środa, 3 lipca 2013

Weekend w Kotlinie Kłodzkiej

Miniony weekend spędziliśmy na wycieczce w Kotlinie Kłodzkiej. Wycieczka była zorganizowana, jechaliśmy z grupą pocztowców. Taka zorganizowana wyprawa wymaga dostosowania się do konkretnego planu i warunków, co z małym dzieckiem może być nieco kłopotliwe, ale nie jakoś specjalnie trudne.

Podróżowaliśmy autokarem. Wyjazd był w piątek z Rybnika o 8:00 rano. Trochę się obawiałam, jak Bubinka zniesie poranne wstawanie. Zwykle budzi się właśnie między siódmą a ósmą rano a tu już o tej porze trzeba było być w Rybniku. Jednak martwiłam się niepotrzebnie. Mała przebudziła się jak zwykle po szóstej na karmienie i po prostu nie pozwoliliśmy jej ponownie zasnąć. Przyjęła to bez marudzenia a nawet z uśmiechem. Chyba myślała, że to już właściwa pora wstawania. Dobrze, że jeszcze nie poznaje na zegarze ;)

W autokarze zajęliśmy wygodne miejsca. Dla Bogusi mieliśmy fotelik, ale przyznaję, że nie siedziała w nim całą drogę. W pojeździe nie było trzypunktowych pasów bezpieczeństwa (tylko dwupunktowe), więc posiadanie fotelika nie było koniecznością. Wzięliśmy go jednak dla wygody, żeby córka mogła w nim sobie spokojnie siedzieć albo spać. Towarzystwo było dość głośne. Szczególnie czterech panów już od rana polewało sobie napoje wyskokowe. Zachowywali się głośno i zaczepiali panie. Bubinka z trudem, ale w końcu zapadła w sen.

W Kotlinie zwiedzaliśmy głównie miasta-zdroje. Zaczęliśmy od Kłodzka. Najpierw Twierdza, gdzie jednak do jej podziemnych części dzieci do lat pięciu wstępu nie mają. Zostałam więc z Bogusią i spacerowałyśmy sobie po okolicy. Potem był obiad a na koniec czas wolny na mieście. Później udaliśmy się do Kudowy do Ośrodka Wypoczynkowego Góry Stołowe, w którym nocowaliśmy. Dostaliśmy trzyosobowy pokój. Szybko zrobiliśmy w nim przemeblowanie łącząc wszystkie łóżka i robiąc z nich jedno wielkie posłanie. Po kolacji czas na prysznic i do łóżka. Bogusia była już bardzo zmęczona, bo usnęła momentalnie.

W sobotę po śniadaniu pojechaliśmy zwiedzić Kudowę Zdrój. Spacerowaliśmy po Parku Zdrojowym, Bogusia pobawiła się też trochę na placu zabaw. Na te spacery zabraliśmy świeżo kupioną lekką spacerówkę Milly Mally Rider. Przechodziła test bojowy. W tych zdrojowych miasteczkach uliczki wykładane są kostką brukową. Trochę Bubę wytrzęsło, ale amortyzatory dały radę. Na razie jestem zadowolona z tego zakupu, jednak szerzej na temat tego wózka wypowiem się po dłuższym czasie użytkowania.

Po Kudowie przyszedł czas na górskie wędrówki. Błądziliśmy w Błędnych Skałach. Bogusię miałam w nosidle na plecach. Przyznam, że miejscami było ciasno i mała się nieco stresowała, ale dałyśmy radę przejść te labirynty skalne. Popołudniu zwiedziliśmy jeszcze Duszniki Zdrój. Tam też najpierw chodziliśmy z grupą za przewodnikiem a potem mieliśmy trochę czasu do własnej dyspozycji. Co mnie najbardziej denerwowało w tym grupowym zwiedzaniu to masowe palenie papierosów. Chciałam posłuchać przewodnika, ale co druga osoba w grupie paliła papieros za papierosem. Dym tytoniowy unosił się wszędzie, więc wolałam trzymać się na odległość. Nie mogę pojąć, jak można z zanieczyszczonego Górnego Śląska jechać do miejscowości zdrojowych i zamiast wdychać świeże powietrze, to sobie tak płuca niszczyć i jeszcze za to płacić ciężkie pieniądze. Też kiedyś paliłam, co uważam za głupotę, ale nigdy tak intensywnie jak tamte osoby. Wydawać by się mogło, że szedł wagon na osobę dziennie. Fuj!

Ostatniego dnia wycieczki zwiedziliśmy ostatni zdrój - Polanicę Zdrój. Pogoda zrobiła się nieco kapryśna. Rano było dość zimno i padała mżawka. Potem pojechaliśmy do Srebrnej Góry zwiedzić twierdzę a konkretnie Fort Donjon. Wzięłam Bogusię do nosidła, żeby nam się wygodniej chodziło i to był dobry pomysł. Mała szybko zasnęła.


Popołudniu wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu i akurat wróciliśmy na kolację.

Podsumowując, wycieczkę uważam za udaną. Jeśli jednak ktoś zastanawia się, czy lepiej wybrać się z dzieckiem na takie zorganizowane zwiedzanie czy obejrzeć wszystko na własną rękę, to ja jednak polecam tę drugą opcję. Jadąc samochodem można wybrać dogodną godzinę wyjazdu, trasę, liczbę, czas i miejsce postojów. Można samemu zrobić sobie plan zwiedzania uwzględniając pory drzemek malucha i nie trzeba użerać się z nieprzyjemnym towarzystwem.

W Dusznikach jedna napotkana pani wyraziła swoje oburzenie, jak to można takie małe dziecko męczyć na takiej wycieczce! Cóż, każda mama zna swoje dziecko i wie mniej więcej, jak maluszek może zareagować. Wprawdzie Bubinkowy plan dnia był przez te trzy dni mocno zmieniony, jednak starałam się ją zbytnio nie męczyć. Córka była bardzo aktywna i z zainteresowaniem rozglądała się po zwiedzanych okolicach a kiedy była zmęczona, zawsze mogła się zdrzemnąć czy to w foteliku w czasie jazdy czy w nosidle czy też w wózku. Pory posiłków też były nieco przesunięte, ale między śniadaniem, obiadem a kolacją karmiłam małą jak tylko zgłosiła głód. Zdarzyło mi się kilkukrotnie przystawić ją do piersi w autokarze. Nie spotkałam się przy tym z żadnym, ani miłym ani niemiłym komentarzem, co mogło znaczyć, że robiłam to dość dyskretnie (starałam się), bądź ludzie woleli nie komentować ;) 

Jeśli chodzi o cel naszej wycieczki, Kotlina Kłodzka to piękny region. Wiele miejsc wartych zobaczenia, przepiękne krajobrazy. Z pewnością warto tu przyjechać. Polecam!

4 komentarze:

  1. Wycieczki z maluchem są fajne, bo uczą elastyczności - rodzice i dziecko odkrywają, że i z przesuniętymi porami posiłków, spaniem inaczej niż zwykle itd też może być przyjemnie i bezproblemowo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Za dwa dni kierunek Mazury, ale w sierpniu kto wie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Byliście odważni :) a ja szukam właśnie miejsca na mój sierpniowy urlop.... rozważę i Kotlinę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli o nas chodzi to w grę wchodzą tylko wycieczki na własną rękę. Jakoś tak lubimy być niezależni :))

    Wyjazd fajny, a i rejony piękne do zwiedzania :)

    OdpowiedzUsuń