Jako że ostatni post wywołał dyskusję a co po niektórzy anonimowi (a jakże) komentatorzy wręcz współczują mojej córce dziwnej matki, przez którą nieboraczka pewnie nie będzie miała koleżanek i kolegów, postanowiłam, że napiszę, jak ja pamiętam z mojego dzieciństwa Mikołaja i innych prezentodawców.
Pamiętam, że nie było jakieś specjalnej napinki z okazji Mikołajek. Podobno odwiedził nas kiedyś w domu święty Mikołaj. Oczywiście to był przebrany pan. Ja i siostra byłyśmy w wieku, powiedzmy, wczesnoprzedszkolnym i nic z tego nie pamiętam. W innych latach Mikołaj działał bardzo dyskretnie podkładając podarki rodzicom do szafy lub spotykając ich w drodze z pracy. Mama potem je wyciągała i mówiła: "Spotkałam po drodze Mikołaja i kazał wam przekazać te paczki".
Większe oczekiwanie było w okolicach Wigilii. Długo wyczekiwałyśmy przy choince na pojawienie się prezentów. Potem jakoś zawsze mama pytała, czy już pierwsza gwiazdka świeci i kiedy tak siedziałyśmy przy oknie i wgapiałyśmy się w niebo poszukując gwiazdy, Dzieciątko cichaczem podkładało prezenty pod choinkę. Kiedy zbieraliśmy się przy wigilijnym stole podarki już czekały pod drzewkiem.
Odkąd jednak pamiętam, wiedziałam, że ta historia z Mikołajem i Dzieciątkiem a także z Zajączkiem na Wielkanoc to jest tak z przymrużeniem oka. Mama starała się chować podarki po szafach, zamykała się w pokoju, kiedy je pakowała i zakazywała wejścia, żeby nie przeszkadzać Dzieciątku. Od początku wiedziałam, że to taka zabawa i nie traktowałam poważnie wiary w Mikołaja i jemu podobnych. Może właśnie dlatego udało się zachować pewną magię, miłą tradycję, a jednak uniknąć rozczarowania. Myślę więc, że można to wypośrodkować, nie odbierać dziecku zabawy a jednak nie wtłaczać mu z całą powagą wiary w Mikołaja a później zastanawiać się, co powiedzieć, kiedy się wyda, że on nie istnieje.
Myślę, że pisanie listu do Dzieciątka, robienie własnoręcznie ozdób choinkowych, wspólne strojenie drzewka, wypatrywanie pierwszej gwiazdki i inne zwyczaje dają świętom swoisty urok, który jako dorośli często zatracamy. Z chęcią pobawię się z Bogusią w ten sposób. Tak, to od początku ma być zabawa, takie na niby a nie prawda objawiona, która rozczarowuje, kiedy dziecko odkrywa jak jest w rzeczywistości.
W późniejszych latach można porozmawiać z dzieckiem o tym, dlaczego u nas prezenty przynosi Dzieciątko a gdzie indziej Gwiazdor czy Aniołek. Każde święta mogą być okazją do rodzinnego ich przeżywania, do świetnej zabawy ale i nauki. Nie muszą być jedynie corocznym odtwarzaniem jednej i tej samej historii wigilijnej o Mikołaju przynoszącym prezenty grzecznym dzieciom a rózgi tym niegrzecznym.
a widzisz jednak był jakiś Mikołaj spotkany po drodze :P Wiesz mi się wydaje, że podeszłaś do tematu naprawdę zbyt radykalnie, bo to że się podtrzymuje w dziecku o wyobrażenie o Mikołaju nie znaczy, że musi być on utożsamiany z tym komercyjnym grubaskiem ;)
OdpowiedzUsuńNo był i niejeden. Ten przyszedł do nas prywatnie, ale regularnie co roku 6. grudnia Mikołaj przychodził na roraty. Mnie nie chodzi o to, żeby w ogóle nie było Mikołaja (czy tego biskupa czy komercyjnego grubasa). Może być, tylko nie będę dziecku wmawiać, że to realna postać. Niech od początku wie, że to ktoś przebrany za Mikołaja. O to mi chodzi. Żeby to była zabawa a nie pielęgnowanie wiary a potem rozczarowanie.
UsuńJa jestem sporo po 30-stce i wierzę nadal w tego grubasa :P
OdpowiedzUsuń" wypatrywanie pierwszej gwiazdki" - mnie zawsze mówiono, że pojawienie się pierwszej gwiazdki oznacza, że ( głupie określenie ) można zasiadać do wieczerzy wigilijnej. Nie wiem jak u Ciebie było, ale... co powiesz córce kiedy będziecie wypatrywali tej gwiazdki, a niebo będzie tak zachmurzone, że się nie pojawi ? Zrobicie Wigilię kiedy indziej ? Nie sądzę.
OdpowiedzUsuńTak, u nas też było tak, że pierwsza gwiazdka miała teoretycznie oznaczać, że zasiadamy do wigilii. Praktycznie było tak, że jej wypatrywanie miało nas odsunąć od choinki, pod którą właśnie w tym czasie pojawiały się prezenty. A jak wypatrzyłyśmy gwiazdkę to i tak mama nie była gotowa z szykowaniem, więc zasiadaliśmy do stołu zwykle duuużo później. Gwiazdka to nie wyrocznia, to zabawa. Jak niebo zachmurzone, to więcej się musi dziecko napatrzyć, żeby coś znaleźć a jak nie znajdzie, to wiadomo, że wieczerza będzie tylko o określonej godzinie albo po prostu jak będzie gotowa. Zawsze można pokazać gwiazdkę na czubku choinki, której wcześniej nie było a w ostatniej chwili ją tam zamontowaliśmy :)
Usuń