środa, 14 stycznia 2015

Wsparcie w karmieniu

W niedzielę minęły 3 lata naszej mlecznej drogi. A ja przypominam sobie nasze początki. Przeczytałam raz jeszcze wpis z początków blogowania i teraz z perspektywy czasu widzę dwie rzeczy.

1. Moje trudności z karmieniem to pikuś w porównaniu z tym, z czym zmagają się inne młode mamy zaczynające mleczną przygodę. Wtedy jednak, jako niedoświadczonej matce, urosły mi do rangi wielkiego problemu i nie zawahałam się, żeby podać mieszankę. Szczęśliwie moje dziecko okazało się mądrzejsze od matki i tego nie chciało.

2. Przypominam sobie fragment: "Nikt mi wtedy nie doradził. Co robić? Jak przystawiać małą do piersi? Dlaczego tyle płacze? Czy na pewno to z głodu, czy jest inny powód? Żadnej porady." i wiem, jaka jest przyczyna tego, że młode mamy tak szybko kończą karmienie naturalne i przechodzą na sztuczne. Sama mogłabym być jedną z nich. Winą jest brak wsparcia ze strony personelu medycznego już w szpitalu po porodzie.

Rodziłam Bogusię w szpitalu, który szczycił się mianem przyjaznego dziecku. Na ścianach korytarza oddziału położniczego wisiały plakaty wychwalające karmienie naturalne. Można było oberwać porządną zjebkę od położnych za podanie noworodkowi smoczka uspokajającego. Tymczasem moje nowonarodzone dziecko wyło nieustannie, kiedy nie było przy piersi. A ja jako niedoświadczona matka nie wiedziałam o co chodzi. Jak wiele innych myślałam, że moje dziecko się nie najada. Bubinka spędzała godzinę przy piersi, później przy drugiej i znów przy pierwszej i tak na zmianę bez chwili wytchnienia a ja potrzebowałam też kiedyś skorzystać z toalety, wziąć prysznic, zjeść... Moje brodawki popękały i cierpiałam okropnie. Nieraz zawoziłam Bubę na oddział noworodkowy, żeby ją dokarmili, bo pewnie głodna. Bez słowa to robili. Nikt się nie zainteresował, czy dobrze przystawiam dziecko do piersi. Nikt nie ocenił, czy prawidłowo ssie. Nikt nie sprawdził, czy nie ma przykrótkiego wędzidełka. Nikt mnie nie uspokoił, nie zasugerował, że przyczyna płaczu noworodka może być inna. Nikt mi nie pokazał tego zdjęcia obrazującego pojemność żołądka noworodka


Nikt nie wsparł dobrym słowem, nie uspokoił, nie powiedział, że wszystko jest dobrze, że tak czasem bywa i że to normalne i potrzebne do rozkręcenia laktacji. Nikt! Od położnej dostałam tylko opieprz, że karmię w nocy po ciemku, bo przecież nie będę widzieć, jak dziecko się zakrztusi... 

Dlatego uważam, że karmienie piersią trzeba promować. Trzeba edukować o fizjologii karmienia. Trzeba obalać szkodliwe mity. Trzeba szerzyć wiedzę w środowisku młodych matek, kobiet w ciąży, planujących ciążę a nawet nastolatek, które nawet o ciąży nie myślą. I jak się okazuje w środowisku medycznym również.

Cieszę się, że mam dużo młodszą siostrę, którą mama karmiła 16 miesięcy. Jako 14-latka niechętnie opiekowałam się młodszą siostrą, bo przecież miałam swoje sprawy. Ale teraz doceniam, że miałam szansę już wtedy obserwować i praktykować, jak się kąpie i przewija niemowlę, jak się z nim bawi, jak ono się rozwija, jakie ma etapy rozwoju fizycznego i psychicznego. Cenne doświadczenie. Byłam oswojona z widokiem karmienia. Było to dla mnie coś normalnego. Mniej więcej wiedziałam, jak ułożyć dziecko przy piersi, że karmi się na żądanie itp. Mama wróciła do pracy po 4 miesiącach i mimo to karmiła siostrę jeszcze kolejny rok, więc da się to pogodzić.

Podobnie i porody domowe jak i długie karmienie piersią nie jest w naszej rodzinie czymś dziwnym. Moja babcia urodziła siłami i drogami natury w domu trzech synów. Każdy z nich ważył ponad 5 kg! (dokładnie nie wiadomo ile, bo skali na wadze brakło). Każdego z nich karmiła piersią co najmniej 2 lata aż do kolejnej ciąży. Najmłodszy (mój tata) był karmiony 3 lata. Wszyscy są dziś normalnymi, zdrowymi, inteligentnymi, zaradnymi mężczyznami. Mają żony, dzieci, wnuki. Pracują, działają społecznie, rozwijają pasje. Długie karmienie nie krzywdziło ich psychicznie, jak to niektórzy dziś sugerują. W rodzinie często się to wspominało i żaden z nich nie odczuwa wstydu, że tak długo "ciągnął cyca".

Jestem więc dziś Bogu wdzięczna za to. Za te opowieści, za przykład z poprzednich pokoleń, za wsparcie. Tak, to w rodzinie dostałam największe wsparcie w karmieniu piersią. Dlatego wierzę, że to jest ważne. Ważne jest, jaki przykład dajemy naszym dzieciom. Chcę pokazać moim córkom, że karmienie piersią jest naturalne, piękne, wygodne. Że to nie jest coś trudnego, obciążającego, męczącego. Chcę, żeby oswajały się z widokiem karmiącej matki, także długo karmiącej. Żeby to nie było dla nich niczym niezwykłym. Chcę, żeby miały wiedzę o laktacji, kiedy już same zostaną matkami i zmierzą się z różnymi przejściowymi problemami. Ze swoją misją promocji karmienia działam we własnym domu, ale i nie tylko. Karmiąc w miejscach publicznych, oswajam środowisko z tym widokiem. Pisząc na blogu dzielę się swoim doświadczeniem. Organizując w klubie mam spotkania z doradczynią laktacyjną daję możliwość młodym mamom do poszerzenia wiedzy, zadawania pytań, radzenia się. Razem z koleżankami z Kwartalnika Laktacyjnego obalamy mity, edukujemy, promujemy, pomagamy, wspieramy. Wierzę, że to jest potrzebne, żeby kobiety nie wątpiły w swoją naturalną siłę.

2 komentarze:

  1. wspaniały tekst!!! zgadzam się w 100% że podstawowym problemem jest brak wsparcia młodych mam w karmieniu piersią. Sama mam podobne doświadczenia za sobą...brak wsparcia w personelu medycznym, w rodzinie...tylko mąż dopingował, pomagał, razem przeszliśmy przez te trudne początki i udało dziś:))) dziś jestem mamą prawie 2 letniegio chłopca, którego nadal karmie, co aktualnie jest powdem ataku przez rodzinę :( ale my robimy swoje ;) pozdrawiam serdecznie!!!!! Asia

    OdpowiedzUsuń