niedziela, 24 sierpnia 2014

...

"Spędzamy zbyt wiele czasu na żałowaniu przeszłości, zastyganiu w teraźniejszości lub niepokojeniu się o przyszłość. Marnujemy tyle godzin..."
Domonique Loreau "Sztuka prostoty"

czwartek, 14 sierpnia 2014

"Dziecko bez kosztów"

Każdy rodzic oczekujący na narodziny swojego dziecka zastanawia się nad wyprawką. Co będzie potrzebne, co ułatwi opiekę nad dzieckiem? Na portalach i forach parentingowych oraz w czasopismach dla rodziców można znaleźć gotowe listy wyprawkowe. Niektóre są bardzo rozbudowane o przeróżne gadżety, inne, zawierają, wydawać by się mogło, najpotrzebniejsze rzeczy. Jednak i w tych drugich znaleźć można sporo zupełnie niepotrzebnych przedmiotów.

Kiedy kompletowałam wyprawkę dla Bubinki, chciałam kupić tylko to, co najpotrzebniejsze. Jako, że nie należę do osób zamożnych a wręcz muszę liczyć się z każdym groszem, nie mogłam sobie pozwolić na zbędne zachcianki. Szczęśliwie też w czasie tamtej ciąży zainteresowałam się ideą minimalizmu i to jeszcze bardziej determinowało moje wybory. Wyprawkę skompletowałam bardzo skromną a i tak w praktyce okazało się, że wiele rzeczy było zupełnie zbytecznych (np. łóżeczko, przewijak, butelki, herbatki), inne używaliśmy bardzo okazjonalnie, więc i bez nich dalibyśmy radę (np. smoczki uspokajające), jeszcze inne nie były zupełnie koniecznym zakupem, ale zdecydowanie ułatwiały opiekę nad niemowlęciem (np. wózek, leżaczek, mata edukacyjna). Teraz, myśląc o wyprawce dla Jadzi, kupiłam jeszcze mniej. Właściwie tylko dla siebie podkłady poporodowe i nowe kapcie do szpitala a dla małej zestaw noworodkowych pieluch wielorazowych (tu zaszalałam zdecydowanie) i jedną paczkę Dada1 do szpitala. Resztę ma po Bogusi. Jako że musimy wyżyć we troje a zaraz w czworo z jednej skromnej wypłaty męża, więc minimalizm, wielorazówki, używki, recykling to u nas podstawa.

Kiedy moje ulubione wydawnictwo Mamania wypuściło na rynek książkę "Dziecko bez kosztów" autorstwa Giorgii Cozza a dodatkowo nasz Kwartalnik Laktacyjny objął tę publikację patronatem medialnym, nie miałam wątpliwości, że muszę mieć tę pozycję w mojej biblioteczce. Tytuł brzmi przekonująco i od razu czułam, że będzie to książka zgodna z moimi przekonaniami. Jak tylko do mnie dotarła, zabrałam się za czytanie. I rzeczywiście nie rozczarowałam się. Zabawnie było czytać o pomysłach, które sama wdrożyłam kierując się własną intuicją i kreatywnością.

Zdecydowanie ograniczyliśmy nasze wydatki na dziecko decydując się na karmienie piersią, co-sleeping, później wielorazowe wkładki laktacyjne, pieluchy i myjki. Zdecydowana większość ubrań ciążowych, ciuszków niemowlęcych i zabawek pochodziła z drugiej, trzeciej, czwartej itd. ręki. Zamiana proszku do prania na kule piorące. Wybór BLW zamiast karmienia gotowymi daniami dla niemowląt. Ograniczenie do minimum kosmetyków do pielęgnacji dziecka. To wszystko dało nam niesamowite oszczędności. O tym wszystkim teraz czytałam w książce "Dziecko bez kosztów" i uśmiechałam się sama do siebie.

zdjęcie ze strony wydawnictwa Mamania

Publikacja ta jest świetnym przewodnikiem po niekupowaniu, tak jak brzmi jej podtytuł. Myślę, że każda para oczekująca dziecka powinna sięgnąć po tę pozycję i zrewidować swoje wyobrażenia na temat tego, ile kosztuje dziecko i czego tak naprawdę ono potrzebuje a bez czego spokojnie może się obyć.

Zanim więc wydasz tysiące złotych na coś, co okaże się całkowicie zbyteczne, zadaj sobie kilka pytań:
1. Czy ta rzecz jest absolutnie niezbędna?
2. Czy jeśli jest jednorazowego użytku, to czy znajdę wielorazową alternatywę?
3. Czy mogę ją zastąpić czymś, co już mam?
4. Czy mogę ją zrobić sam(a)?
5. Czy mogę ją otrzymać lub pożyczyć od kogoś?
6. Czy mogę używaną tanio odkupić?
7. Czy jeśli muszę kupić nową, to mogę wybrać tańszy odpowiednik nie tracąc zbytnio na jakości?
8. Czy i gdzie mogę kupić tę rzecz w promocji?
Powyższe pytania mogą pomóc Ci w znalezieniu alernatywnych rozwiązań i oszczędzeniu całkiem sporej sumy pieniędzy. 

Generalnie zasada brzmi: im mniej tym lepiej! Im bliżej natury tym oszczędniej! Jeśli już coś jest naprawdę konieczne, to lepiej, żeby było wielorazowego użytku a jeszcze lepiej tego nie kupować tylko zrobić samemu albo dostać od kogoś a potem przekazać komuś. Poznaj prawdziwe potrzeby niemowlęcia, podążaj za nim, bądź z nim i dla niego. Czysty minimalizm!

"Dziecko bez kosztów" to praktyczny przewodnik dla rodziców oczekujących maleństwa. Być może czekasz na swoje pierwsze dziecko i zastanawiasz się, co trzeba będzie kupić i przygotować dla maleństwa, co rzeczywiście jest konieczne a bez czego spokojnie można się obejść. A może dopiero zastanawiasz się nad powiększeniem rodziny ale obawiasz się, że ten krok to zbyt wielkie obciążenie domowego budżetu. Albo masz już jedno dziecko i chcesz rodzeństwa dla niego, ale nie wiesz, czy finansowo dacie radę. Może też zainteresowałaś się ideą minimalizmu i chcesz poszerzyć swoją wiedzę o tematykę związaną z minimalizmem w rodzicielstwie. W każdym z powyższych przypadków odpowiedzi znajdziesz właśnie w tym poradniku. Rzetelne informacje, praktyczna wiedza, wszystko napisane prosto i przystępnie. Przedstawione wyliczenia obrazują, ile rzeczywiście można oszczędzić. Wszystko poparte wypowiedziami rodziców, którzy zastosowali te pomysły w praktyce i są z nich zadowoleni.

Mam jednak pewne uwagi merytoryczne do rozdziałów dotyczących chust i nosideł oraz fotelików samochodowych. Nie jestem przekonana do samodzielnego szycia chusty. Nie każdy przecież materiał nadaje się do tego. Chusta musi być wykonana z bezpiecznej, mocnej tkaniny, żeby nie rozerwała się pod ciężarem dziecka. Nosidełka nie nadają się dla niemowląt niesiedzących jeszcze samodzielnie, więc nie są alternatywą dla skomplikowanej w wiązaniu chusty. Podobnie z fotelikami. Wprawdzie, w fotelikach z kategorii 9-18 kg można wozić dziecku przodem do kierunku jazdy, ale według mnie, zabrakło informacji, że jednak mimo wszystko warto ze względów bezpieczeństwa wybrać model montowany tyłem. Fotele 9-36 kg zdecydowanie zmniejszają poniesione koszty, ale niekoniecznie są dobrym wyborem jeśli chodzi o bezpieczeństwo i komfort. A już o tzw. poddupnikach nawet nie warto wspominać. Wprawdzie kosztują grosze, ale nie są w ogóle dobrym rozwiązaniem. Jednak mimo tych drobnych acz istotnych uwag, cała reszta zawartych w książce wiadomości jest godna uwagi i polecenia.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Plan porodu

Weszłam dziś w 39tc. Myśl o porodzie staje się coraz bardziej realna i bliska. Z jednej strony nie obawiam się tego. W końcu już raz rodziłam, wiem jak to jest. Teraz myślę, że będzie nawet lepiej. Wybrałam inny szpital, ukończyłam kurs w fantastycznej Szkole Rodzenia, mogę liczyć na wsparcie douli. Z drugiej strony wciąż czuję, że jeszcze nie wszystko mam zapięte na ostatni guzik. Nie mam jeszcze wszystkich wyników badań, ostatnią wizytę u ginekologa mam we wtorek, torba do szpitala wciąż nie jest kompletna...

Ostatnio przygotowałam sobie plan porodu. Plan porodu to jest dokument, w którym kobieta zawiera wszystkie swoje oczekiwania i życzenia związane z porodem. Według rozporządzenia Ministra Zdrowia dotyczącego standardów opieki okołoporodowej (Dz.U. 2010 nr 187 poz. 1259) taki plan powinno się przygotować wspólnie z lekarzem lub położną prowadzącą ciążę. Nie do końca rozumiem ten zamysł. Ja taki dokument przygotowałam sobie sama, korzystając z kreatora na stronie Fundacji Rodzić po Ludzku. Zawarłam w nim moją wizję porodu, moje życzenia i oczekiwania. Później wydrukowałam go w kilku egzemplarzach i dałam douli oraz mężowi, aby się z nim zapoznali i wyrazili swoje sugestie. To przecież oni (albo tylko doula) będą przy porodzie i będą pilnowali, aby personel medyczny respektował moje życzenia. Nie mam nawet zamiaru pokazywać tego planu mojemu ginekologowi. Nie dotyczy go to, nie będzie go przy porodzie, więc jego zdanie w tej sprawie mnie nie interesuje.

W planie porodu opisuje się swoje preferencje dotyczące wielu aspektów, m.in. miejsca i warunków porodu, obecności osób towarzyszących, zgody lub jej braku na wykonanie różnych zabiegów medycznych. Określa się swoje życzenia odnośnie aktywności, wyboru pozycji porodowych, sposobów łagodzenia bólu itp. 

Kiedy rodziłam Bubinkę, myśl o stworzeniu planu wydawała mi się fanaberią. Poród to poród, pomyślałam. Trzeba urodzić, co będę sobie wymyślać specjalne warunki, świeczki, muzykę, kadzidełka, pierdu, pierdu... O ja naiwna! Dziś, z perspektywy czasu, wiem, że tamten poród, choć nie był traumatyczny, to jednak nie do końca był taki, jakiego bym oczekiwała. Teraz mam większą wiedzę i doświadczenie, i wiem, że wtedy wiele rzeczy było nie tak. Wokół mnie było za dużo ludzi, którzy niestety w większości traktowali mnie przedmiotowo. Pozytywnie wspominam jedynie anestezjologa, który podawał mi znieczulenie zewnątrzoponowe. Mój poród był indukowany a ja leżałam całe sześć godzin na łóżku porodowym podpięta do KTG. Jedynie mogłam się obracać na boki i to delikatnie. Nie uniknęłam nacięcia krocza. Bogusię położono mi na brzuch od razu, ale nie skóra do skóry, tylko owiniętą w ręcznik. Po krótkiej chwili ją zabrano do mierzenia, ważenia itp. i wróciła do mnie już ubrana. Wtedy dopiero mogłam przystawić ją do piersi. Nie tak to powinno wyglądać. Wtedy byłam niedoświadczoną pierworódką. Teraz już wiem, że może i powinno być inaczej. Teraz dokładnie wiem, czego chcę i dlatego wybrałam inny szpital i spisałam swoje życzenia w planie porodu.

Jestem świadoma, że być może części moich życzeń nie będzie można spełnić, np. obecności dwóch osób towarzyszących (douli i męża), inne mogą się okazać trudne albo wręcz niemożliwe do spełnienia ze względów medycznych bądź organizacyjnych. Poród jest wydarzeniem dynamicznym i w każdej chwili sytuacja może wymagać podania jakichś leków, bądź skończy się na cesarskim cięciu, choć wolałabym tego uniknąć. Przebiegu porodu nie da się przewidzieć i go wyreżyserować. Trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność. Ale warto spisać sobie taką wizję idealnego porodu i trzymać się tego na ile to będzie możliwe. Naprawdę warto mieć taki dokument i przedstawić go personelowi medycznemu w trakcie przyjęcia do szpitala. Z planem porodu powinny się zapoznać wszystkie osoby biorące udział w akcji porodowej, położne, lekarze, osoby towarzyszące.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Chustonoszenie w ciąży

Czy można nosić dziecko w chuście będąc w ciąży? Otóż można. Sama nie wiedziałam i postanowiłam nosić Bubinkę w Tuli póki rosnący brzuch będzie mi na to pozwalał a potem przeniosę się na wózek. Ale właśnie w odpowiednim momencie zorganizowałyśmy w naszym Klubie Mam warsztaty chustowe, na których dowiedziałam się, że dzięki chuście nadal będę mogła nosić Bogusię tak długo, jak tylko będę się dobrze czuła i z ciążą będzie wszystko OK. Na tych warsztatach nauczyłam się wiązać moją dwulatkę w plecak prosty i poznałam tzw. węzeł tybetański, dzięki któremu nic nie uciska na brzuch a całe wiązanie jest w moim odczuciu bardziej stabilne. Oczywiście musiałam dojść do wprawy w motaniu, ale Bubinka wykazała się cierpliwością i świetnie współpracowała. Każde następne wiązanie wychodziło nam coraz lepiej.


Z uwagi na to, że brzuch rośnie, dwulatka też lekka nie jest, chusty używałam na krótkie wypady na miasto, gdy miałam jechać pociągiem lub coś załatwić w miejscach, gdzie były schody lub wąskie przejścia. A na dłuższe wypady albo spacery po okolicy wolałam jednak wózek.

Jeśli kobieta jest przyzwyczajona do noszenia, czuje się dobrze a ciąża przebiega prawidłowo, nie ma przeciwwskazań do noszenia starszaka w chuście. Wystarczy wybrać wygodne wiązanie na plecach, pamiętać o dobrym dociągnięciu chusty i ruszamy przed siebie :)

Bogusię nosiłam do ósmego miesiąca ciąży (zdjęcie powyżej robione w 32tc). Teraz już tego nie robię. Ostatnio zauważyłam, że potwornie się męczę nawet przy zwykłych czynnościach domowych. Szybko dostaję zadyszki, czasem muszę przerywać pracę, żeby usiąść na chwilę i odpocząć. Te ostatnie tygodnie są dla mnie wyjątkowo ciężkie a upalna pogoda nie ułatwia sprawy. Nie czuję się więc na siłach dodatkowo się obciążać. Zdecydowanie teraz wybieram wózek lub prowadzę Bubinkę za rękę. Chusta wyprana i czeka teraz na małego chuścioszka :)

niedziela, 3 sierpnia 2014

Nowy wymiar co-sleepingu

Stało się! Bubinka wyprowadziła się z naszego łóżka i śpi teraz w swoim własnym. Obyło się bez płaczu, bez rzewnych pożegnań. Wręcz przeciwnie, nowe posłanie przyjęła z ogromnym entuzjazmem. Pierwsza noc w nowym rozkładzie za nami. Nie, nie przywędrowała do nas stęskniona w środku nocy. Ja też o dziwo nie tęskniłam...

Może dlatego, że daleko nie poszła ;) Jej nowe łóżko stoi tuż obok naszego. Więc niby osobno, a jednak wciąż razem. Jedyne co się zmieniło, to że teraz zyskaliśmy więcej miejsca w naszym rodzinnym łożu. Przeszliśmy na nowy wymiar co-sleepingu. Ten wymiar to teraz 280 cm szerokości a łącznie 5,28 m kw. powierzchni do rodzinnego spania!

piątek, 1 sierpnia 2014

Karmienie piersią starszaka

Dziś zaczyna się Światowy Tydzień Karmienia Piersią. Już trzeci rok z rzędu świętuję. Bubinka ma już 2,5 roku i karmienie tak dużego dziecka wzbudza w otoczeniu wiele kontrowersji. Karmienie w ciąży również. A dla mnie to tak naturalne!

Wciąż pojawiają się pytania:

Jak długo jeszcze będę karmić Bogusię?
Nie wiem! Nie ustaliłam sobie górnej granicy. Założyłam sobie karmieniowy plan minimum - sześć miesięcy wyłącznego karmienia piersią a później do minimum drugich urodzin przy jednoczesnym wprowadzaniu posiłków stałych. Cel osiągnięty, teraz cycusiamy sobie póki jej i mnie to pasuje. Jeśli któraś z nas uzna, że czas się pożegnać z piersią, to tak zrobimy. Ciąża nie była dla mnie powodem do całkowitego odstawienia. Była to jedynie okazja do odstawienia karmienia nocnego i ograniczenia ssania w dzień. Wypracowałyśmy sobie swój rytm i to nam pasuje.

Czy ona nie jest za duża?
Nie jest za duża. Ona ma DOPIERO 2,5 roku. Dzieci w tym wieku potrzebują mleka. Nie jest ono już podstawą ich diety, ale wciąż jest bardzo ważnym jej składnikiem. A jeśli mleko, to wiadomo, że najlepsze jest mleko mamy. Świetny wpis o tym dodała ostatnio Takatycia.

Czy to mleko ma jeszcze jakieś wartości?
Tak, ma i to całe mnóstwo!


Jak to będzie, jak się pojawi Jadzia?
Z pewnością wypracujemy nowy rytm karmień. Oczywiście Jadzia będzie miała pierwszeństwo do piersi, ale i Bogusia nie będzie jej pozbawiona. Mam w końcu dwie piersi, więc jakoś się podzielą ;) Bogusia mi niedawno powiedziała: "Jadzia będzie piła z tego a ja z tego. A potem się zamienimy!" O jakie to proste! :)

To można karmić w ciąży?
Ano można. Jeśli ciąża przebiega prawidłowo, to nie ma żadnych przeciwwskazań. Szerzej pisałam o tym w pierwszym numerze Kwartalnika Laktacyjnego.

Karmienie starszaka nie wygląda tak samo, jak karmienie niemowlęcia. Moja dwulatka nie wisi mi cały dzień na piersi. Wystarczą jej te trzy karmienia, czasem nawet dwa lub jedno. Zdarzyły się dwa dni, w których w ogóle nie ssała. Potrafi zasnąć bez piersi, nawet przy mnie, chociaż zazwyczaj woli jednak cycy do snu i jest to najszybsza metoda usypiania. Czasem upomina się o pierś poza umówionymi okazjami (rano, do południowej drzemki, wieczorem do snu), ale kiedy odmawiam, potrafi to zrozumieć. Potrafi się wyciszyć, uspokoić, pocieszyć bez piersi. Wystarczy przytulenie. Nie czuję się uwiązana, spokojnie mogę wyjść bez dziecka, ono sobie poradzi. Nie karmimy się już publicznie, nie dlatego, że uważam, że już nie wypada. Tylko dlatego, że ustaliłam konkretne pory karmienia a one przypadają na czas, kiedy jesteśmy w domowym zaciszu. Nie mam więc problemu z dobierającym mi się do dekoltu dzieckiem w miejscach publicznych. Nie boję się, że im później, tym ciężej będzie odstawić. Nawet jeśli odstawienie będzie z mojej inicjatywy, to jestem pewna, że Bogusia dobrze to zniesie. Duże dziecko da sobie sporo wytłumaczyć. Świetnie rozumie. Czy robię Bubince krzywdę długim karmieniem? Że co? Jak, coś tak naturalnego miałoby być krzywdzące? Uważam, że wręcz przeciwnie! Zapewniam jej wszystko, czego potrzebuje - pokarm, poczucie bezpieczeństwa, bliskości, miłość. Nie odbieram jej samodzielności. Przecież nawet gdybym nie karmiła jej piersią i tak byłaby nie całkiem jeszcze samodzielna. Toż to małe dziecko. Nie karmię jej na siłę a pozwalam jej decydować, w jakim tempie się usamodzielnia. To takie naturalne!