chusty wybieramy miękkie nosidło. Chusty nie da się prawidłowo dociągnąć na kurtce! W tej opcji noszenia dodatkowym plusem jest to, że możemy nosić dziecko również na plecach.

piątek, 1 marca 2013

Bubinka testuje - formowanka Pupus

Po miesiącu testowania przyszedł czas na recenzję pieluszki formowanej Pupus.

Producent pisze o swoich formowankach:
  • Uszyte w 100% z polskiej bawełny z certyfikatem "Bezpieczny dla Niemowląt"
  • Szyte ręcznie! W wykończenie każdej pieluszki wkładamy dużo serca
  • Strona zewnętrzna to piękna dzianina; wewnątrz pieluszki jest mikropolar, który sprawia, że dziecko nie odczuwa wilgoci
  • Zapinane na trwały rzep (pieluszki posiadają zabezpieczenie chroniące rzepy przed zniszczeniem w praniu)

Jak to widzi mama? Formowanki Pupus są dostępne w trzech rozmiarach. My testowałyśmy pieluszkę w rozmiarze 7-13 kg. Ten rozmiar idealnie pasuje na 10-kilogramową Bubinkę. Pieluszka wykonana bardzo starannie. Z zewnątrz obszyta jest wzorzystą dzianiną bawełnianą, która po praniu nieco zesztywniała i zmechaciła się, jak to bawełna. Od pupy wszyta warstwa mięciutkiego mikropolaru, który sprawia, że dziecko nie odczuwa wilgoci. Wszelkie zabrudzenia łatwo się spierają nie pozostawiając śladu. Polarek nieco się zmechacił. Zesztywnienie i zmechacenie pieluszki w ogóle nie ma wpływu na wygodę użytkowania i chłonność. A chłonie znakomicie! Nie wiem, z czego zrobiona jest wkładka chłonna wszyta wewnątrz pieluszki, ale poza tym, że jakby nieco się zgniotła, nie mam do niej zastrzeżeń. Wokół nóżek i na pleckach wszyta jest delikatna gumka dla idealnego dopasowania do małej pupy (w rozmiarze do 7 kg nie ma gumki na pleckach). Formowanka ta jest wąska w kroku, dzięki czemu ładnie się dopasowuje i nie przeszkadza chodzącemu już dziecku. Zapinana jest na szeroki rzep. Rzep jest dość sztywny i trzyma naprawdę mocno. Właściwie to nawet za mocno. Nieraz musiałam sobie pomagać zębami, żeby go rozpiąć. Po kilkukrotnym praniu się trochę wyrobił, więc mam nadzieję, że w miarę dalszego używania będzie jeszcze lepiej.

A co na to Bubinka? Do testów podeszła z wielkim zaangażowaniem i potraktowała pieluszkę jak należy ;) Szczelność wypadła bardzo dobrze. Śmierdząca zawartość nie wyciekła, co pozwoliło nam wykorzystać otulacz jeszcze raz. Chłonność też zadowalająca. Nawet duży sik po wypiciu kubka napoju nie dał rady pokonać pieluszki.


Podsumowując, pieluszka jest bardzo ładna, porządnie uszyta i co najważniejsze wygodna i chłonna. Co wyróżnia ją spośród innych tego typu to zdecydowanie krój. Mało która pieluszka jest wąska w kroku a to bardzo dobra opcja przy dreptającym dziecku. Na początku ubolewałam nad brakiem kieszonki na dodatkowy wkład chłonny, ale teraz myślę, że nie jest to w ogóle potrzebne. Pieluszka sama w sobie chłonie bardzo dobrze i jako formowanka dzienna rewelacyjnie się sprawdza. Na plus też jak dla mnie wszyta warstwa mikropolaru. Większość formowanek jej nie ma i trzeba dodatkowo używać wkładki "sucha pupa", albo mają jakieś dziwne dopinane albo wszyte w formie języka wkładki, które mnie tylko denerwują. Formowanka Pupus urzeka swoją prostotą. No i wzorami! W prawdzie jest ich tylko siedem, ale i tak ciężko wybrać jakiś jeden ulubiony. Do tego cena jest zachęcająca. Z czystym sercem polecam pieluszki formowane Pupus. Nam spodobała się tak bardzo, że zaopatrzyłyśmy się w jeszcze jedną. Tym razem przewrotnie z bardziej chłopięcym wzorem ;)