piątek, 31 maja 2013

Niebezpieczny co-sleeping

Niedawno w internecie pojawiła się informacja (TU i TU), że wspólne spanie z dzieckiem pięciokrotnie zwiększa ryzyko SIDS*. Tak podobno dowodzą brytyjscy naukowcy. Portale prześcigają się więc w straszeniu młodych rodziców i radzeniu, by zastanowili się oni poważnie zanim wezmą swe maleństwo do wspólnego łóżka. Ja się jednak zastanawiam, jak coś naturalnego (a spanie ze swoim potomstwem jest naturalne) może grozić utratą życia? Gdy jednak bliżej przyjrzeć się wynikom badań tych naukowców, można dostrzec podstawowe błędy. Otóż Ci badacze do jednego wora wrzucili rodziców borykających się z otyłością z tymi o normalnej wadze, tych nie stroniących od alkoholu z abstynentami, palaczy z niepalącymi, dzieci szczepione z nieszczepionymi itp. Do jednego wora wrzucili też wszystkie przypadki zgonów niemowląt w czasie snu, zarówno te o niewyjaśnionych przyczynach (właściwe SIDS) jak i przypadki uduszenia, przygniecenia czy upadku. Opierając się jedynie na statystykach udowadniają, że 22% (ok. 1/5!!) zgonów miała miejsce w łóżku rodziców a rzekomo 88% z nich można by uniknąć gdyby dziecko spało osobno. To tak, jakby udowodnić, że 100% przypadków rozwodów ma miejsce w małżeństwach i dałoby się ich uniknąć, gdyby ci ludzie się nie pobierali.

Co ciekawe inni naukowcy już wcześniej dowiedli coś zupełnie innego, że spanie z dzieckiem obniża ryzyko nagłej śmierci niemowlęcia. Dzieje się tak, gdyż dzięki utrzymywaniu kontaktu fizycznego z matką niemowlę częściej przechodzi z jednej fazy snu w drugą, wybudza się na krócej i krócej znajduje się w fazie snu głębokiego**. Ponadto kontakt z ciałem rodzica stabilizuje temperaturę ciała dziecka i reguluje poziom hormonów stresu w jego organizmie. Śpiąc z dzieckiem można też szybciej zareagować na wysyłane przez niego sygnały, np. kiedy wierci się walcząc o oddech a okazuje się, że nakryło się kołdrą bądź poduszką.

Jednak by wspólne spanie było bezpieczne, muszą być zachowane pewne zasady. Pisałam o nich już rok temu, ale warto przypomnieć:
- tak jak w dziecięcym łóżeczku, tak i w łóżku rodziców materac musi być stabilny, płaski, raczej twardszy i dobrze dopasowany do ramy, aby nie było wolnej przestrzeni między materacem a wezgłowiem łóżka, w której dziecko mogłoby utknąć
- malutkie dziecko nie potrzebuje poduszki, powinno spać na płasko
- w łóżku nie może być żadnych dodatkowych poduszek, koców, pluszaków, które mogłyby się osunąć na śpiącego malucha i przydusić go
- dziecko nie powinno spać pod jedną kołdrą z rodzicem
- małe niemowlęta nie powinny spać pomiędzy rodzicami, lepiej kłaść je z brzegu
- dziecko należy ułożyć tak, by nie miało możliwości spaść z łóżka ani utknąć pomiędzy łóżkiem a ścianą
- niemowlę należy ułożyć do snu na plecach
- osoba śpiąca z dzieckiem nie może być skrajnie wyczerpana ani znajdować się pod wpływem alkoholu, narkotyków, silnych leków. Nie może też być palaczem.
Przy zachowaniu tych zasad, spanie z dzieckiem jest bezpieczne.


*SIDS - Sudden Infant Death Syndrome, zespół nagłej śmierci niemowlęcia
** Evelin Kirkilionis "Więź daje siłę"

wtorek, 28 maja 2013

Spotkanie Mam Blogerek - upominki: Infavit

Odnośnie suplementacji witamin jestem pogubiona, bo jeśli chodzi o witaminę D3 różne wersje słyszałam:

1) Podawać do roczku.
2) Podawać przez cały pierwszy rok a w drugim tylko poza sezonem letnim.
3) Podawać dopóki dziecko rośnie.
4) Przyjmować całe życie.
5) Wcale nie trzeba suplementować, bo to co ze słońca wystarczy.
6) Jak mama karmi piersią to sama powinna przyjmować a dziecku w mleku przekazać.

Nie wiem, komu wierzyć. Tyle sprzecznych zaleceń. Osobiście po konsultacji z lekarzem wybrałam więc wersję drugą. Podawałam Bubince witaminę D przez cały pierwszy rok i teraz kontynuuję. Zrobię jednak przerwę w cieplejsze miesiące. Właśnie kończy nam się ostatnie opakowanie i następne będzie dopiero w październiku.


Na Spotkaniu Mam Blogerek firma Infavit obdarowała nas zestawem witamin D3 oraz C i kilkoma witaminowymi lizakami. Lizaki przeznaczone są dla dzieci powyżej 3. roku życia, więc sama je zjadłam ;) Witamina C jeszcze nietknięta, bo jestem przeciwna suplementowaniu bez konsultacji z lekarzem. Jak zajdzie taka potrzeba, to wtedy będziemy zażywać. Natomiast witamina D dotarła do nas w idealnym momencie, właśnie kiedy kończyło nam się poprzednie opakowanie.



Dotychczas wybierałam witaminy w kapsułkach twist-off. Te od Infavitu są w buteleczce z dozownikiem-pompką. Niby jest to wygodniejsze, bo pozwala precyzyjnie dozować odpowiednią ilość płynu prosto do buzi dziecka. Nie zostaje nic w kapsułce, nie leje się po brodzie itp. Niby tak, w praktyce jednak bywa różnie. Jak dziecko nie otworzy dobrze buźki albo zamknie za wcześnie to i tak pocieknie po brodzie. Poza tym w ulotce czytam, że nie należy końcówką dozownika dotykać ust ani mleka. A innych rzeczy można? Bo ciężko zachować absolutną sterylność. Witaminki mam w koszyczku razem z innymi akcesoriami używanymi przy kąpieli i nie ma rady, żeby ta buteleczka tam prosto stała i nie stykała się z niczym dookoła. Tu jednak kapsułki pakowane osobno były bardziej sterylne. Witaminy w buletelce z dozownikiem są tańsze i nie pozostawiają żadnych śmieci (pustych kapsułek), nie ma też ryzyka, że kapsułka wpadnie do buzi dziecka i zostanie połknięta bądź dziecko się nią zadławi. Jak widać każde rozwiązanie ma i plusy i minusy.

A Wy suplementujecie? Wolicie kapsułki, butelkę z pompką a może dozowanie kroplomierzem?

niedziela, 26 maja 2013

Dzień Matki

Z okazji Dnia Matki wszystkim mamom składam najserdeczniejsze życzenia. Niech Wam Bóg błogosławi i obdarza zdrowiem. Życzę Wam, byście się cieszyły miłością, szacunkiem i wdzięcznością Waszych pociech i czuły się spełnione jako kobiety i matki.

Ja dziś spędzam dzień z rodziną u teściów, jak niemal co niedzielę. Z moją mamą będziemy świętować za tydzień. Zrobimy sobie Dzień Matki i Dziecka ;) Wtedy też będzie uroczyste otwarcie ogrodowego placu zabaw. Oby tylko pogoda dopisała, bo dziś jeszcze jest zimno. A jak Wy spędzacie dzisiejsze święto?

wtorek, 21 maja 2013

Gdzie byłam, kiedy mnie nie było...

Tak, przyznaję się, zaniedbałam bloga przez kilka dni. Powody są dwa. Po pierwsze wiosna w pełni i więcej czasu spędzamy na podwórku, z dala od świata wirtualnego. Cieszymy się słońcem i nowymi atrakcjami, które pojawiły się w naszym ogrodzie. Dziadkowie nie próżnują i co kilka dni zaskakują czymś nowym. Fantastyczna huśtawka już stoi, kilka dni później dołączyła do niej piaskownica po mojej siostrze, wyszperana z nadgarażowej graciarni. Wczoraj dziadek wyciągnął trójkołowy rowerek, który pamięta jeszcze czasy mojego dzieciństwa. Rowerek ma się nieźle, trochę pordzewiał, ale jeździ. Choć jeszcze za duży dla Bogusi. Niebawem ma pojawić się też basen i być może zjeżdżalnia...

Drugi powód tej kilkudniowej ciszy na blogu to moja chęć odpoczynku od spraw typowo dzieciowych. Happy Power Mama na swoim blogu pisała o tym, że nie jest tylko żoną i matką, ale też a może i przede wszystkim, kobietą (KLIK)! Telepatia jakaś czy co? Bo akurat ta sama refleksja mnie naszła i zajęłam się sobą. Zmieniłam fryzurę, posprzątałam w szafie i wywaliłam z niej wszystko, w czym już nie chodzę. Kupiłam też kilka nowych ciuszków. Zaglądam też na blogi modowe w poszukiwaniu inspiracji. Jest kilka ciekawych, ale jednak najbardziej w mój gust trafia Kasia Tusk. Jest minimalistycznie, stylowo i elegancko, bez przesadnej awangardy. A Wy zaglądacie do szafiarek czy czytacie tylko blogi o dzieciach? A może dwa w jednym - moda dla dzieci? Albo kompletnie inne tematy?

środa, 15 maja 2013

Spotkanie Mam Blogerek - upominki: Little Rose & Brothers

Każda mama obecna na spotkaniu otrzymała od firmy Little Rose & Brothers dwie pary getrów dla dzieci. Każda para w innym wzorze. Chyba żaden się nie powtarzał. Bubinka dostała takie:


Niestety już po pierwszym praniu getry w kropki się nieco spruły. Gdybym nie znała tej marki, chyba bym się zniechęciła, ale wiem, że to pojedynczy przypadek. Getry od Little Rose & Brothers znamy już od dawna, używamy i lubimy. Rok temu zrobiłam u nich getrowe zakupy. Wzorów jest tyle, że głowa boli. Wybór był bardzo ciężki, więc zaszalałam i kupiłam aż 10 par. Jedną parę dostała na Dzień Dziecka moja siostrzenica a reszta znalazła swoje miejsce w Bubinkowej szafie.


Getry przydały się głównie późną wiosną i latem, by jednak przykryć nóżki, ale wyeksponować piękne wzory wielorazowych pieluszek. Również w chłodniejsze dni getrów używałam do docieplenia nóżek, kiedy zakładałam Bogusi sukienki. Kolejny letni sezon przed nami. Na razie bywa tak, że rano jest jeszcze chłodno a po południu robi się gorąco, wtedy zakładam Bogusi getry pod krótkie spodenki. Myślę, że świetnie się też sprawdzą przy nauce korzystania z nocnika, bo nie trzeba ich zdejmować. Możliwości jest sporo!



poniedziałek, 13 maja 2013

Bubinka testuje - talerzyk ze sztućcami Akuku

Kolejnym produktem Akuku, który testowałyśmy jest talerzyk ze sztućcami.

Producent pisze o tym zestawie:
"Zestaw jest przyjazny, bezpieczny, stabilny, podstawa antypoślizgowa. Talerz dwukomorowy. Części zestawu odpowiednio wyprofilowane."
 
"Talerzyk AKUKU to produkt dzięki któremu Twoje dziecko nauczy się jeść posiłki dużo szybciej. Wraz z talerzykiem do zestawu dołączone są widelec i łyżeczka.
Talerzyk jest podzielony na dwie komory, które ułatwiają odseparować dania. Podstawa talerzyka pokryta jest miękkim antypoślizgowym materiałem. Zapewnia perfekcyjne przyleganie do powierzchni stołów i blatów krzesełek do karmienia. Uniemożliwia przesuwanie się naczynia po stole, chroniąc jednocześnie pokarm przed rozlaniem. Szeroka podstawa czyni go całkowicie stabilnym, pomaga unikać chwiania się.
Chcąc wspomóc dziecko w jego pierwszym samodzielnym karmieniu, rączki widelca i łyżki zostały wyprofilowane pod optymalnym kątem. Sztućce pokryte są miękkim, antypoślizgowym materiałem."

Jak to widzi mama? Talerzyk jest ładny, poręczny, o dość dużej średnicy. U nas sprawdzają się talerzyki dwu- i trzykomorowe. Niestety tu sporo miejsca jest niewykorzystane. W tej wielkości talerzu spokojnie trzy komory by się zmieściły albo dwie większe. Niestety te są niewielkie. Od spodu talerzyk pokrywa antypoślizgowy materiał, która w prawdzie nie przysysa talerza do stołu, ale rzeczywiście utrudnia przesuwanie. Talerz nie ślizga się, choć powierzchnia ta mogła by być większa (przy trzech komorach już byłoby lepiej). Sztućce są odpowiedniej wielkości do małych rączek i buzi dziecka. Podoba mi się, że ich trzonki są pokryte antypoślizgowym materiałem i nie ślizgają się w dłoni. Podoba mi się też kształt łyżeczki. Jest smukła i dziecko nie musi mocno otwierać buzi, żeby zmieścić łyżeczkę z jedzeniem. Niestety na minus oceniam widelec, który jest zbyt tępy, żeby nabijać nim kawałki jedzenia. Wadą jak dla mnie jest są też wyprofilowane pod kątem rączki widelca i łyżki. Niby mają ułatwiać trafianie do ust, ale w praktyce działa to tylko przy dzieciach praworęcznych. Bubinka używa na razie obu rąk przy jedzeniu a trafianie do buzi tymi sztućcami używając lewej ręki jest utrudnione. Wolę proste, nieprofilowane sztućce.

A co na to Bubinka? Nową zastawę obejrzała bardzo dokładnie. Sprawdziła wytrzymałość miseczki bijąc łyżeczką, przewracając do góry dnem, uderzając nią o blat czy wreszcie wyrzucając z zawartością na podłogę. Miska zdała test wytrzymałości bardzo dobrze. Nie pękła i nie porysowała się. Dwie komory talerzyka bardzo jej pasują. W większej daję jej kawałki owoców a w mniejszej trochę jogurtu. Bogusia może jeść owoce maczając je w jogurcie albo osobno kawałki owoców i osobno jogurt nabierając łyżeczką. Ze sztućcami się raczej nie polubiła, chyba ze względu na ich kształt. Łyżeczką ładnie nabiera i trafia do ust, natomiast z widelcem jest gorzej. Jeśli chce coś nabrać widelcem jak łyżką to OK, natomiast, żeby nim jedzenie nabić, trzeba go obrócić a tym samym użyć lewej ręki, żeby trafić do ust. Profilowanie widelca sprawia, że jest on kłopotliwy w użyciu i rzadko go wyciągamy.
 

Podsumowując, talerzyk jest ładny i duży, ale mało pojemny. Sugerowałabym powiększenie komór lub zamianę tych dwóch na trzy. Powiększyłabym też powierzchnię antypoślizgową na spodzie. Zestaw wykonany bardzo solidnie i wytrzymały. Prosta konstrukcja pozwala na dokładne wymycie poszczególnych części. Dostępny jest jedynie w kolorze pomarańczowym. Nie jest to najistotniejsza sprawa, ale byłoby fajnie mieć wybór również innych kolorów. Sztućce odpowiedniej wielkości, ale wolałabym by były proste a widelec miał ostrzejsze ząbki. Generalnie nie jest źle, ale rewelacji też nie ma.

sobota, 11 maja 2013

Spotkanie Mam Blogerek - upominki: MayLily

Już ponad miesiąc minął od spotkania a ja wciąż opisuję wspaniałe upominki, jakimi zostałyśmy obdarowane. Torby były naprawdę wielkie i wypchane prezentami po brzegi. Również firma MayLily przygotowała dla każdej mamy pachnącą niespodziankę. Oprócz długopisu i karty rabatowej dostałyśmy bowiem Zawieszkę Lawendowe Serduszko. Jest to prześliczna i pachnąca lawendą zawieszka w kształcie serca. Wykonana bardzo starannie. Z jednej strony obszyta miękkim tłoczonym materiałem minky a z drugiej bawełną w elegancki wzór w subtelne różyczki. U góry wszyta satynowa tasiemka pozwalająca zawiesić serduszko w dowolnym miejscu. Zawieszka posiada w środku miękkie wypełnienie i suszone kwiaty polskiej lawendy, dzięki czemu pięknie pachnie. Zapach lawendy koi zmysły, wycisza, relaksuje i ułatwia zasypianie. Odstrasza też mole, więc można to serduszko trzymać w szafie bądź szufladzie z bielizną.


Bubinka pokochała nową maskotkę od pierwszego wejrzenia. Z zainteresowaniem ją obmacywała i przytulała. Pokazałam jej też, jak może ją powąchać i poczuć zapach. Przystawiałam serduszko do nosa i mówiłam: "mmm, ale pachnie!" Teraz za każdym razem, gdy mowa jest o serduszku (nie tylko o tym konkretnym) Bogusia mówi: "mmm" :) Pachnące serce trzymamy w łóżku i już nieraz zdarzyło się, że córka zasypiała miętoląc je w dłoni.

wtorek, 7 maja 2013

Bubinka testuje - myjka bawełniana Ecodidi

Kolejnym produktem Ecodidi, który testowałyśmy jest myjka bawełniana. Myjka ta wyróżnia się spośród innych rozmiarem. Jest prostokątna (15x25 cm) a nie kwadratowa, jak większość myjek na rynku. Mimo iż jest dwuwarstwowa, jest bardzo cienka. Wykonana jest bardzo starannie. Z jednej strony miękki welurek bawełniany a z drugiej kolorowa dzianina bawełniana. Myjka jest śliczna. Zbyt ładna, by używać jej do mycia pupy ;) Używam jej do mycia buzi, rączek i nóżek. 


Po dwóch miesiącach używania i wielu praniach myjka nieco zesztywniała, ale wcale nie przeszkadza to w dalszym użytkowaniu. Osobiście wolę myjki kwadratowe i całe welurkowe - nie tracą miękkości jak dzianina bawełniana. Ale te myjki urzekły mnie wzorami. Są szyte na zamówienie, więc można sobie wybrać takie wzorki, jakie kto lubi. A jest w czym wybierać... dwadzieścia kilka różnych wzorów kusi niesamowicie :)

sobota, 4 maja 2013

Spotkanie Mam Blogerek - upominki: Skarb Matki

Dziś krótka recenzja produktu, który dostałam na Spotkaniu Mam Blogerek - kremu Zdrowa Pupka marki Skarb Matki.

Producent zapewnia, że krem Zdrowa Pupka przeznaczony jest dla niemowląt i dzieci od pierwszego dnia życia. Stosuje się go przy pieluszkowym zapaleniu skóry i odparzonej skórze. Jako że właściwie nie mam problemów ze skórą Bogusi, prezent ten jest raczej nietrafiony. Ale przetestować trzeba było, więc używałam go od czasu do czasu, kiedy Bubinkowa pupka była zaczerwieniona. Produkt ma łagodzić podrażnienia i zaczerwienienia, chronić skórę i zapobiegać ponownym problemom. Szczerze mówiąc, działanie było średnie. Nie zawsze zaczerwienienie szybko ustępowało.

Krem jest koloru białego o delikatnej konsystencji. Dobrze się rozsmarowuje i ładnie pachnie. Opakowanie jest poręczne i ma ładną grafikę. Kolorystyka i wzory stworzone są w sam raz dla dzieci. Baranek na zakrętce spodobał się Bogusi. Przy czynnościach pielęgnacyjnych po kąpieli daję jej zakrętkę kremu. To ją zajmuje na chwilę, przygląda się barankowi, mówi: "be, be" a ja w tym czasie spokojnie mogę założyć pieluszkę i piżamkę. Zważywszy, że używamy tego kremu sporadycznie, opakowanie 90 ml wystarczy nam na baaaaaardzo długo. Obawiam się nawet, że nie zdążymy go zużyć przed upłynięciem daty ważności.


Co mnie jednak trochę przeraża to skład. Nie jestem chemikiem, ale wydaje mi się, że zawartość tlenku cynku z składzie jest dość wysoka (10%). Z pewnością nie nadaje się do profilaktycznego zastosowania. Poza tym niepokoją mnie też inne składniki: oleje mineralne, alkohol, parabeny itp. Mnie to odstrasza, choć zapewne więcej na ten temat mogłaby powiedzieć Sroka.

środa, 1 maja 2013

Pieluszkowo znów

Już kiedyś obiecałam kontynuację postu o pieluszkach. Po prawie roku ekopieluchowania pora na kolejne wnioski.
W poprzedniej notce poświęconej temu tematowi zachwalałam system kieszonek i konkretnie kieszonki Little Penguin. Teraz nieco się u nas zmieniło. Kieszonki z lamówką Little Penguin świetnie sprawdzały się przy niechodzącym niemowlęciu. Jednak kiedy Bubinka zaczęła wstawać a później chodzić, zaczęły przeciekać. Pieluszka zupełnie inaczej układa się między nóżkami dziecka, które przyjmuje pozycję pionową. Myślę, że to jest powód przeciekania. Szczególnie właśnie działo się tak w modelach z lamówką, być może dlatego, że przez lamówkę są nieco sztywniejsze niż te tradycyjne. Niestety mimo iż są naprawdę śliczne musiałam z nich zrezygnować. Nie pozbyłam się ich jednak. Zostaną dla kolejnego maleństwa. Mam też 3 tradycyjne "pingwinki" i te używamy jeszcze.

Po perypetiach z cieknącymi pieluchami postanowiłam zrobić drugie podejście do systemu formowanka + otulacz i wkład + otulacz. Wybrałam jednak zgrabniejsze formowanki, które nie robią efektu wielkiej pupy. Muszę przyznać, że ten system sprawdza się teraz najlepiej. Konkretnie mam 2 formowanki Pupus i jedną Ecodidi. Z pewnością dokupię jeszcze kilka sztuk. Jeśli chodzi o wkładki, też wybieram te cienkie, ale chłonne. Zrezygnowałam z prefoldów na rzecz świetnych wkładek z mikrofibry i mikropolaru Pupus. Kupiłam jedną taką wkładkę na wypróbowanie i spełnia moje oczekiwania. Jest cienka, chłonna i daje dziecku poczucie suchości. Niebawem dokupię kolejne sztuki. Czasem jako wkładów do otulacza używam mikrofibrowych wkładów one size Little Penguin, których też używam do kieszonek. Składam je na pół i owijam wkładką "sucha pupa" Pupus. Jeśli chodzi o otulacze PUL to w moim stosiku obecnie jest jeden otulacz Kokosi, jeden NappiMe i dwa moje ulubione Pupeko. Mam też jeden otulacz wełniany Ecodidi, który dostałam do testów i już teraz mogę pochwalić a szerzej wypowiem się o nim w osobnej notce.

Na noc wciąż zakładam małej jednorazówki. Raz tylko do testów założyłam formowankę Ecodidi z podwójnym wkładem z mikrofibry i zabezpieczyłam otulaczem Pupeko. Zestaw wytrzymał 12 godzin bez przecieku, ale pół nocy czułam smród zsikanej pieluchy. Tak, to trzeba przyznać, zsikane wielorazówki śmierdzą okrutnie. Jednak wolę w nocy skorzystać z komfortu pochłaniania zapachów, jaki daje jednorazówka. Obecnie z braku naszych ulubionych Babydream Öko, używamy Dada.

Mój pieluszkowy stosik wymaga jeszcze kilku modyfikacji. Jak już będzie ostatecznie skompletowany, to się nim pochwalę :)