sobota, 13 lipca 2013

Czas zmian

Coroczna impreza ewangelizacyjna w Dzięgielowie dobiega końca. Już jutro ostatni dzień. W tym roku Tydzień Ewangelizacyjny w tej urokliwej wiosce pod Cieszynem odbywa się już po raz 64. Tym razem hasłem przewodnim jest "Czas zmian".

Bardzo się cieszę, że mogłam w tym wszystkim uczestniczyć wraz z Bogusią. Wprawdzie byłyśmy tylko trzy dni i pewien niedosyt odczuwam, ale i to kilkudniowe porzucenie codziennych obowiązków domowych, wyciszenie i skupienie się na Bożych sprawach było mi potrzebne. Miałam czas, by pomyśleć o sobie, o tym, czego ja chcę, potrzebuję, o tym, czego chce ode mnie Bóg i jak to mam realizować.

Jak już pisałam w poprzedniej notce, w tym roku pod swój dach ponownie przyjęli nas ci sami gospodarze, u których spędziliśmy kilka dni rok temu. Teraz dodatkowo umówiłam się z nimi, żebyśmy również śniadania i kolacje u nich jedli. Jest to dla mnie wygodniejsze, bo Bogusia budzi się w różnych godzinach i nie muszę się spieszyć, by zdążyć na śniadanie wydawane między 8:00 a 8:45 a i wieczorem kolacja jedzona w kameralnym gronie smakuje jakoś lepiej i lepiej wycisza przed nocą. Myślę, że w przyszłym roku też tak zrobimy, bo to, że będziemy na TE nie ulega żadnym wątpliwościom :)
 
Bubinka zdecydowanie lepiej znosiła tegoroczny pobyt. Półroczna Bogusia bardzo stresowała się tłumem i hałasem. Półtoraroczna Bogusia nawiązywała nowe znajomości w piaskownicy i tańczyła przy muzyce. Musiałam jakoś dostosować nasz plan dnia do programu Tygodnia i tak po śniadaniu przychodziłyśmy pod namiot główny, by wraz z zespołem uwielbiać Pana pieśnią. Bubinka najpierw rozglądała się wokoło, przyglądała się muzykom a później zaczynała rytmicznie kręcić pupą, podskakiwać i podnosić ręce do góry. Po porannym śpiewie udawałyśmy się do piaskownicy, gdzie mała mogła się pobawić sama lub z innymi dziećmi a ja, dzięki temu, że był tam ustawiony głośnik, mogłam posłuchać wykładu biblijnego.
 

Po 11:00 szłyśmy do przewijalni, gdzie mogłam spokojnie zmienić małej pieluchę, nakarmić ją i położyć na drzemkę. W tym roku w przewijalni nie było zabawek, co myślę nie było jakimś niedopatrzeniem. I tak każda mama ma dla dziecka jego własne maskotki. Nie było też pieluch, ale na szczęście nie brakło nam własnych. Za to zamiast krzeseł przygotowano dla karmiących mam duży fotel i dwuosobową sofę. Dzięki temu mogłam wygodnie nakarmić Bogusię a kiedy zasnęła odkładałam ją na sofę i spała tam sobie z godzinkę. Niestety trochę przeszkadzały nam głośne rozmowy czy wręcz krzyki wolontariuszy docierające z korytarza i ich biegi po schodach. Myślę, że gdyby nie to, mała spała by o wiele dłużej. W przewijalni była też mikrofalówka i czajnik oraz dostęp do bieżącej wody, żeby wygodnie było przygotować posiłek dla dziecka, jednak nie spotkałam żadnej osoby, która by z tego korzystała. W ogóle to miejsce było w tym roku jakoś nieczęsto odwiedzane. W ciągu dnia nie spotkałam tam żadnej karmiącej mamy, ani nawet osoby, która by chciała dziecko przewinąć. Dopiero popołudniami, w czasie ewangelizacji pojawiały się pojedyncze osoby. Można by się więc zastanowić nad sensem organizowania takiego miejsca, ale ja jestem wręcz zachwycona, że nie było tam tłumów i mała mogła się zdrzemnąć bez przeszkód. Ja w czasie jej drzemek czytałam nową książkę Lidzi Czyż "Mocniejsza niż śmierć". Oj, ta książka to chyba temat na osobną notkę...


Po drzemce kierowałyśmy się powoli w stronę szkoły podstawowej, gdzie na sali gimnastycznej urządzono jadalnię i tam jadłyśmy obiady. Jedyne, czego mi tam brakowało to krzesełka do karmienia. Swojego nie miałam jak wziąć, więc Buba jadła siedząc w wózku lub na moich kolanach. Myślę, że na przyszłość można by pomyśleć o zorganizowaniu na stołówce kilku wysokich krzesełek dla małych dzieci. Nie trzeba ich kupować, tylko pożyczyć od mieszkańców. Założę się, że w niektórych domach znajdą się takie sprzęty może już od jakiegoś czasu nieużywane. Z pewnością nie bylibyśmy jedynymi, którzy by z tego skorzystali. Po obiedzie córka bawiła się chwilę na szkolnym placu zabaw. Nie było to długo, bo w tych godzinach panował tam totalny skwar. Później zabierałam ją na długi spacer po okolicy starając się wybrać jak najbardziej zacienione uliczki. Buba miała okazję się jeszcze zdrzemnąć a ja mogłam przypomnieć sobie cudowne czasy Szkoły Biblijnej (och, to już 5 lat minęło). Była to też chwila refleksji i modlitwy.


Wracałyśmy zwykle na seminaria. Niestety nie udało mi się być na żadnym do końca. Właściwie byłam tylko na połowie jednego w poniedziałek. Musiałam wyjść, bo Buba domagała się "cscs". Kolejnego dnia nie zmieściłam się już w wypełnionej po brzegi sali. A trzeciego dnia nie znalazłam nic interesującego. Niestety warsztaty, które najbardziej mnie interesowały, były/są prowadzone dopiero od czwartku do niedzieli, kiedy nas już tam nie ma. Niesamowite jednak jest to, że jadąc w poniedziałek do Dzięgielowa myślałam, że fajnie byłoby spotkać się tam z Agnieszką i Łukaszem, znajomymi z grupki biblijnej z czasów studiów, z którymi kontakt mi się urwał już jakiś czas temu. Zastanawiałam się, czy będą na TE i czy odnajdziemy się w tłumie. I spotkaliśmy się! Właśnie w poniedziałek Aga przyszła na to samo seminarium. Musiałam wprawdzie wyjść w trakcie, ale poczekałam na nią i potem przyszedł też Łukasz z ich 20-miesięczną córeczką Ewą. Pogadaliśmy, powspominaliśmy, wymieniliśmy numery telefonów, żeby się umówić na spotkanie. Nie śmiałam nawet Boga prosić o to spotkanie a on moje poranne luźne myśli zamienił w fantastyczną niespodziankę.
 
W czasie ewangelizacji znów chadzałyśmy w okolice piaskownicy. Dzieci i rodziców było wtedy jeszcze więcej. Maluchy mogły bawić się w piachu, bądź hasać obok, rzucać piłki. Przed zwiastowaniem był też tam ustawiany dmuchany zamek i dzieciaki mogły sobie poskakać. Wiedziałam, że sporo czasu spędzę w tym miejscu. Specjalnie zabrałam wiaderko, łopatkę, grabki i kilka foremek. Dotychczas piaskownica była ustawiona obok głównego namiotu, więc rodzice mogli uczestniczyć w ewangelizacji jednocześnie mając na oku swoje pociechy. Tym razem bawialnię ustawiono dużo dalej, za namiotem-kawiarnią. Kiedy się o tym dowiedziałam, zastanawiałam się, jak teraz pogodzić słuchanie Słowa i zabawę z dziećmi. Ale ktoś mądrze to rozwiązał ustawiając w tym miejscu głośnik, dzięki czemu dzieci bawiły się w ustronnym, bezpiecznym miejscu a rodzice mieli możliwość słuchania zwiastowania. Uważam, że takie rozwiązanie to strzał w dziesiątkę. Po ewangelizacji zbierałyśmy się do domu na kolację. Potem kąpiel i spanie.

Czas zmian i przed nami. Zdecydowanie coś musi się zmienić. Szczególnie w naszych małżeńskich relacjach, ale też w mojej służbie w Kościele. To jest pewne, ale jeszcze nie wiem, jak to zrobić. Wciąż mam wiele pytań, na które jedynie Bóg zna odpowiedź. I właśnie tego, rozmowy z Nim, też nie mogę zaniedbać. A wtedy wszystko już będzie jasne.

Tu można zobaczyć zdjęcia z tegorocznego Tygodnia. TE odbywa się również w Zelowie (21-28.07.2013) i Mrągowie (18-25.08.2013). Zapraszam!

1 komentarz:

  1. chciałabym kiedys pojechać na takie rekolekcje. Marzą mi się takie dla małżeństw;)

    OdpowiedzUsuń