czwartek, 31 stycznia 2013

Co to będzie, jak to będzie?

Wciąż słyszę pytania: "Jak długo zamierzasz karmić piersią?", "Jak długo Bogusia będzie jeszcze z wami spała?" i tym podobne. Do niedawna miałam idylliczne wizje, że karmić będę do samoodstawienia, że spać będę z córką aż sama zechce mieć swoje łóżko, że dzieci będziemy mieć trójkę w odstępach co trzy lata i że do pracy wrócę dopiero jak najmłodsze pójdzie do przedszkola. Ha, pogodzić to wszystko chyba nie sposób!

Ostatnio w czasie wizyty u teściów wyszedł temat karmienia. Akurat leciała reklama jakiegoś mleka następnego. Mąż się zaśmiał. Ja w tym czasie przeglądałam gazetki z marketu, znalazłam promocję tego mleka i pokazałam mężowi z żartem mówiąc: "o, w promocji jest, ale Bogusia to by musiała mieć takie z nr 3 a nie 2". Oboje się uśmiechnęliśmy, bo i tak nie zamierzamy jeszcze przechodzić na mleko modyfikowane. Tfu, w ogóle nie zamierzamy. No i tu wtrąciła się teściowa:
Ona: To nie będziecie jej żadnego mleka dawać?
Ja: Przecież ma na razie z piersi.
Ona: No ale później?
Ja: Jak sama się odstawi, to znaczy, że już nie potrzebuje mleka wcale.
Ona: No ale mleko zdrowe, dużo wapnia, witamin. Ja nie mówię, żeby samo mleko, ale z kakałkiem. Jak już do szkoły pójdzie, to szkoda by było, żeby mleka nie piła...

Dalej już nie wdawałam się w dyskusję, bo jak już wspomniała o szkole. Toż to dopiero za kilka dobrych lat! Nie będę gdybać, co wtedy będzie. Czy mała będzie piła kakałko czy samo mleko, czy wcale, czy może jeszcze na cycu będzie(!) Chciałabym karmić do samoodstawienia, ale nawet tego nie przewidzę. Może przyjdzie czas, że będę w zagrożonej ciąży, że zachoruję i będę musiała przyjmować mocne leki, albo że mnie samą karmienie zacznie męczyć i wtedy odstawię Bubinkę ja. A może ona odstawi się prędzej niż myślę i będzie dla mnie szok. Różnie może być, więc już teraz nie wyrażam się jednoznacznie na ten temat.

Tak samo sprawa ma się ze współspaniem. Też ostatnio usłyszałam pytanie o to, jak długo Bogusia będzie z nami spała w łóżku. Odpowiedziałam, że tak długo jak będzie chciała. 10 lat? Może tak, ale najpewniej nie, bo raczej sama wcześniej powie, że jest już duża i chce mieć swoje łóżko. Potem pomyślałam znowu: co tu gdybać? Może sama się wyprowadzi do swojego łóżka a może ja ją tam przeniosę. Może będę z nią mogła spać i 10 lat a może w między czasie pojawią się kolejne dzieci i to one będą bardziej potrzebowały tego rodzaju bliskości. Kto wie, jak to będzie? Przyjdzie czas, to wszystko się jakoś dostosuje do konkretnej sytuacji.

Przyjdzie czas, że poczuję, że pora wrócić do pracy, to wrócę, choćbym miała Bogusię z kimś innym zostawić. Przyjdzie czas, że poczuję, że to odpowiednia pora na kolejne dziecko i czy to będzie za kilka miesięcy czy kilka lat, dopiero wtedy zdecyduję. Nie teraz. Koniec z gdybaniem, koniec ze snuciem sztywnych planów na kolejne dziesięciolecia. Żyjmy tym, co jest tu i teraz! Jeśli coś mi TERAZ odpowiada to to zostawię, jeśli coś mi TERAZ przestanie odpowiadać, to to zmienię.

wtorek, 29 stycznia 2013

Bubinka testuje - zestaw szczoteczek MAM

Przyszedł czas na recenzję kolejnego produktu MAM. Jest to zestaw szczoteczek do nauki mycia zębów MAM Leart To Brush Set.

Producent pisze o nim:
  • szczoteczka z długą rączką umożliwia rodzicom mycie pierwszych zębów wspólnie z dzieckiem
  • szczoteczka z krótką rączką jest wygodna w trzymaniu – umożliwia dziecku samodzielne mycie zębów
  • proste w użyciu
  • atrakcyjny design

Jak to widzi mama? Obie szczoteczki wykonane są z materiałów wysokiej jakości. Nie zawierają BPA. Mają fajny kształt i żywą kolorystykę. Zestaw jest dostępny w trzech kolorach: różowym, zielonym i niebieskim. Główki szczoteczek są rozmiarem idealnie dostosowane do małej buzi dziecka. Włosie jest średniej twardości i bardzo delikatne. Rączki wygodnie się trzyma, nie wyślizgują się. Szczoteczka z dłuższą rączką świetnie nadaje się do nauki szczotkowania zębów, kiedy to rodzic trzyma ją razem z dzieckiem. Szczoteczka z krótką rączką jest wygodna do samodzielnego mycia zębów. Do zestawu dołączony jest też ogranicznik, który zakłada się na szczoteczkę. Zabezpiecza on przed zbyt głębokim włożeniem szczoteczki do ust. W opakowaniu była też dość obszerna ulotka z informacjami o higienie jamy ustnej dziecka, co jest dodatkowym plusem.

A co na to Bubinka? Mała niedawno skończyła roczek. Ma cztery ząbki i właśnie wychodzi piąty. Chyba lubi je myć, bo kiedy ogłaszam, że idziemy umyć ząbki, od razu biegnie do łazienki i pokazuje palcem na szczoteczkę. Używamy na razie tej krótszej szczotki. Najpierw ja myję córce ząbki a później daję jej do rączki szczotkę i ona sama kontynuuje a ja w tym czasie myję swoje zęby. Mała na razie wykonuje bardzo przypadkowe ruchy i bardziej gryzie szczoteczkę niż szczotkuje zęby, ale i to ma swój cel. Córka w ten sposób przyzwyczaja się do samodzielnej obsługi, próbuje mnie naśladować i przy tym masuje dziąsła. Gumowa rączka szczoteczki świetnie się do tego nadaje. Plastikowy ogranicznik z początku był założony, ale Bogusia rozpracowała, jak go zdjąć i cały czas przy tym majstrowała, więc w końcu zdjęłam jej go na stałe.

myję zęby na chodząco

Podsumowując, szczoteczki są ładne, o odpowiedniej wielkości i kształcie. Żywe kolory podobają się dzieciom i zachęcają je do mycia. Wykonane bardzo solidnie. Włosie naszej szczoteczki jest już trochę rozczapierzone. Nie uznaję to jako wady, bo to od nieprawidłowego użycia (córka intensywnie gryzie szczoteczkę). Poza tym, wypada już wymienić szczoteczkę, co przecież należy robić co trzy miesiące. Dłuższej szczoteczki jeszcze nie używaliśmy, ale z pewnością przyda się, jak Bogusia będzie starsza i będzie uczyła się prawidłowych ruchów przy samodzielnym myciu zębów. Jeśli szukacie dobrej szczoteczki dla Waszego malucha, to sięgnijcie po zestaw szczoteczek MAM. Ja jestem z niego bardzo zadowolona i polecam serdecznie! Szczoteczki możecie kupić w sklepie MAM. Pamiętajcie, że fani MAM na Facebooku mają 20% zniżki na zakupy!

sobota, 26 stycznia 2013

O prezentach słów kilka

Patrząc na walające się po pokoju zabawki i nie mieszczące się w szafie ciuszki pomyślałam, że napiszę notkę o prezentach dla małych dzieci. Nieraz ludzie głowią się, co takiemu maluchowi kupić z okazji narodzin, chrztu, roczku lub bez okazji. No to podpowiadam, jak ja to widzę.

Najbardziej denerwują mnie wszelkiego rodzaju zabawki w ilościach niezliczonych. Dziecko się tym pobawi chwilę a potem rzuci w kąt zajmując się i tak przedmiotami codziennego użytku, które zabawkami nikt by nie nazwał. Wala się to po całym mieszkaniu zajmując miejsce i zagrażając bezpieczeństwu. Bubinka ma dopiero rok a zabawek tyle, że z przerażeniem patrzę w przyszłość, kiedy ten cały kram się jeszcze powiększy. O ile książeczki są OK, bo każda książka to inna historia, o tyle kilka zestawów klocków, trzy lale, kilkanaście gryzaków, grzechotek, kubeczków i kilkadziesiąt pluszaków wszelkiej maści to już przesada.

Kolejnymi kłopotliwymi prezentami są ubranka. Bogusia dostała całą masę ubranek z drugiej ręki i to by w zupełności wystarczyło. Dostała też sporo ciuchów nowych i problem z nimi jest taki, że teraz jest ich za dużo. Mała ma tyle sukienek, bluzeczek, spodni czy bodów, że nie ma kiedy w tym wszystkim chodzić. Większość ubranek chcę zostawić dla kolejnych dzieci, ale część i tak muszę sprzedać albo oddać, bo czy roczne dziecko potrzebuje 10 par rękawiczek i podobnej ilości zimowych czapek?

Irytujące są też oczekiwania darczyńcy, by prezent używany był od razu i niemal bez przerwy. Wkurza mnie, gdy słyszę: "Może założysz jej te spodnie ocieplane?" To co, że jest 5 stopni powyżej zera, jedziemy samochodem do sklepu, a spodnie są za duże i będą pasować dopiero za rok. "A ta czapka z tym futerkiem jej jeszcze pasuje?" Tak, pasuje, ale jest za gruba na taką pogodę a poza tym mała ma tyle czapek, że zimy braknie, żeby w każdej wyjść choć raz. "A może przykryj ją tym kocykiem różowym, co jej kupiliśmy. Kiedy zamierzacie go używać?" Ten koc jest za duży. Użyjemy jak córka wyrośnie z małych niemowlęcych kocyków. "A gdzie ma ten zestaw kawowy dla lalek? Nie bawi się nim?" Nie, nie bawi się na razie, bo ma dość zabawek, które ją teraz zajmują. Serwis jest schowany. Na litość Boską! Jeśli daję komuś prezent to ta rzecz jest już jego. Owszem, miło jeśli się spodoba i będzie jej używał, ale równie dobrze może go zniszczyć, wyrzucić, oddać komuś czy sprzedać na allegro. I nic mi do tego!

Co więc podarować? Mówią, że dawanie pieniędzy to pójście na skróty. Nie chce się myśleć, chodzić po sklepach, to na odczepnego wsadzamy banknot w kopertę i prezent gotowy. Ja jednak nie widzę w tym nic złego. Jeśli naprawdę nie mamy pomysłu na prezent, warto dać pieniądze, za które rodzice dziecka kupią mu coś, co rzeczywiście maluchowi jest potrzebne, albo po uzbieraniu większej kwoty jakiś droższy sprzęt, np. fotelik do samochodu, zestaw pieluch wielorazowych. Pieniądze też można odkładać na jakiś cel, np. edukację dziecka albo po prostu trzymać na koncie latami i przekazać dziecku w dniu osiemnastych urodzin, w dniu ślubu lub wyprowadzki z domu.

Najbardziej jednak cenię prezenty hand made. Jeszcze bardziej, jeśli jest to coś praktycznego a nie tylko pamiątkowy kurzozbieracz. Bibelotów nie lubię, ale takie ręcznie robione to jednak coś więcej niż tylko przedmiot. Jeśli chodzi o rękodzieło użytkowe świetnym pomysłem może być uszycie maty edukacyjnej, książeczki, lali, jakichś ubranek albo zrobienie zabawki np. z drewna. Jeśli ktoś nie ma talentu do tworzenia albo czasu mu brak, zawsze może coś kupić. Ale niech to będzie prezent naprawdę przemyślany. Taki, który na pewno się przyda. Można podpytać rodziców malucha. W naszym przypadku wszelkie butelki, smoczki, słodycze, kaszki, dania w słoiczkach czy pampersy się nie sprawdzają. 

piątek, 25 stycznia 2013

Blog Roku

Bubinkowo jest młodym blogiem, ale zgłosiłam go do konkursu na Blog Roku 2012. Startujemy w kategorii Lifestyle jako blog o charakterze parentingowym. Jeśli podoba Wam się moje pisanie, możecie pomóc nam wygrać nagrodę. Wystarczy wysłać SMSa o treści A00682 na numer 7122 (koszt: 1,23 zł brutto). Głosowanie trwa do końca stycznia. Dochód z SMSów zostanie przekazany na integracyjno-rehabilitacyjne obozy dla dzieci z ubogich rodzin i dzieci niepełnosprawnych.

czwartek, 24 stycznia 2013

Zdziwienie

Przy okazji roczkowej imprezy przyjechała do nas moja przyjaciółka a zarazem matka chrzestna Bubinki. Mieszkamy dość daleko od siebie, wiec nie widzimy się często. Ostatnio widziałyśmy się pół roku temu na Tygodniu Ewangelizacyjnym. Zazwyczaj do siebie dzwonimy i SMSujemy, ale nie poruszamy za bardzo zagadnień macierzyństwa. Ciocia N. jeszcze nie ma dzieci, ale pochodzi z rodziny wielodzietnej, ze środowiska, gdzie panuje tzw. "zimny chów". Mamy więc zupełnie odmienny obraz macierzyństwa. Gdy więc przyjechała nie obyło się bez okazów zdziwienia.

Sytuacja 1.
Moja 15-miesięczna siostrzenica była śpiąca, ale nie potrafiła zasnąć. Nie jej dom, głośne rozmowy, wiadomo. Siostra więc ją ubrała i wychodziła, by uśpić ją na spacerze w wózku.
Ciocia N.: Nie gadaj, że musisz ją wozić, żeby usnęła!
Siostra z uśmiechem: Na spacer idziemy.
Szwagier: Nie wyjdzie za bramę a mała będzie spała.

Sytuacja 2.
W sypialni urządziliśmy plac zabaw. Bubinka z kuzynką się bawią. Ciocia N. siedzi na łóżku i ma na nie oko. Nagle się rozgląda i...
Ciocia N.:  Bogusiu, a gdzie ty masz łóżeczko?
Ja: Nie ma.
Ciocia N.: No co ty, ona wciąż śpi z wami?
Ja: Tak.
Ciocia N. do mojej siostry: Twoja córka też z wami śpi?
Siostra: Od początku śpi w swoim łóżeczku. Tylko jak jest chora śpi z nami.
Ciocia N.: No widzisz, a Bogusi łóżeczko wyniosłaś.
Ja: Nieużywane, to co ma tak stać.

Sytuacja 3.
Znów w sypialni tylko trochę później. Przystawiam Bubinkę do piersi.
Ciocia N.: Ty ją jeszcze karmisz?
Ja: No tak.
Ciocia N.: I masz jeszcze pokarm?
Ja: Jak regularnie ssie to co mam nie mieć.
Ciocia N.: A to ile razy na dzień ją jeszcze karmisz?
Ja: Właściwie po każdym jedzeniu. Przy stole zje ile chce a potem dopije z cyca ile chce.
Mała piła spokojnie minutę a potem zaczęła akrobacje cyckowe. Ciocia N. tylko patrzyła. W końcu po kilku minutach mała puściła pierś i zainteresowała się zabawą. Ciocia N. spojrzała na mój sutek.
Ciocia N.: O Boże, jaki sutek wielki!
Ja, wyraźnie ubawiona: On jest taki naciągnięty zaraz po. Skurczy się. Spokojnie!

Przyjaciółka mimo ogromnego zdziwienia na szczęście powstrzymała się od wygłaszania rad. Choć z tonu jej głosu można by odczytać dezaprobatę. No cóż, nie przejmuję się. Fajna z niej babka, ale nie we wszystkim musimy się zgadzać. Jedynie jej mąż nie mógł wyjść z podziwu przy stole.

Wujek D.: Niesamowite, jak ona tak spokojnie siedzi już dłuższą chwilę w tym krzesełku i sama je!

środa, 23 stycznia 2013

Dzień Babci i Dzień Dziadka

Dzień Babci i Dzień Dziadka już za nami. Bogusia w poniedziałek odwiedziła jednych dziadków a wczoraj drugich. Wybawiła się z nimi, poczęstowała się smakołykami, wyprzytulała, wycałowała i obdarowała takimi oto prezentami:


Inspirację znaleźliśmy na fajnej fejsbukowej stronce OtoKoto - nauka przez zabawę. Zrobiłam masę solną. Bogusia odbiła łapki. Miała opory, bo nie wiedziała o co chodzi. Trochę jej pomogłam i są. Suszyły się kilka dni na parapecie. Później dodałam wstążki. Wstążki miały być inne. Zamówiłam kilkanaście różnych, ale nie dotarły na czas, więc musiałam wykorzystać to co było. Na koniec jeszcze wydrukowałam napisy, wycięłam i przykleiłam z tyłu. Dziadkowie bardzo się ucieszyli.

Bubinka złożyła im też życzenia a także wszystkim babciom i dziadkom na świecie. Zrobiła to po swojemu, więc ja tłumaczę: Kochanym Babciom i Dziadkom dużo zdrowia, sił, radości z wnucząt, wdzięczności od nich oraz potrzebnych łask i błogosławieństwa Bożego.

piątek, 18 stycznia 2013

Odpowiedzialność

Co jest najtrudniejsze w rodzicielstwie? Czy organizacja czasu? Czy troska o bezpieczeństwo malucha? Czy różne problemy pielęgnacyjne lub żywieniowe? Nie! Tak rozważałam sobie to przez ostatnie dni i dla mnie największym wyzwaniem w wychowywaniu dziecka jest... odpowiedzialność! I to nie jedynie odpowiedzialność za tę małą istotkę, za jej bezpieczeństwo, zdrowie itp. Odpowiedzialność za to, kim jest teraz, jaka będzie w przyszłości i jak będzie postrzegać siebie, innych i świat za kilka, kilkanaście, dwadzieścia kilka lat... A to wszystko zaczyna się od odpowiedzialności za siebie!

Wielu rzeczy dzieci nie trzeba uczyć. Do wielu rzeczy dzieci dochodzą same w swoim tempie. O ile im się nie przeszkadza strofowaniem, poprawianiem i na siłę nie przyspiesza tego procesu. Dzieci uwielbiają naśladować innych. I właśnie to jest kluczowe. Droga mamo, drogi tato, czy tego chcesz czy nie, jesteś pierwszym autorytetem dla swojego dziecka! Dlatego jego wychowanie zacznij od przyjrzenia się sobie. Daj mu dobry przykład. Nie można wymagać od dziecka czegoś, czego samemu się nie robi/nie potrafi zrobić. Dzieci naśladują nasze zachowania, reakcje, słowa już od najmłodszych lat. Dlatego uważam, że bycie rodzicem to przede wszystkim nieustanna praca nad sobą.

Ja wiem, co robię nie tak. Ja wiem, że za dużo czasu spędzam przed komputerem a za mało na świeżym powietrzu. Mój mąż wie, że w wielu wypadkach reaguje zbyt ostro i nadużywa wulgarnych słów. Jeśli Bogusia też będzie godzinami przeglądać internet a wyjście na podwórko traktować jak największą karę, jeśli będzie wybuchać złością i kląć, to nie będziemy mogli być o to na nią źli, nie będziemy mogli krzyczeć, wymuszać posłuszeństwa, narzekać, jaka jest niegrzeczna. Będziemy mogli jedynie być źli na samych siebie, bo przecież taki daliśmy jej przykład.

Dlatego nie mam zamiaru truć jej nad głową, wygłaszać kazań, rozkazywać, żądać, wymagać, zmuszać i egzekwować. W pierwszej kolejności to ja muszę zastanowić się nad sobą, wymagać od siebie, zmienić się. Wtedy naturalnym będzie, że ona widząc jak ja żyję, co i jak robię, co i jak mówię, w jaki sposób reaguję, jak radzę sobie z problemami, jak je rozwiązuję, też będzie postępować podobnie.

czwartek, 17 stycznia 2013

Cudowny rok zmian

W niedzielę odprawialiśmy urodziny Bogusi. Teraz mnie naszła refleksja. To już rok jak Bubinka jest z nami. Jak to przeleciało i jak zmieniło się wszystko.

Ona się zmienia. Jak sobie przypomnę, że jeszcze niedawno trzymałam na rękach małego, bezbronnego noworodka a teraz to całkiem duża, biegająca, mająca swoje zdanie i umiejąca o nie walczyć dziewczynka. Cudownie było być ten cały rok z nią i patrzeć jak rośnie i się rozwija. Cieszyć się każdym postępem. Dla nas takie drobiazgi, jak łączenie rączek, chwytanie zabawek, później przekładanie ich z ręki do ręki a dla niej wielki wysiłek i niesamowita radość z odkrywania siebie i swoich możliwości. Za każdym razem kiedy uczyła się czegoś nowego obserwowałam ją i widziałam tą ciekawość świata, tę pasję odkrywania. Cudownie patrzeć, jak mały człowiek przygląda się swoim rączkom i jeszcze nie wie, co to, że to jego, że może tym sterować i co może z tym zrobić. Wszystkiego się uczy.

Pierwszy uśmiech, podnoszenie główki, chwytanie zabawek, potrząsanie nimi, obroty, pełzanie, siadanie, raczkowanie, wstawanie, chodzenie, bieganie... Pierwszy ząbek, gaworzenie, pierwsze TATA, pierwsze MAMA, mówienie po swojemu, naśladowanie odgłosów zwierząt... Pierwsze smakowanie nowych dań i napojów. Oj, dużo pierwszych razów było w tym roku.

Zmiany dla naszej rodziny. Już nie jesteśmy we dwoje, ale we troje. Mieszkanie trzeba było dostosować do małego domownika, żeby miał swoją przestrzeń, ale też, żeby ta przestrzeń była bezpieczna. Już nie mogę sobie byle czego byle gdzie zostawić. Zawsze muszę uważać, żeby nie było gorących napojów na ławie, żeby detergenty i leki były schowane, żeby nie zostawić otwartych drzwi na klatkę schodową. I przy planowaniu miesięcznego budżetu trzeba uwzględnić trzy a nie dwie osoby. I przy wyjazdach więcej jest bagaży. I w codziennym życiu na wszystko trzeba patrzeć z perspektywy potrzeb dziecka. Już nie przesiaduję do nocy, tylko chodzę spać z małą o 21:00. Z imprez wracamy ok. 19:00, bo nie chcemy zaburzać naszych wieczornych rytuałów. Nie piję alkoholu, bo karmię i w sumie nawet mi nie żal. Nie mogę sobie pozwolić na taką swobodę i spontaniczność jak kiedyś, bo mam dziecko. Każde wyjście to wyprawa i zawsze muszę pamiętać o zabraniu kilku rzeczy.

Zmieniło się też w naszych małżeńskich relacjach. Zdecydowanie mamy teraz mniej czasu dla siebie, ale cenimy sobie ten czas i dbamy o bliskość. Lubimy się przytulać i całować i to na oczach naszej pociechy. Kiedyś się złościła, bo nie wiedziała, co to znaczy. Potem była zazdrosna i przychodziła zaraz do nas. A teraz patrzy na nas i się śmieje. Niech widzi, że rodzice się kochają!

Zmieniłam się ja sama. Szczerze mówiąc nigdy nie lubiłam dzieci. Irytowały mnie. Nie mogłam znieść płaczu dziecka. Doprowadzał mnie do szału. Z drugiej zaś strony lubiłam w autobusie patrzeć się na malca w wózku wzrokiem, który mógłby zabić i czekałam aż on się rozpłacze. A tak na złość. Wszyscy się zachwycali maleństwami a ja jakoś nie. Dziecko jak dziecko, co się tu roztkliwiać? O zgrozo mam wykształcenie pedagogiczne. Ale nigdy nie chciałam pracować w szkole. Wiedziałam, że to nie moje powołanie. Nie potrafiłam nawiązać kontaktu z dziećmi, zagadać do dziecka. Gdy na przykład dzieci znajomych przybiegały do mnie i coś opowiadały to słuchałam, ale czułam się skrępowana. Nadal tak mam. Wprawdzie dzieci mnie już nie irytują. Nawet je lubię i czasem roztkliwiam się nad noworodkami, ale wciąż czuję się skrępowana w zabawie czy rozmowie z kilkulatkami. Całkiem swobodnie czuję się jedynie przy dzieciach, które znam od urodzenia i mam z nimi częsty kontakt. Czyli wytworzyła się jakaś więź. To są jedynie trzy przypadki: moja siostra - teraz już nastolatka, moja siostrzenica i moja córka.

Nigdy nie lubiłam dzieci, ale zawsze wiedziałam, że chcę mieć kiedyś własne. Moja mama się zastanawiała, jak to możliwe. Jak to będzie? Zawsze powtarzałam, że własne to co innego. Własne będę kochać. No i tak jest! Kocham Bogusię całym sercem i chcę dla niej wszystkiego co najlepsze. Bycie mamą bardzo mnie zmieniło. Nauczyło mnie cierpliwości, empatii, otwartości na potrzeby innych. Teraz patrzę na wszystko inaczej, zmieniły się priorytety, bardziej cieszę się z drobnostek. Mogę wyjść z domu bez makijażu i mi to nie przeszkadza, nawet nie chce mi się malować. Mogę zjeść resztki po mojej córce i się nie brzydzę. Nie przeszkadzają mi poplamione ubrania, bo moja pociecha postanowiła wytrzeć rączki do mojej bluzki. To wszystko jest nieważne. Cieszę się, że jest ONA. Uwielbiam na nią patrzeć jak śpi i jak się bawi.

Mój mąż też się zmienił. Widzę, jak patrzy na Bogusię, jak się z nią bawi. Dumny tata. Inaczej też podchodzi do pewnych spraw. Jest bardziej odpowiedzialny.

To był cudowny rok i patrzę z uśmiechem w przyszłość na kolejne cudowne lata.

piątek, 11 stycznia 2013

Ograniczenie karmień

Bogusia dzisiaj ma roczek!!

I właściwie, to mogłabym ją już powoli odstawiać od piersi. Chyba nie byłoby z tym większego problemu. Szczególnie z karmieniami w ciągu dnia, bo się ich najzwyczajniej w świecie nie domaga.

Plan karmień wygląda u nas mniej więcej tak:
9:00 pobudka
9:30 śniadanie + pierś
11:30 drzemka zazwyczaj na spacerze
13:00 pierś po drzemce
15:00 obiad + pierś + drzemka
18:00 kolacja
19:00 kąpiel + pierś
21:00 sen + pierś 2-3 razy w nocy, ostatnia między 5:00 a 7:00
Powyższe godziny są umowne. Nie karmię z zegarkiem, to jest raczej tak około. Czasem karmień jest więcej. Czasem mniej, jeśli drzemka się przedłuży.

Po kąpieli i w nocy córka wyraźnie szuka piersi i się jej domaga. Natomiast pozostałe karmienia to ja jej proponuję a ona zwykle nie odmawia. Czasem nawet na hasło "cycuś" się uśmiecha i przybiega, ale jakby jej nie przypomnieć, to chyba mogłaby się bez tego obyć.

Tak więc mogłabym ograniczyć dzienne karmienia. Mogłabym, ale jednak jeszcze tego nie zrobię. A dlaczego? Kiedy jej proponuję pierś, zazwyczaj nie odmawia i przysysa się na kilka minut. Czasem nie chce, wtedy nie nalegam. Jeszcze nie potroiła wagi urodzeniowej, więc bez obaw, że będzie za gruba. Nie odmawiam jej jedzenia także w nocy. Nie uczę jej przesypiania nocy. Skoro budzi się i szuka piersi, to znaczy, że tego potrzebuje. Za dnia tyle się dzieje, że nie ma czasu na jedzenie i wszystko w nocy nadrabia. Śpimy razem, więc nie jest to dla mnie szczególnie uciążliwe.

Pierwsze kilka tygodni a nawet miesięcy rozszerzania diety stałe pokarmy przyjmowała jedynie po karmieniu z piersi albo między karmieniami. Nie wiedziała jeszcze, że inne jedzenie może zaspokoić głód. Teraz je już coraz więcej przy stole a piersią się "dobija". Karmienia trwają teraz zazwyczaj kilka minut a jeszcze niedawno było to minut kilkanaście albo nawet i pół godziny. Nie muszę sztucznie ingerować w ten rytm. Buba sama sobie dawkuje. Nie wracam do pracy, bo nawet nie mam do czego wrócić, więc nie muszę się stresować, że dziecko przez kilka godzin nie będzie miało co jeść. Z resztą i tak nie czuję się "uwiązana". Coraz częściej wypuszczam małą z tatusiem do babci a ja mam czas dla siebie. Będzie głodna, to zje co dadzą a jak mnie nie widzi, to sobie nawet o mleku nie przypomni.

czwartek, 10 stycznia 2013

Gerber manipulacja

W poprzednim poście podzieliłam się z Wami bzdurami, które można znaleźć w popularnych publikacjach dla rodziców. Poradniki bywają bardzo pomocne, ale pamiętajmy, że nie należy ślepo przyjmować wszystkiego, co w nich piszą. Każdy swój rozum ma i warto zawsze krytycznie podchodzić do tego, co czytamy, co słyszymy, co oglądamy. W rodzicielstwie najważniejsza jest intuicja, ona wiele podpowie i warto jej zaufać a poradnikami można się jedynie posiłkować.

Tyle tytułem wstępu, bo dziś chcę zająć się krótkim materiałem filmowym. Miesiąc temu na kanale National Geografic był program "Polskie Fabryki: Nestlé Gerber". Niestety nie widziałam go i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś powtórzą, bo po obejrzeniu zajawki aż chcę zobaczyć, jakie triki manipulacyjne zastosowali w całym filmie. Ale teraz uczepię się samego trajlera. Filmik trwa minutę a działa na podświadomość ogromnie. Dlatego powtórzę się: ważne jest krytyczne podejście do wszystkiego co oglądamy. Otwórzcie oczy i umysły!


Na początku po ekranie przewijają się słoiczki z daniami Gerber. Następnie pojawia się pan w eleganckim garniturze, idealnie wyprasowanej koszuli i odpowiednio dobranym krawacie. To Tomasz Retmaniak, dyrektor Nestlé Nutrition, który, na tle wielkiego napisu Nestle Nutrition i kilku statuetek mówi taki tekst: "Wszystko co robimy, robimy z myślą o dzieciach i ich rodzicach. Wiemy jak ważne jest żywienie niemowląt i małych dzieci i jak duży wpływ ma ono na ich dalszy rozwój." Piękny tekst! Dodatkowo Nestlé na każdym kroku podkreśla, że popiera stanowisko Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) dotyczące wyłącznego karmienia piersią przez pierwsze sześć miesięcy życia dziecka. Jak więc to się ma do produkcji dań w słoiczkach oznaczonych po 4. miesiącu?

No, ale wróćmy do materiału filmowego. Na ekranie pojawia się pani Anna Rzeszotek, żywieniowiec Nestlé Gerber, która w hali produkcyjnej w odzieży ochronnej pokazuje nam czyste słoiczki i objaśnia, dlaczego porcje mają taką a nie inną wielkość. Zaraz potem dla kontrastu pokazany jest inny obrazek: Mama w domu gotuje obiad. Towarzyszy jej w tym kilkumiesięczny, może roczny berbeć siedzący w wysokim krzesełku. Maluch przygląda się, jak mama panieruje i smaży kotlety, później nakłada do miseczki ziemniaki, kawałki marchewki i schabowego w całości i podaje dziecku... Narrator mówi: "Wielu rodziców uważa, że domowe jedzenie jest dla dziecka najlepsze. Innego zdania są specjaliści w zakresie żywienia niemowląt. Według nich domowe posiłki są często za tłuste, nieodpowiednio przyrządzone a porcje są zbyt duże." A ja jestem ciekawa, która mama, przygotowując samodzielnie obiad dla swojego niemowlęcia, szykuje mu smażonego kotleta wielkości całej dłoni! Może są pojedyncze przypadki, ale chyba zdecydowana większość dba o to, by domowe obiady dla dzieci były lekkostrawne, zdrowe i o odpowiedniej wielkości.

I dalej widzimy słoiczki Gerber a narrator kontynuuje: "Najistotniejsze jednak jest to, że rodzice nie znają pochodzenia produktów, z których przygotowują dania. Produkty fabryki Nestle Gerber dają nam gwarancję, że porcje będą optymalne, składniki wyselekcjonowane a ich wartości odżywcze zaspokoją potrzeby żywieniowe dziecka." Filmik kończy klik otwieranego słoiczka i śmiech dziecka.

No to jeszcze dodam jaką mam pewność, że składniki, których używam do przygotowania posiłku są zdrowe, niepryskane, niefaszerowane hormonami itp. A no taką samą, jak wybierając słoiczek Gerber. Albo nawet większą, jeśli są to warzywa z mojego ogródka. Bo co do pochodzenia warzyw używanych w fabryce Gerber nie wiem nic. Kiedyś słyszałam, że marchew, która idzie do słoiczków Gerber uprawiana jest w Bełku (gmina Czerwionka-Leszczyny) na Górnym Śląsku. To jest kilka kilometrów ode mnie. Bełk czysty ekologicznie nie jest, niedaleko jest Koksownia Dębieńsko, która tak smrodzi i przy tym zanieczyszcza powietrze, że daje się we znaki wszystkim. A jednak słyszałam, że właśnie w tym miejscu uprawiana marchew trafia do słoiczków Gerbera. Mało tego, słyszałam też, że jest ona obficie pryskana. Nie wiem, na ile to prawda, więc pytałam firmę Gerber na ich fan page'u na Facebooku. Oni odpowiedzieli mi naokoło i przez płotki, bełkocząc coś o parametrach, normach, ocenach, jakości itp., żeby w ostatnim zdaniu stwierdzić, że... nie mogą ujawnić swoich dostawców. To ja już wolę marchew ze znanego a nie tajnego źródła. Według mnie jak ktoś nie chce ujawniać źródła, to jest to co najmniej podejrzane.

środa, 9 stycznia 2013

Dlaczego po roku warto odstawić dziecko od piersi?

Zabrałam się za czytanie kolejnej książki Heidi Murkoff. Tym razem czas na pozycję "Drugi i trzeci rok życia dziecka". Miałam już "W oczekiwaniu na dziecko" i "Pierwszy rok życia dziecka" i uważam te książki za bardzo dobre i pomocne. Jakiekolwiek bym nie miała pytania czy wątpliwości, w tych książkach znalazłam odpowiedzi. Jednak nie zgadzam się ze wszystkim. Szczególnie z tym, co tam piszą na temat karmienia piersią oraz na temat rozszerzania diety. Wiadomo, książka pisana przez amerykańskie autorki i wyczytać w niej można taki trend. "Karmienie piersią jest OK, ale tylko do roku. Potem od razu przejście na mleko krowie. Rozszerzanie diety zaczynamy od czwartego miesiąca."

A teraz takie kwiatki:
 
Pytanie: "Myślałam, że dzieci same wiedzą, kiedy już na dobre zrezygnować ze ssania piersi. Moja córeczka skończyła już rok i nie okazuje najmniejszego zniechęcenia do tej formy jedzenia."*

Fragment odpowiedzi: "Jeżeli będziesz czekać, aż twoja córeczka sama zdecyduje, że jest gotowa na bardziej dojrzałą formę odżywiania się płynami, to może to być bardzo długie oczekiwanie. Niektóre dzieci same rezygnują ze ssania piersi, zwykle pod koniec pierwszego roku życia, ale są i takie, które nigdy samodzielnie nie zdecydują się na ten krok."*

Jakoś nie chce mi się w to uwierzyć. Jeśli będę czekać, aż córka sama się odstawi od piersi, to może być tak, że jeszcze jako 30-latka będzie domagała się cyca i nie będzie gotowa na odstawienie? I w końcu to i tak ja będę musiała podjąć za nią decyzję, bo ona może NIGDY się na to sama nie zdobędzie...

Inny przykład:

Pytanie: "Chciałabym kontyunuować karmienie mojego synka piersią jeszcze przez co najmniej rok. Dlaczego mam go zacząć odzwyczajać, jeżeli oboje jeszcze tego nie chcemy?"**

Fragment odpowiedzi: "Nie musisz wcale odstawiać go od piersi teraz. Chociaż czasami zaleca się odstawienie dziecka od piersi po skończeniu roku, nie jest to obowiązująca zasada. Podobnie jak decyzja o podjęciu karmienia piersią, jest to bardzo osobista decyzja. Niektóre mamy i ich dzieci wyrażają chęć kontynuowania karmienia piersią znacznie dłużej i uważają, że jest to cenne doświadczenie. Są jednak pewne czynniki, które należy wziąć pod uwagę przed podjęciem decyzji:"**

Po tym całkiem nieźle zapowiadającym się wstępie następuje wyliczenie czynników, które decydują o tym, że dłuższe karmienie piersią jest właściwie bezcelowe. Czytamy więc dalej m.in. to:

"Potrzeby odżywcze. Zarówno skład pokarmu kobiecego, jak i potrzeby odżywcze dziecka zmieniają się pod koniec pierwszego roku. Samo mleko matki nie zaspokoi wymagań odżywczych dziecka. Najświeższe badania wskazują, że dzieci, które są karmione piersią dłużej niż rok, rozwijają się gorzej niż te, które zostały odstawione od piersi po około dwunastu miesiącach. Chociaż istnieje potrzeba głębszych badań w tej dziedzinie, to jednak pewne jest, że mleko matki po roku nie ma już wartości odżywczych. Tak więc, jeśli zdecydujesz się karmić przez cały następny rok, nie możesz traktować swojego mleka jako głównego źródła żywienia dziecka lecz raczej jako niewielki dodatek."**

No większych bzdur dawno nie czytałam. Zgodzę się z tym, że SAMO MLEKO matki nie zaspokoi wymagań odżywczych rocznego dziecka, ale też przecież roczniak je sporo innych posiłków. Zastanawia mnie, jakie to NAJŚWIEŻSZE BADANIA wskazują, że dzieci na piersi rozwijają się gorzej niż te na mleku krowim. Autorka nawet nie podała źródła do tych badań. No i oczywiście ponad wszelką wątpliwość PEWNE JEST, że mleko kobiece po roku jest bezwartościowe... Cycki mi opadły...


* Heidi Murkoff, Sharon Mazel "Drugi i trzeci rok życia dziecka", str. 50
**  Heidi Murkoff, Sharon Mazel "Drugi i trzeci rok życia dziecka", str. 52

sobota, 5 stycznia 2013

Mity na temat karmienia piersią cz. 2

Dziś kontynuuję cykl zapoczątkowany TU. Rozprawimy się z kolejnymi dwoma mitami. Tym razem krótko, bo nie mam ostatnio czasu się rozpisywać, ale cykl będzie kontynuowany.

Mit nr 3: Karmienie piersią wymaga restrykcyjnej diety.

Wiele kobiet nie chce karmić piersią, bo nie chcą rezygnować z ulubionych potraw. Inne karmiąc poświęcają się i katują dietą. Jednak jak długo można wytrzymać jedząc jedynie ryż, gotowanego kurczaka, marchew i popijając wodą? Taka dieta jest nie tylko niepotrzebna, ale i niebezpieczna! Może prowadzić do niedoboru wielu ważnych składników a także do wycieńczenia. "Dieta mamy karmiącej powinna, przede wszystkim, zaspokajać zapotrzebowanie jej i dziecka na wszystkie niezbędne do prawidłowego wzrostu i funkcjonowania składniki. Nie może być to dieta uboga i jednostajna."* Jeśli żadne z rodziców dziecka nie ma ostrych alergii pokarmowych, wprowadzenie surowych obostrzeń żywieniowych nie jest w ogóle potrzebne. Należy jeść zdrowe, lekkostrawne i urozmaicone posiłki.

Mit nr 4:  Kształt i wielkość piersi wpływa na możliwość karmienia.

Nieprawdą jest, że kobieta z dużym biustem nigdy nie będzie miała problemów z karmieniem i ciągle będzie leciała jej rzeka pełna mleka a ta, której natura poskąpiła i obdarzyła jedynie miseczką A na pewno nie będzie miała pokarmu i lepiej niech nawet o tym nie myśli. Bzdura! Budowa piersi nie ma żadnego wpływu na laktację i na wygodę karmienia. Dziecko jest się w stanie nauczyć prawidłowo ssać z małej i dużej piersi, z jędrnej i obwisłej, z wypukłą lub wklęsłą brodawką.

Jeśli zależy Ci na karmieniu naturalnym a natrafiasz na jakiekolwiek trudności, zgłoś się do poradni laktacyjnej. Nie poddawaj się przy pierwszym problemie i nie podawaj od razu butelki z mieszanką. To na pewno nie poprawi a jedynie pogorszy laktację.


środa, 2 stycznia 2013

Czas pomyśleć o sobie

Witam Was w po zmianie daty! Jak tam sylwestrowe szaleństwa i noworoczne postanowienia?
Ja już Wam się wyspowiadałam w ostatnim wpisie. Zrobiliśmy sobie pyjama party, położyliśmy się jak co wieczór przed 21:00 i zamierzaliśmy beztrosko przespać Nowy Rok. Nie udało mi się przespać. Chociaż Bubinka chrapała niewzruszona. Ale nie chciało mi się nawet z łóżka wstać i do okna podejść, żeby fajerwerki pooglądać. Oglądałam "kolorową burzę" przez szparę w rolecie i mierzyłam słuchem intensywność huku. A wczoraj był piękny dzień. Taka błoga cisza. Prawie żadne samochody nie jeździły a przy głównej ulicy mieszkam. To niespotykane! Uwielbiam ten dzień po ogólnoświatowej popijawie, kiedy wielu leczy kaca a ja trzeźwiutka i wypoczęta. Nie piję od 20 miesięcy i wcale mi tego nie brak :) A wieczorem jeszcze spontanicznie do noworocznych postanowień dodałam dwa:
1. Zadbanie o siebie, bo się zaniedbałam przez ostatni rok. Myślę szczególnie o zadbaniu o ciało. Wysuszona skóra i popękane pięty błagają o interwencję. Już o wiecznie poobgryzanych paznokciach i tłustych włosach nie wspominając. Tak to już jest, że opiekując się dzieckiem, człowiek czasem zapomina o sobie. Czas to zmienić pomyślałam wczoraj, zrobiłam peeling i postanowiłam jak wyżej.
2. Modlitwa co tydzień w innej intencji. A że zmiany wypada zacząć od siebie, to w tym tygodniu modlę się o siebie. O zdrowie, o wzrost wiary, o cierpliwość, o mądrość i o pokorę. Kto ma ochotę, może się przyłączyć.