środa, 25 marca 2015

Wielopieluchowanie małego niemowlęcia

O pieluchowaniu noworodka już było i obiecałam Wam kolejny wpis z tej serii. Więc dziś o wielopieluchowaniu młodszego niemowlęcia. 

Jako, że opcja formowanki na troczki + otulacz bardzo przypadła mi do gustu a z rozmiaru S Kokosi Jadzina wyrosła, szukałam czegoś większego i znalazłam! Ideałem okazał się zestaw od Pupeko. Bambusowe formowanki S na troczki z doszytą bambusowo-coolmaxową wkładką w formie języka + otulacz S. Tak formowanki jak i otulacz okazały się za duże na noworodka, ale kiedy Jadzia już nabrała trochę ciała, świetnie się układały.

I tak otulacze S sprawdzają się w przedziale wagowym 4-6,5 kg, czyli u nas mniej więcej od 2-5 miesiąca. Pomyślałam, że przydały by się w nich napki zmniejszające do rozmiaru XS, żeby już wcześniej można było ich używać. Już miałam przekazać tę sugestię producentowi, ale okazało się iż sam na to wpadł i już w nowej wersji to rozwiązanie znajdziecie. Od 5. miesiąca przeszłyśmy już na moje ulubione otulacze w uniwesalnym rozmiarze. 

Formowanki starczają na dłużej. Na początku nadmiar materiału podwijałam na brzuszku a teraz jest to już niepotrzebne. Jadzia ma prawie 7 miesięcy i waży ok. 7,5 kg a te formowanki wciąż pasują i jeszcze trochę nam posłużą. Są naprawdę rewelacyjne. Nie są grube, zgrabnie wyglądają na pupie, ale są bardzo chłonne i pozostają mięciutkie, nawet po wielu praniach. Wkładka z coolmaxu zapewnia uczucie świeżości i doskonałą cyrkulację powietrza. Dodatkową zaletą jest to, że kupkę bardzo łatwo się spiera z tego materiału. Troczki to bardzo wygodne rozwiązanie. Łatwo dopasować do rosnącego obwodu brzuszka a nie podrażniają jak rzepy. Pieluszki te można nabyć pojedynczo lub w wygodnych zestawach po 5 sztuk.

Mam 11 sztuk formowanek, w tym jedna obszyta materiałem dresowym oraz 4 otulacze S. Na dzień idzie ok. 5-6 formowanek i 1-2 otulacze, więc taki zestaw wystarczał nam spokojnie na 2 dni. 


Na noc bez zmian, czyli wciąż zakładam jednorazówki i tak już raczej zostanie. Na wyjścia wybieram kieszonki one size. Lubię te z przeszyciami i coolmaxem Kokosi i Ecodidi. Oba modele są bardzo podobne, mają dobry jakościowo PUL, są miękkie, dobrze się układają. Jedyna istotna różnica, to regulacja rozmiaru. Kokosi ma 3-stopniową a Ecodidid 4-stopniową regulację. Do środka wkładam pojedynczy wkład bambusowy. Moje ulubione wkłady to Puppi, gdyż są najgrubsze i najbardziej chłonne z dostępnych na rodzimym rynku, ale lubię też wkłady Kokosi i Ecodidi. Na razie mam 3 kieszonki Kokosi i jedną Ecodidi i póki co, to nam starcza. Jednak Jadziucha niedawno zaczęła uskuteczniać różne akrobacje przy przewijaniu, więc Jeśli to się nasili i będą zdarzały się ucieczki z przewijaka, będziemy musiały całkowicie przejść na kieszonki ze względy na szybkość obsługi i wtedy z pewnością zaopatrzę się w kolejne sztuki. Wtedy też na pewno napiszę o nich więcej.

niedziela, 22 marca 2015

Keep calm and... hire a doula!

Doula - pojęcie pochodzi ze starożytnej greki i oznacza służącą. W ciągu wieków pojęcie to ewoluowało. Dzisiejsza doula to wykształcona i doświadczona w macierzyństwie kobieta, zapewniająca fizyczne i emocjonalne wsparcie innym kobietom w czasie ciąży, przy porodzie i w opiece nad noworodkiem.  

Dzisiaj obchodzimy Międzynarodowy Dzień Douli. Z tej okazji chciałabym podziękować wszystkim doulom za ich pracę na rzecz młodych mam i ich rodzin. Mam kilka z nich wśród swoich znajomych i im wszystkim dedykuję ten wpis. Szczególnie jednak chciałabym osobiście podziękować kilku z nich. Pozwólcie, że wymienię je z imienia.

Dziękuję Luli, którą znam na razie tylko internetowo, ale od razu zyskała moją sympatię, gdyż emanuje radością, pasją, ciepłem i empatią. Osoba, której zaufałabym w ciemno. To właśnie dzięki niej w ogóle pomyślałam, że może by tak rodzić z doula... i z pewnością, gdybym mieszkała w okolicach Zielonej Góry zwróciłabym się do niej.

Dziękuję Oli i Helenie za to, że zgodziły się przyjechać do naszego Klubu Mam i opowiedzieć o doulowaniu. A dzięki Helenie poznałam Iwonę, której zawdzięczam najwięcej.

Jutro minie dokładnie rok od mojego pierwszego spotkania z Iwonką. Byłam wtedy w 19. tygodniu ciąży. Iwona przyjechała do mnie. Piękna, dojrzała kobieta. Doświadczona matka i babcia. Niezwykle ciepła, pozytywna osoba. Z pasją mówiła o ciąży, porodzie, połogu i opiece nad noworodkiem. I choć z początku czułam się trochę niepewnie, jak zwykle przy nowych znajomościach, to jednak zaufałam jej i zgodziłam się, by to właśnie ona mi towarzyszyła. I nie żałuję tej decyzji. Iwonka była dla mnie jak mama i przyjaciółka. Dzwoniła, interesowała się moim samopoczuciem. To między innymi dzięki niej pozbyłam się lęku przed porodem i mój drugi poród wspominam jako fantastyczne, cudowne przeżycie. Z nią przerobiłam doświadczenia pierwszego porodu i wiedziałam, czego chcę tym razem. Z nią uczęszczałam na szkołę rodzenia, zwiedziłam porodówkę wybranego szpitala, poznałam i przećwiczyłam pozycje porodowe i naturalne środki uśmierzające ból. Ona pokazała mi rebozo i jak ta chusta może mi pomóc w czasie porodu. Ona nauczyła mnie także masażu Shantala, który później stosowałam w pielęgnacji córki. No i to właśnie ona towarzyszyła mi przy narodzinach Jadzi. Wprawdzie akcja postępowała tak szybko, że ledwo zdążyła dojechać, ale pomogła mi w tym najważniejszym momencie masażem, dobrym słowem i wiarą we mnie. To wszystko dodawało mi sił. Przy Iwonie czułam się całkowicie akceptowana i bezpieczna. To niesamowite, jak obca kobieta staje się dla Ciebie kimś bliskim. Nie ocenia Twoich wyborów, ale wspiera na każdym kroku, daje oparcie, akceptację, troskę. Tego właśnie potrzebowałam i za to Ci serdecznie Iwonko dziękuję.

Wszystkie moje kochane doule, z okazji Waszego święta życzę Wam niegasnącego zachwytu nad cudem narodzin, zdrowia, sił i determinacji, by podejmować wciąż na nowo kolejne wyzwania; cudownych przeżyć, wspaniałych mam, ojców i dzieci, z którymi przyjdzie Wam współpracować. Życzę Wam, aby ta praca zawsze była dla Was fascynująca, dająca satysfakcję, ubogacająca w doświadczenia i nigdy nie przestała być Waszą pasją.

 

czwartek, 19 marca 2015

Co-sleeping inaczej

Dotychczas praktykowaliśmy rodzinne łoże. Na początku roku zaczęłam się zastanawiać, czy by może jednak nie rozłożyć Jadzi łóżeczka. Skoro w przeciwności do Bogusi jest odkładalna, śpi nawet i po 4 godziny w dzień beze mnie i przesypia noce, to szkoda, żebym jej przeszkadzała próbując bezszelestnie wyślizgiwać się i wślizgiwać do łóżka w nocy tak, aby jej nie obudzić. A tak by miała swój teren... Z drugiej strony, jakoś się wysypiamy, karmienie jest wygodne a łóżeczko to dodatkowy klamor... Wystarczyło, że tylko wspomniałam mężowi o moich rozkminach a on już poleciał po łóżeczko na strych. Ha, baba myśli i myśli a chłop nie myśli. On działa ;)


Bubince rozłożyłam łóżeczko jeszcze w ciąży, ale ona nim pogardziła i była nieodkładalna. Spała tylko ze mną, w dzień na mnie (w chuście). Jadzinkę usypiam w chuście a potem odkładam i śpi sama. Buba taka nie była. Dlatego po doświadczeniach ze starszą, nawet nie próbowałam młodszej do łóżeczka przekonywać. Ale ona jest zupełnie inna. Od kiedy skończyła 2 miesiące, karmiłam ją do snu ok. 21:00 a potem spała do 5:00 albo nawet 7:00. Gdyby się częściej budziła to nawet o łóżeczku bym nie pomyślała.

Łóżeczko w sypialni rodziców, nawet nie dostawione do ich łóżka to również jest rodzaj co-sleepingu. Ważne, byśmy byli w stanie usłyszeć sygnały wysyłane przez malucha i na nie szybko odpowiedzieć.* Łóżeczko Jadzi stoi w przeciwległym kącie sypialni. Nie jest dostawione do naszego łóżka. Jednak kiedy mała zaczyna w nocy intensywnie się wiercić, szeleścić i grzechotać zabawkami (z boku ma zawieszone spirale z grzechotkami, których na powyższym zdjęciu jeszcze nie było), kaszleć lub płakać, od razu się budzę i sprawdzam, czego potrzebuje.

Po kilku tygodniach mogę stwierdzić, że to rozwiązanie się sprawdza, szczególnie w dzień. Na drzemki odkładam ją do łóżeczka i śpi sobie fajnie sama, choć już nie tak długo jak wcześniej. Wieczorem karmię obie na raz, więc w łóżku. Jak Jadzia zaśnie, to już zostaje. Nie przekładam jej, bo by się obudziła. Ale jak nie zaśnie i muszę z nią w chuście pospacerować, to potem daję do łóżeczka, gdzie śpi do pierwszego karmienia. Niestety już od ok. trzech tygodni nie przesypia do rana, tylko budzi się w nocy ze 2-3 razy. Nie upieram się, żeby koniecznie spała w łóżeczku, ale jak jej tak będzie odpowiadać, to się nie obrażę. 


* "Śpimy z dzieckiem" Claude Diderjean-Jouveau, wyd. Mamania, Warszawa 2011, str. 61

środa, 4 marca 2015

Testujemy pieluszki - Puppi

Wracamy do testowania pieluszek wielorazowych polskich producentów. Tym razem testerką będzie Jadzinka :) Wczoraj dotarła do nas paczka od igle-figle.pl a w niej produkty Puppi - stosunkowo nowej marki na polskim rynku. Założycielka firmy, pani Ewa, nie mogąc znaleźć dla swoich bliźniaków pieluszek spełniających w 100% jej oczekiwania, postanowiła stworzyć je sama. A później wprowadziła swoje produkty na rynek, by i inne maluchy mogły je wypróbować. Pieluszki Puppi wykonane są wyłącznie z naturalnych materiałów: wełny, bawełny, bambusa, konopii, które są ekologiczne i przyjazne delikatnej skórze niemowląt i małych dzieci.


W naszym stosiku już od jakiegoś czasu są już 3 małe 4-warstwowe wkłady bambusowe tej marki i jestem z nich bardzo zadowolona. To jedne z moich ulubionych. Tym razem wypróbujemy również inne produkty: wełniany otulacz w wiosennym zielonym kolorze, składany wkład bambusowy mini i długi wkład konopny. Zestaw robi dobre wrażenie. Pieluszki są piękne, starannie uszyte i niesamowicie mięciutkie! Zaczynamy więc testowanie. Co jakiś czas będę się z Wami dzielić wrażeniami z używania poszczególnych produktów.

niedziela, 1 marca 2015

Chustospotkania

Mniej mnie teraz w internecie, więcej w realnym świecie. A dzieje się, dzieje w realu.

Tydzień temu w piątek byłam z Jadzią na spotkaniu chustowym w Łaziskach Górnych. Ach co to było za wydarzenie! Ok. 30 chustorodziców, tyleż samo chustodzieci i jeszcze więcej chust. Radość, energia, pozytywne fluidy. Było po prostu fantastycznie!

fot. Małgorzata Szolc

Cieszę się, że mogłam spotkać znajome twarze, nawet te dawno niewidziane i poznać nowe. Prawie całe spotkanie przegadałam z Mamuszką i poznałam wreszcie Phoebe. Dziewczyny są tak pozytywne, że to się udziela. Radość aż kipi. A dzieciaczki przesłodkie, przeurocze i w ogóle przekochane :)

 fot. Małgorzata Szolc

Miałam okazję pomacać kilka chust i podszkolić wiązanie plecaka prostego. Wprawdzie wyszedł jeszcze kiepsko dociągnięty, ale Jadziucha zasnęła, więc chyba było jej wygodnie.

fot. Małgorzata Szolc

Była też kawa i pyszne ciasta i ciasteczka robione własnoręcznie przez uczestniczki. Szarlotka była obłędna.


A wczoraj znów było chustowo. Zabrałam moje dziewczynki do Rybnika na spotkanie lokalnego Klubu Kangura. Tam to dopiero złapałam chustowego bakcyla... Mój stos liczy dwie chusty i ergonomika, i uważam, że taka ilość mi w zupełności wystarczy. Ale jak zobaczyłam słoneczne Echo Little Frog od Basi i granatową Oschę Starry Night Moniki, to musiałam się zamotać!

fot. Monika Osińska-Żabka

I jak już się zamotałam, tak się nie odmotałam i tymczasowo zamieniłam jedną z moich chust na to energetyczne Echo. Niestety Oscha ze względu na cenę pozostanie w sferze moich marzeń, ale pomacana i wypróbowana, to jakby bardziej realna :)

Siedzę teraz i przeglądam znów te strony z chustami, bazarki i fejsbukowe grupy. Te chusty niemal wołają mnie po imieniu. Czyżby mnie serio dopadło te chustoświrstwo? A tak się przed tym broniłam... ;)