6.
stycznia 2007 podczas nabożeństwa oficjalnie wstąpiłam do Kościoła
Ewangelicko-Augsburskiego w RP. Jestem taka szczęśliwa! A jeszcze przed tym
wszystkim serce waliło mi jak młot. Rzadko kiedy mam ciepłe ręce, ale w tej
ważnej chwili aż mi się spociły. To był piękny moment. Miałam przy sobie
znajomych ze zboru, przyjechały też moje przyjaciółki z grupki, Szymek miał
kamerę i nagrał tę uroczystą chwilę. Ale przede wszystkim był przy mnie Pan
Bóg. Prawie 3 lata poszukiwań, dochodzenia do wiary, umacniania jej, szukania
swojego miejsca w Kościele, dojrzewania do tej niezwykle ważnej decyzji. Teraz
tylko to sformalizowałam. Ale nie mniej chwila ta była cudowna i wzruszająca… Ten
dzień był obok dnia moich narodzin, dnia chrztu, dnia, w którym powierzyłam
moje życie Bożemu prowadzeniu, jednym z najważniejszych w moim życiu.
Chłopak
mnie jednak nie zostawił a dziś jest już moim mężem. Ślub wzięliśmy w Kościele Ewangelickim. Bubinkę też ochrzciliśmy w tym Kościele. Mąż oficjalnie jest
katolikiem, ale związał się już z moją parafią, czasem chodzi ze mną na
nabożeństwa, i też przez jakiś czas śpiewał ze mną w chórze, ale na razie nie
myśli o zmianie wyznania.
W tym
roku minęło 7 lat odkąd oficjalnie należę do Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego.
Nie mogę ustalić dokładnej daty mojego nawrócenia. To był raczej długi i wcale
nie łatwy proces poznawania Boga. Zmiana wyznania była tak naprawdę pierwszą w
moim życiu decyzją, którą podjęłam całkowicie sama, bez agitacji nikogo z
zewnątrz, a nawet wbrew temu, co radzili mi najbliżsi. To nie było dla mnie
łatwe, wręcz było potwornie trudne, okupione miesiącami wewnętrznej walki,
modlitwy, stresów, nieporozumień z rodziną. Ale zaufałam Panu i uwierzyłam, że
On mnie nie odstąpi i nie opuści, że w Nim mogę wszystko, a jeśli Bóg ze mną,
któż przeciwko mnie? Dziś mogę powiedzieć, że to była dobra decyzja. Przez te 7
lat przeżyłam kilka poważnych kryzysów wiary, moje zaangażowanie w Kościele
zmieniało się. Miało na to wpływ wiele czynników. I te kryzysy i moja życiowa
ścieżka (studia, ślub, wyjazd do Szkocji, powrót, praca, dziecko). Dziś zdecydowanie
mniej się angażuję, bo zwyczajnie nie mam na to tyle czasu, ale jeśli mogę
jakoś pomóc w parafii, to zawsze chętnie to robię. Z wielu rzeczy mogę w życiu zrezygnować, ale nie
umiem już żyć bez Boga! Chciałabym, żeby moje dzieci też kiedyś mogły tak powiedzieć.
Piękne świadectwo.Bóg prowadzi do siebie ludzi różnymi drogami, dobrze że znalazłaś swoją:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńZ zaciekawieniem przeczytałam o twojej drodze do wiary. Mam pewną słabość do ewangelików - pisałam pracę magisterską o Jerzym Pilchu, który jest "naczelnym lutrem Polski" i z wielkim szacunkiem opisuje swoją społeczność, mam także rodzinę na Śląsku Cieszyńskim, gdzie mieszka "spora mniejszość" luterańska, no i mój wychowawca z liceum był wyznania ewangelicko-augsburskiego :)
OdpowiedzUsuńBardzo jestem ciekawa jaką decyzję o wyznaniu dzieci podjęliście z mężem. Którą ścieżką idą? Ja jestem z rodziny dwuwyznaniowej i w efekcie nigdy nie wiedziałam, które jest mi bliższe.
OdpowiedzUsuńPodjęliśmy decyzję, że nasze dzieci będą ochrzczone i wychowywane w Kościele Ewangelickim. Oczywiście siłą rzeczy będą zapoznawane też z tradycją katolicką. Kiedyś podejmą własną decyzję odnośnie wyznania. Czy pozostaną ewangelikami, czy pójdą inną drogą.
Usuń