Kiedy byłam w ciąży, szykowałam w naszej sypialni kącik dla dziecka. Jego głównym obiektem było dziecięce łóżeczko. Stare, drewniane, jeszcze ja w nim spałam. Znieśliśmy ze strychu, ja umyłam, mąż złożył, dziadek zafundował nowy materac, babcia uszyła pościel. Zawsze bowiem uważałam, że każdy ma swoje miejsce do spania. Łoże małżeńskie jest dla mamy i taty a dziecko śpi we własnym łóżeczku.
Zdanie zmieniłam, zaraz po porodzie. Już w szpitalu dziwiłam się, jak to jest, że wszystkie noworodki śpią grzecznie w swoich wózeczkach przy łóżkach mam a moja wiecznie wrzeszczy i domaga się piersi. Wisiała na cycu niemal non-stop, więc wygodniej mi było wziąć ją do łóżka. Po powrocie do domu i wieczornej kąpieli uśpiłam Bubinkę i odłożyłam do przygotowanego łóżeczka. Niemal natychmiast rozległ się przeraźliwy płacz. Wzięłam ją więc na ręce, uśpiłam i znów odłożyłam. Powtórka! Pomyślałam, że pewnie źle jej na zimnym materacyku i wzięłam do siebie do łóżka. I tak już zostało.
Dla mnie to był instynkt. Dopiero później poczytałam o dobrodziejstwach współspania. Bubinka jest blisko mnie, śpi spokojniej, jest jej ciepło. Ja też jestem spokojniejsza, bo szybciej mogę sprawdzić, czy śpi, czy oddycha, czy nie ma kołdry na twarzy, no i nocne karmienie jest wygodniejsze.
Wspólne spanie rodziców i dzieci jest powszechnie praktykowane w kulturach tradycyjnych, natomiast w naszym kręgu kulturowym jest to zwyczaj dość pogardzany. Tymczasem co-sleeping daje wiele korzyści:
- ułatwia nocne karmienie, nie trzeba wstawać i się rozbudzać
- sygnały dziecka dostrzegane są bardzo szybko, można przystawić je do piersi, jak zacznie się wiercić a nie dopiero jak się rozpłacze
- dzięki utrzymywaniu kontaktu fizycznego z matką niemowlę częściej
przechodzi z jednej fazy snu w drugą, wybudza się na krócej i krócej
znajduje się w fazie snu głębokiego, co obniża ryzyko nagłej śmierci,
nomen omen, łóżeczkowej*
- ponadto kontakt z ciałem rodzica stabilizuje
temperaturę ciała dziecka i reguluje poziom hormonów stresu w jego
organizmie
- duża porcja kontaktu dotykowego ułatwia tworzenie
bezpiecznej więzi, zaspokaja potrzeby dziecka i pomaga mu budować zdrową
samodzielność**
- szybkie uregulowanie rytmu snu i czuwania to dodatkowy plus.
Bubinka już od dawna przesypia niemal całą noc. Idziemy spać zwykle ok. 21:00. Budzi się do karmienia zazwyczaj ok. 4:00, przy czym nie rozbudza się zupełnie, tylko przez sen zaczyna się intensywnie wiercić. Karmię ją i śpimy dalej do 7:00. Bez problemów, bez płaczu, bez nerwów. Ona jest wyspana i ja też. A tak straszyli mnie nieprzespanymi nocami... Owszem, na początku tak było, bo Bubinka jadła częściej, jeszcze przewijałam ją w nocy, co dodatkowo ją rozbudzało, ale odkąd skończyła dwa miesiące nie ma już tego problemu i wysypiam się nawet lepiej niż przed pojawieniem się córeczki na świecie.
By jednak wspólne spanie było bezpieczne, muszą być zachowane pewne zasady:
- tak jak w dziecięcym łóżeczku, tak i w łóżku rodziców materac musi być stabilny, płaski, raczej twardszy i dobrze dopasowany do ramy, aby nie było wolnej przestrzeni między materacem a wezgłowiem łóżka, w której dziecko mogłoby utknąć
- malutkie dziecko nie potrzebuje poduszki, powinno spać na płasko
- w łóżku nie powinno być żadnych dodatkowych poduszek, koców, pluszaków, które mogłyby się osunąć na śpiącego malucha i przydusić go
- dziecko należy ułożyć tak, by nie miało możliwości spaść z łóżka ani utknąć pomiędzy łóżkiem a ścianą
- osoba śpiąca z dzieckiem nie może być skrajnie wyczerpana ani znajdować się pod wpływem alkoholu, narkotyków, silnych leków. Nie może też być palaczem.
Przy zachowaniu tych zasad, spanie z dzieckiem jest bezpieczne.
Oczywiście nic na siłę. Jeśli dziecko spokojnie śpi w swoim łóżeczku a rodzicom też to odpowiada, to nie ma potrzeby na chama zabierać dziecka do łóżka rodziców. To musi odpowiadać konkretnej rodzinie.
Temat współspania jeszcze nie jest wyczerpany i pewnie jeszcze nieraz pojawi się w moich notkach.
* Evelin Kirkilionis "Więź daje siłę"
** Agnieszka Stein "Dziecko z bliska"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz