sobota, 27 kwietnia 2013

Spotkanie Mam Blogerek - upominki: Womar... i niespodzianka!

Dziś podziękowania dla kolejnego sponsora Spotkania Mam Blogerek. Firmę Womar poznałam, kiedy szukałam chusty do noszenia dla Bogusi. Wtedy bardzo spodobały mi się wzory ich chust, choć ostatecznie wybrałam inną. Womar to nasza krajowa marka, istniejąca na rynku już 24 lata. Jest wiodącym producentem artykułów dla niemowląt. Swoje produkty eksportuje do 27 krajów na świecie. Jak już pisałam w mojej relacji ze spotkania, mieliśmy okazję posłuchać prezentacji firmy, wygrać wspaniałe kocyki i naocznie i namacalnie poznać wiele innych produktów. Każda mama wróciła też do domu z torbą i myjką. Dziś opiszę, jak się sprawują te prezenty w codziennym użyciu. 
 

Torba wykonana całkiem porządnie. Może służyć jako torba na zakupy, albo można do niej spakować kilka potrzebnych rzeczy, kiedy wybieramy się na plażę lub plac zabaw. Do mnie jednak nie przemówiła jej jaskrawa kolorystyka. Nie lubię aż tak się wyróżniać w tłumie, więc torba zostaje w domu i służy Bogusi na zbieranie drobiazgów.

Myjka jest całkiem sympatyczna. Uszyta bardzo starannie z miękkiej froty bawełnianej. Jest wygodna w użyciu i bardzo chłonna. Ma kształt zajączka. Bardzo spodobała się Bubince. Teraz mała nie chce wychodzić z wanny :)


Kocyk, który udało mi się wygrać z quizie, jest to prostu cudny! Mamy kocyk w rozmiarze 75x100 cm w szaro-kremowe paski. Wykonany jest z puszystej bawełny, dzięki czemu daje miękkie i delikatne okrycie. Kocyk wydaje się dość gruby, więc z pewnością przyda się zimą, ale i w lecie się sprawdzi, bo jest przewiewny. Teraz mamy go w łóżku i przykrywam nim Bogusię w chłodniejsze noce, ale ona i tak odkopuje się z każdego koca czy kołderki. Za to rano lubi bawić się w akuku chowając się pod kocykiem.
 
I teraz niespodzianka! Liczba fanów Bubinkowa na Facebooku lada dzień przekroczy pierwszą setkę. Z tej okazji firma Womar ufundowała kocyk dla jednej osoby. Jak tylko magiczna setka pojawi się na naszej facebookowej stronie, wylosuję wśród naszych fanów szczęśliwca, który otrzyma kocyk w beżowo-kremowe paski.

czwartek, 25 kwietnia 2013

Czas na drugie dziecko?

Zawsze chciałam, żeby różnica wieku między moimi dziećmi wynosiła 3-4 lata. A teraz to już sama nie wiem... Odkąd ciało dało mi znak, że wróciła płodność, to jakoś powoli zaczęłam myśleć nad drugim dzieckiem. Gdyby tak teraz wyszło, to Bubinka miała by rodzeństwo jedynie 2 lata młodsze. Ma to swoje plusy i minusy.

Argumenty na tak:
- Wydaje mi się, że lepiej zająć się dwójką/trójką małych dzieci teraz niż najpierw jednym potem drugim i potem trzecim. Szybciej wyjdę z pieluch i wrócę do towarzyskiego świata ;)
- Nie mamy pokoju dla Bubinki, a tym bardziej kilku pokoi dla kilku dzieci. Od biedy uda się wygospodarować jedno pomieszczenie, więc dzieci, miedzy którymi jest mała różnica wieku, mogą zajmować go wspólnie.
- Nie jestem już najmłodsza. W tym roku stuknie mi trzydziestka. Kiedy, jak nie teraz, rodzić dzieci?

Argumenty na nie:
- Bogusia jeszcze bardzo potrzebuje mojej bliskości i uwagi. Nie wiem, jak by to było, dzielić ten czas między dwójkę dzieci. A noworodek jest przecież bardzo absorbujący.
- Nie zarabiam. Jedna wypłata męża musi wystarczyć na nas troje. Czy wystarczy na czworo i więcej? Mąż mówi, żebym lepiej zatrudniła się na jakiś czas. Kasa będzie a potem też i płatny urlop macierzyński. Zgadzam się z tymi argumentami, jednak wciąż przed powrotem na rynek pracy powstrzymuje mnie brak opieki w tym czasie dla Bogusi.

Mniejsza różnica wieku, to większa szansa na porozumienie, wspólne zabawy i tematy rozmów. Natomiast przy większej różnicy starsze rodzeństwo może pomóc w opiece nad młodszym. Te argumenty jednak nie mają większego znaczenia przy różnicy wieku do 4 lat a większej na razie nie biorę pod uwagę. Na razie z resztą dopiero zakiełkowała mi myśl o powiększeniu rodziny. Nie mam presji. Wątpię, czy te argumenty na nie znikną w kolejnych latach. Na powrót do pracy perspektyw na razie nie mam. Ale myślę, że za 2 lata to przestanie się liczyć, bo priorytetem będzie jednak rodzeństwo dla Bogusi a nie kasa. Nie wiem. Póki co podchodzę do tematu na luzie. Nie staram się, ale też specjalnie nie odkładam. Gdybym ujrzała teraz dwie kreseczki na teście, to bym się ucieszyła, ale gdyby to było za rok, to chyba ucieszyłabym się bardziej ;) Jedno jest pewne, tak jak i w przypadku pierwszego dziecka, tak i teraz powierzam wszystko Bożej woli. Pan Bóg wie, kiedy będzie ten najlepszy czas na kolejne maleństwo. On też najlepiej wie, czy w ogóle będzie taki czas.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Spotkanie Mam Blogerek - upominki: Mama i Ja

Spotkanie Mam Blogerek już dawno za nami, ale temat jest wciąż żywy a to za sprawą sponsorów tejże imprezy. Jak już pisałam, każda mama obecna na spotkaniu została zasypana prezentami, więc i coś o nich napisać wypada. Było ich tak dużo, że jedna notka to za mało, więc co drugi wpis poświęcę na opisanie fajnistych podarków.

Dziś podziękowania dla producenta wody źródlanej Mama i Ja. Wodę znam od dawna, codziennie pijam sama i poję nią córkę. To jedna z najsmaczniejszych (o ile nie najsmaczniejsza) wód źródlanych jakie piłam. Mama i ja charakteryzuje się niską zawartością sodu i niskim stopniem mineralizacji, dzięki czemu jest idealnie dopasowana do potrzeb małego brzuszka. Jest również polecana dla kobiet w ciąży i karmiących piersią. Na spotkaniu Mama i Ja pojawiła się na stołach oraz w naszych torbach.


Producent dorzucił też kilka firmowych gadżetów - kubek, długopis, myjkę i książeczkę z imionami. Książeczka od razu zainteresowała Bubinkę. Ja tylko z ciekawości do niej zajrzałam, żeby sprawdzić, czy jest tam imię naszej córki. Jest! Kubek i długopis spodobały się Bubinkowemu tacie. Gąbka też została przez niego przejęta. Mnie ostała się butelka wody :)

środa, 17 kwietnia 2013

Mity na temat karmienia piersią cz. 3

Dawno nie było wpisu z cyklu laktacyjnych mitów. Pisałam już o nich TU i TU. Dziś trzecia część a w niej kolejne dwa popularne mity niestety wciąż żywe w opinii publicznej.

Mit nr 5: Mleko matki po 6 czy 12 miesiącach nie ma już żadnej wartości.

Według niektórych mleko matki wraz z ukończeniem przez dziecko 6 miesięcy a najpóźniej w dniu jego pierwszych urodzin w cudowny sposób zamienia się w nic nie wartą wodę. Zawsze się zastanawiam, jak to możliwe, że dziś to pełnowartościowy posiłek a już jutro jedynie woda. Ciekawe... W sumie woda też jest zdrowa, to co komu przeszkadza, że roczniak czy dwulatek lubią pić ;)

Prawda jednak taka, że "mleko mamy zawiera cały szereg przeciwinfekcyjnych substancji, między innymi immunoglobulinę sekrecyjną, która tworzy główną barierę na śluzówce układu pokarmowego i oddechowego i umożliwia wielopoziomową walkę z wirusami i bakteriami – najwięcej tej substancji jest w tak uznanej siarze. Poziom niektórych immunoglobulin wzrasta, osiągając w dwudziestym miesiącu laktacji stężenie równie wysokie jak w 2 tygodniu karmienia."* Czyli, jak widzimy, mleko mamy wzmacnia odporność dziecka nie tylko przez pierwsze tygodnie czy miesiące karmienia, ale przez cały jego okres.

Oprócz korzyści dla odporności mleko mamy oczywiście dostarcza organizmowi malucha wielu wartości odżywczych. Mleko mamy nigdy nie jest bezwartościowe dla dziecka. Można powiedzieć, że po jakimś czasie jest niewystarczające do prawidłowego odżywiania, gdyż z wiekiem zmienia się zapotrzebowanie na poszczególne składniki odżywcze, które dziecko musi pobierać ze stałych pokarmów. Jednak mleko w dalszym ciągu jest podstawą diety rocznego dziecka i ważnym jej uzupełnieniem u dwu-/trzylatka.
 
Mit nr 6: Długie karmienie piersią szkodzi dziecku. Dziecko niezdrowo uzależnia się od matki.
 
"Natura dziecka jest taka, że jest zależne. Natura zależności jest taka, że się z niej wyrasta. Krytykowanie zależności za to, że nie jest niezależnością jest tym, czym krytykowanie zimy za to, że nie jest wiosną. Niezależność rozkwita z zależności w swoim własnym czasie." Peggy O'Mara

Dziecko jest zależne od matki od początku i jest to jak najbardziej normalne. Nie ma sensu uczyć dziecka samodzielności. Ono po prostu z wiekiem i naturalnym rozwojem stanie się samodzielne i bardziej niezależne od rodziców. To jest naturalna kolej rzeczy i nie ma sensu jej przyspieszać. Dzieci długo pozostają emocjonalnie zależne od dorosłych i mają do tego prawo. Długie karmienie piersią nie psuje charakteru dziecka, nie robi z niego maminsynka. Wręcz przeciwnie - sprzyja zrównoważonemu rozwojowi emocjonalnemu. "Zauważa się, że dzieci długo karmione są pewniejsze siebie, łatwiej nawiązują kontakty z otoczeniem i pozbawione są nadmiaru lęków związanych z poznawaniem świata."*

 

wtorek, 16 kwietnia 2013

Wspomnienia wciąż żywe - fotorelacja ze Spotkania Mam Blogerek

Już ponad tydzień minął od Pierwszego Spotkania Blogerek w Katowicach. Tak niesamowite to było spotkanie, że wciąż je wspominam. Niemal codziennie oglądam zdjęcia i wraca do mnie klimat tego popołudnia.

7. kwietnia 2013, niedziela. Cała podekscytowana wyruszam pociągiem do Katowic. Rzadko wychodzę bez dziecka, więc to dla mnie jak święto. Z tej okazji założyłam sukienkę i buty na wysokich obcasach. Po niespełna godzinie jestem na miejscu. Dawno mnie tu nie było, rozglądam się po galerii, pośpiesznie pałaszuję kanapkę. Ojeju, już czas iść! Idę na oślep, bo z tego podniecenia zapomniałam zerknąć na mapę. W końcu pytam o drogę. Starsza pani objaśnia mi ją dokładnie. Idę, idę, idę i żałuję, że nie wzięłam taksówki. Moje nogi wysiadają nieprzyzwyczajone do takich obcasów. Jednak w końcu moim oczom ukazuje się szyld.


To tu! Jestem na miejscu! Wchodzę i od razu zostaję skierowana... do piwnicy ;) Pokonuję ostrożnie strome schody w dół i już słyszę przyjemny gwar. Nogi mam jak z waty. Ależ emocje! Przy wejściu wita mnie Potwora Wózkowa i kieruje do stołów. Niemal wszystkie mamy już są. Od razu rozpoznaję Mandarynkową Mamę, której blog poczytuję niemal od roku. Zasiadam na swoim miejscu i bez trudu rozpoznaję Kingę i siedzącą przy drugim stole Olę. Zamawiam zieloną herbatę, dobieram się do pysznych słodkości.


Mmmm.... Dobra Karma rzeczywiście dobrze karmi. Nie słyszałam wcześniej o tej restauracji, ale gdy tylko dowiedziałam się, że to właśnie tam się spotkamy, weszłam na stronę internetową i przejrzałam galerię i menu. Przytulne wnętrza, wegetariańskie menu. To coś dla mnie, pomyślałam i nie rozczarowałam się. Bardzo spodobały mi się też ozdoby, chorągiewki, etykiety i zawieszki wykonane przez Mamandi.

 

Dołączają ostatnie mamy. Zaczynamy! Wspaniałe organizatorki Panna Mi i Potwora Wózkowa witają nas serdecznie. Robią to tak swobodnie, jakby w ogóle nie czuły tremy.


Następnie każda mama opowiada kilka słów o sobie, dziecku i blogu. I na mnie przychodzi kolej, ależ się stresuję, jak na jakimś egzaminie.


Potem przychodzi czas na prezentację marki Womar. Przesympatyczna pani opowiada nam o chustach, nosidłach, śpiworkach, kocykach, okryciach kąpielowych i całej masie innych akcesoriów. Słuchamy uważnie, bo na koniec konkurs, w którym udaje mi się wygrać śliczny kocyk. Każda z mam dostaje również torbę i myjkę.

 
 

Po prezentacji idziemy bliżej poznać produkty firmy. Jakoś kojarzyłam markę Womar jedynie z nosidełkami i chustami. Teraz miałam okazję naocznie zobaczyć, ile jeszcze różnych akcesoriów produkuje. Namacalnie przekonuję się, jaka jest różnica między poduszką do karmienia wypełnioną kulkami poliestrowymi a tą wypełnioną łuską orkiszową. Robi wrażenie! Da się też zamotać w chustę, mimo iż nie używam chusty już od prawie roku. Ale chęć poznania nowego wiązania bierze górę. Z pewnością przyda się przy kolejnym dzieciątku.


Później jest loteria, w której kilka mam zgarnia upominki od firmy Mablo.


Atmosfera zabawy rozluźnia wszystkich. Rozmowom nie ma końca. Bardzo się cieszę, że poznałam tak fantastyczne dziewczyny. Takatycia to koleżanka z facebookowej grupy, którą bardzo chciałam poznać na żywo. Jestem pod niesamowitym wrażeniem Happy Power Mamy. Ta dziewczyna kipi energią! Jej przydomek świetnie do niej pasuje. Marcelka, Patty, Katia, Patita... cudowne kobiety. Rozmawiając z nimi mam wrażenie, że nadajemy na tych samych falach. Bardzo żałuję, że nie udało mi się porozmawiać ze wszystkimi mamami. Może nadrobimy innym razem :)


 Na pamiątkę spotkania robimy sobie wspólne zdjęcie.


Każda mama dostaje indywidualny upominek a potem puszczają nas z torbami. Dosłownie! Z torbami pełnymi fantastycznych prezentów od sponsorów.

 

Niestety czas szybko mija i przychodzi pora się pożegnać. Jeszcze raz dziękuję organizatorkom za fantastyczną inicjatywę. Panu fotografowi Łukaszowi Walasowi za te wspaniałe zdjęcia. Wszystkim obecnym mamom za fantastyczne popołudnie a sponsorom za miłe upominki. O prezentach jeszcze napiszę w kolejnych notkach.


Spotkanie pełne emocji, nowych wrażeń. Spotkanie z mamami, które znałam z wirtualnego świata. Każda z nich opisuje swoją historię. Teraz czytając te blogi, widzę twarze autorek. Są mi bliższe. Czytam nowe notki z sympatią i sentymentem. Do zobaczenia w blogosferze a może i na kolenjnym spotkaniu w realu...?!

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Kubeczek menstruacyjny

W poprzedniej notce wspomniałam o kubeczku menstruacyjnym. Dziś trochę więcej o tym wynalazku, o którym usłyszałam kilka lat temu, ale jak i do wielu nowości podeszłam sceptycznie i potrzebowałam dłuższej chwili, by sam pomysł używania zaakceptować a później faktycznie wypróbować.

Jesteśmy zasypywani produktami jednorazowymi. Choć już teraz powraca moda na wielorazówki. I to nie tylko wielorazowe torby na zakupy, ale też różne produkty związane z pielęgnacją niemowlęcia, z macierzyństwem, laktacją i wreszcie higieną intymną kobiet. Ja zaczęłam od wielorazowych wkładek laktacyjnych. Potem przyszła pora na myjki. Dłużej przekonywałam się do pieluszek wielorazowych, a teraz jestem od nich uzależniona ;) Po nich przyszły wkładki higieniczne a teraz kubeczek menstruacyjny. Do wielorazowych podpasek też się powoli przekonuję, ale jednak kubeczek wydaje mi się bardziej higieniczny i prostszy w obsłudze. Ale co to właściwie jest, jak wygląda i jak działa?


Kubeczek menstruacyjny, to wykonany z silikonu niewielki pojemniczek, który włożony do pochwy zbiera krew menstruacyjną. Do wyboru tego produktu skłoniły mnie jego zalety:

1. Oszczędność. Najtańszy kubeczek na rynku kosztuje ok. 65 zł. To jednorazowa inwestycja na 5 - 10 lat. O wiele więcej pieniędzy wydałabym przez ten czas na podpaski i tampony jednorazowe.

2. Zdrowie. Produkt jest wykonany z antyalergicznego, medycznie przetestowanego i termoplastycznego silikonu (TPE). Dzięki czemu nie zaburza naturalnej flory bakteryjnej pochwy i nie wysusza jej a przez to obniża ryzyko infekcji. Już się naczytałam, co zawierają jednorazowe podpaski i tampony i powiedziałam dość!

3. Ochrona środowiska. Nie produkuję ton śmieci. Używam jednego kubeczka przez całą miesiączkę, co miesiąc przez kilka lat.

4. Łatwość użycia. Zakładam. Po kilku godzinach wyjmuję, przepłukuję i zakładam ponownie.

To tylko niektóre z zalet kubeczka. Jest ich o wiele więcej, ale te właśnie skłoniły mnie do bliższego zapoznania się z tego typu produktem. Teraz właśnie mam okazję wypróbować go w praktyce, gdyż w końcu po 15 miesiącach od porodu pojawiło się pierwsze krwawienie. Za jakiś czas podzielę się z Wami moimi doświadczeniami. Jak to jest w praktyce, czy faktycznie się sprawdza.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Mama testuje - wkładka higieniczna Pupeko "bambusowa wygoda"

Bubinka testowała już różne produkty, ale tym razem to mama miała okazję wypróbować coś specjalnie dla kobiet. Pora więc na recenzję wkładki higienicznej "bambusowa wygoda" marki Pupeko.

Wkładka jest optymalnej wielkości. Jest też bardzo cienka, a co za tym idzie dyskretna. Od spodu podszyta wodoodporną i oddychająca warstwa PUL, dzięki której bielizna pozostaje sucha i czysta. Wierzchnia warstwa to naturalna dzianina bambusowa. Antybakteryjne właściwości bambusa zapobiegają podrażnieniom sfer intymnych.



"Bambusowa wygoda" zapewnia komfort na co dzień. Myślę, że świetnie sprawdzi się również na ostatnie dni miesiączki bądź jako dodatkowe zabezpieczenie bielizny przy używaniu tamponów lub kubeczka menstruacyjnego.

Wkładka ta jest uszyta z materiałów wysokiej jakości. Nawet po wielokrotnym praniu zachowuje pierwotny kształt i miękkość. Bardzo szybko schnie. Zapinana na napkę. Dostępna w wielu wzorach i kolorach. Myślę, że to świetny produkt dla kobiet, którym bliska jest idea naturalnej higieny. Kolorowe wzory będą miłym akcentem nawet w te "trudne dni" :) Polecam!

wtorek, 9 kwietnia 2013

Po spotkaniu

Pierwsze Spotkanie Mam Blogerek za mną. Ach cóż to było za spotkanie!! Wciąż jestem pod wrażeniem tych wspaniałych kobiet, które tam poznałam. Jak dojdę do siebie, to napiszę szczegółową relację ;)


Tymczasem piszą o nas w prasie.

piątek, 5 kwietnia 2013

Bubinka testuje - formowanka z kieszonką Ecodidi

Po ponad miesiącu testowania przyszedł czas na pierwszą recenzję produktów Ecodidi. Na pierwszy ogień poszła pieluszka formowana z kieszonką.

Producent pisze o swoich formowankach:
- rozmiar onesize od 3kg do 16kg; pieluszka rośnie razem z dzieckiem
- specjalny krój pieluszki umożliwia czterostopniowy system regulacji rozmiaru za pomocą kolorowych nap w pasie i w kroczku. Dzięki zastosowaniu czterostopniowego systemu regulacji rozmiaru, pieluszkę można w łatwy sposób dopasować do dziecka jak i do grubości i długości wkładu zastosowanego w kieszonce.
- specjalnie opracowany system kolorowych nap pozwala w łatwy i szybki sposób zapiąć pieluszkę
- na zewnątrz miękkie, kolorowe bawełny dzianinowe
- delikatne elastyczne obszycie wokół nóżek
- kieszonka na wkład chłonny. Szeroka i wygodna. Umożliwia regulację chłonności pieluszki. W zależności od potrzeby może być pieluszką dzienną jak i nocną
- charakterystyczne dla pieluszek ecodidi śliczne zygzakowate obszycie
- pieluszka wykonana z tkanin atestowanych

Jak to widzi mama? Pieluszki Ecodidi w rozmiarze one size wyróżniają się spośród innych sporym przedziałem wagowym. Czterostopniowy (a nie jak w innych pieluszkach trzystopniowy) system regulacji rozmiaru sprawia, że pieluszka idealnie pasuje na 3 kg noworodka jak i 16 kg dwu-/trzylatka. Bubinka nosi pieluszkę nieco zmniejszoną, więc jeszcze o jeden rozmiar można ją będzie w przyszłości powiększyć. Pieluszka wykonana jest bardzo starannie. Z zewnątrz obszyta jest wzorzystą dzianiną bawełnianą, która po praniu nieco zesztywniała i zmechaciła się, jak to bawełna. Od pupy wszyta warstwa mięciutkiego mikropolaru, który sprawia, że dziecko nie odczuwa wilgoci. Wszelkie zabrudzenia łatwo się spierają nie pozostawiając śladu. Polarek pozostał w idealnym stanie. Wciąż jest mięciutki, nie zmechacił się i nie ma odbarwień. Formowanka ta ładnie się dopasowuje do małej pupy a delikatne gumki nie uciskają nóżek. Zapinana jest na dobrej jakości napy.



A co na to Bubinka? Testowała pieluszkę wielokrotnie w ciągu dnia i w czasie południowych drzemek. Dotychczas nie zakładałam jej na noc wielorazówek z obawy przed przeciekaniem a nie chciałam córki rozbudzać przebieraniem jej w środku nocy. Ale jak testy to testy. Zaryzykowałam raz i założyłam jej formowankę Ecodidi z podwójnym wkładem z mikrofibry. Pieluszka przeszła test pozytywnie. Wytrzymała 12 godzin bez przecieku!

 
Podsumowując, pieluszka jest bardzo ładna, porządnie uszyta i wygodna. Dzięki kieszonce na wkład chłonny można regulować jej chłonność. Świetnie nadaje się zarówno na dzień jak i na noc. Na plus też jak dla mnie wszyta warstwa mikropolaru. Jest on tak niesamowicie miękki! Te formowanki szyte są na zamówienie i wewnętrzny materiał może być inny (np. jeśli chcemy, żeby dziecko odczuwało mokro). Dużym plusem dla mnie jest też czterostopniowy system regulacji rozmiaru. Nie mam obaw, że wystarczy na cały okres pieluszkowania. Jedyne, co mi trochę przeszkadza to brak gumki w kieszonce, przez co materiał jest w tym miejscu taki luźny i wystaje, ale to nie jest duża wada, bo i tak wszystko chowa się pod otulaczem. Z czystym sercem polecam pieluszki formowane Ecodidi. Wybór wzorów jest ogromny, więc każda pupa znajdzie coś dla siebie ;)

środa, 3 kwietnia 2013

Świąt przeżywanie

Święta, święta i po świętach, chciało by się rzec. Takie nietypowe te święta były. Chyba przez tę zimową aurę. Śniegu jest więcej niż przez całą zimę i choć mam już szczerze dość zimowych kurtek, swetrów i bluzek z długim rękawem, to jakoś nawet potrafię zachwycić się tym zimowym krajobrazem. Bo dla mnie to albo prawdziwa, ciepła wiosna albo zima taka właśnie z mnóstwem śniegu.

Świąteczne dni minęły nam bardzo przyjemnie. W pierwsze święta byliśmy u teściów a w drugie u moich rodziców. Dzięki tej ilości śniegu mogliśmy zabrać Bubinkę do kościoła saniami. A już wątpiłam, czy jeszcze je wyciągniemy w tym sezonie. Przyjechała też moja siostra z mężem i córką. Przyjemnie było się spotkać i miło patrzeć, jak kuzyneczki się razem bawią.

Dużo myślałam w czasie tych świąt. Przede wszystkim o sposobie ich przeżywania. Kiedy byłam mała, Wielki Tydzień był szczególnym czasem. W Niedzielę Palmową niosło się do kościoła gałązki bazi. Od Wielkiego Czwartku odbywały się szczególne nabożeństwa w kościele. W Wielki Piątek nie mogliśmy oglądać telewizji i grać na komputerze. Miał to być dzień zadumy nad tym, co stało się na Golgocie. W Wielką Sobotę malowaliśmy jajka a później szliśmy z koszyczkiem poświęcić pokarmy. Wieczorem uczestniczyliśmy ze świecami w uroczystej mszy Wigilii Paschalnej. W niedzielę było rodzinne świętowanie a w drugi dzień świąt odwiedzali nas wujkowie, kuzyn, koledzy by tradycyjnie oblać nas wodą. Wtedy zupełnie nie potrafiłam wczuć się w klimat. Denerwowało mnie, że nie mogę oglądać telewizji w piątek i muszę się smucić. Irytowały mnie dwugodzinne nabożeństwa w kościele. Nie lubiłam (do dziś nie lubię) lania wody w świąteczny poniedziałek.

Teraz wiele się zmieniło. Zmieniłam wyznanie, więc już też w nieco innych nabożeństwach uczestniczę. Są zdecydowanie krótsze choć niemniej uroczyste. Nie przynosimy do kościoła gadżetów w postaci palemki, świecy, koszyczka. Trochę mi tego brakuje, bo jednak miało to swój urok i symbolikę. Teraz jestem też na swoim, tworzę nową rodzinę z nowymi zwyczajami i u nas w Wielki Piątek telewizor i komputer był włączony. I faktycznie zauważyłam, że przeszkadzało mi to w prawdziwym przeżywaniu tego dnia. Nie licząc farbowanych łupinami cebuli kilku jajek na wielkanocne śniadanie, nie zrobiłam żadnej pisanki. Jakoś im starsza jestem, tym mniej mnie to bawi. Za to cieszę się, że w ogóle mieliśmy wielkanocne śniadanie. W rodzinnym domu zawsze mi tego brakowało. Inni spotykali się na świątecznym śniadaniu a my nie, bo każdy wstawał o innej porze, potem każdy wybierał się do kościoła i spotykaliśmy się dopiero na obiedzie. Teraz mogę zrobić po swojemu. Śmigus Dyngus też niespecjalnie mnie uraczył w tym roku. Jedynie tata tak symbolicznie mnie wodą popryskał po umyciu rąk i mąż ciskał we mnie wodę w postaci śnieżek w drodze z kościoła. Ale to akurat mi wystarczy.