czwartek, 15 listopada 2012

Nie wolno, to jest be!

Co odkrywające świat dziecko słyszy najczęściej? "Nie wolno!" i "To jest be!" Przyznam się, że zdarza mi się czasem powiedzieć, że czegoś nie wolno a coś jest be albo fuj. A potem sama siebie strofuję, bo czego dziecko się przez to uczy? Ano uczy się, że nie warto podejmować jakiejkolwiek inicjatywy. Jego ciekawość świata, chęć poznawania, eksplorowania, doświadczania jest hamowana. Ono chce wejść tu i tam, ono chce zobaczyć, dotknąć, powąchać, posmakować. Niezależnie czy jest to rozlane mleko czy brudna szmata.

Wiadomo, że nie możemy pozwalać dzieciom na wszystko. Ze względów na jego bezpieczeństwo, ale też i nasze dobro. Ale kiedy zabraniamy czegoś dziecku lepiej nie odnosić się jedynie do własnego autorytetu, ale wytłumaczyć, dlaczego nie chcemy, aby dziecko wchodziło tu, wyciągało to i niszczyło tamto. Jeszcze lepiej zaproponować mu wtedy alternatywne rozwiązanie.

Na przykład w sytuacji, kiedy dziecko ściąga z półek książki i wyrywa kartki. Nie zagraża to jego bezpieczeństwu, ale nie chcemy, aby nasz księgozbiór uległ totalnemu zniszczeniu. Mówiąc "nie wolno" dziecko nie wie, czy nie wolno niszczyć książek, czy nie wolno książek w ogóle brać, czy co innego jeszcze. Żeby nie zrazić malca do literatury a jednocześnie uchronić swoje zbiory, można co cenniejsze egzemplarze przenieść na wyższe półki a na niższych ustawić książki dla dzieci. Maluch będzie mógł dosięgnąć do swoich książeczek, przeglądać je. W książkach z grubymi kartkami nie powyrywa ich a może gryźć. Ja dla Bogusi mam też książkę z bajkami po niemiecku, którą już przeczytałyśmy kilka razy i nie szkoda mi jak mała codziennie po kartce wyrywa. Ma też stary folder informacyjny na temat naszej miejscowości. Informacje są już nie bardzo aktualne, więc niech sobie rwie kartki jak ma potrzebę. A jak dobiera się do mojej książki, mówię, że to książka mamusi i nie chcę, żeby gniotła i wyrywała kartki, ale dam jej inną książkę, którą może pooglądać.

Bogusia dużo rzeczy wkłada do buzi. O ile nie jest to coś trującego, albo bardzo małego, to raczej pozwalam jej na to. Na przykład ma znikopis, czyli planszę i pisak działające na magnes. Lubi sobie tam po swojemu kreślić ale lubi też gryźć ten pisak. Ja nie widzę w tym nic złego, ale moja mama woła: "Be, to jest be!" Ale co jest be? Pisak? Czy wkładanie pisaka do buzi? Czy wkładanie czegokolwiek do buzi? I dlaczego jest be? Bo brudne? Bo trujące? Bo tak? Moja mama twierdzi, że dziecko od początku należy uczyć, co do ust można wziąć a co nie. A ja uważam, że tak właśnie dziecko poznaje świat i póki sobie krzywdy nie robi to mu pozwalam.

W ogóle jestem chyba albo bardzo liberalną matką albo wręcz skrajnie nierozsądną, bo jak czytam o przygotowaniu domu dla bezpieczeństwa dziecka, to myślę, ile trzeba wydać pieniędzy na te wszystkie gadżety i ulepszenia i jaką twierdzą wtedy ten dom się stanie. To może od razu zamknąć dziecko w pokoju z miękkimi ścianami i drzwiami bez klamki. U nas na razie pojawiły się jedynie zaślepki do gniazdek znajdujących się nisko i niektóre szafki w kuchni są zamknięte. Leki, detergenty, przedmioty ciężkie, ostre i cenne są poza zasięgiem córki. Resztę może eksplorować. I tak mała bawi się garnkami, miskami, ciuchami a także (o zgrozo!) sznurówkami i metrem krawieckim. A co, jak lubi? Udusi się? Na razie nie potrafi jeszcze sobie owinąć wokół szyi a i przecież mam ją na oku. Dajmy dzieciom swobodę!

7 komentarzy:

  1. jasne że tak wszystko jest dla ludzi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też tak mówilam. Sprawa się komplikuje jak dziecko odkreca gaz i próbuje wejść na ulice gdzie jadą samochody...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostawiałam "nie wolno" na sytuacje, których naprawdę nie wolno. Dotykać piekarnika, wyrywać kartek i... i chyba tyle :) Bo inne rzeczy udało się "zabezpieczyć", czyli przenieść w bezpieczne miejsca. Mamy jedną zamykaną szafkę. Zamykamy ją przed kotami ;)

    Mi najbardziej nie pasowało (i do tej pory mnie razi) jak ktoś mówi, że coś jest "fuj". Ostatnio na spacerze usłyszałam, że fuj jest ziemia, błoto, patyk... Nigdy tak do Jasia nie mówiliśmy.

    A co do wychodzenia na ulicę. Do pewnego wieku się dziecko po prostu pilnuje. Nie trzeba wiele tłumaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  4. ja też kupiłam zaślepki, ale tutaj młody sie nimi nigdy nie interesował, co innego w PL - tam wsadził palca do kontaktu i go popieściło - przecież dziadki nic nie zabezpieczyli, bo ich o to nie poprosiłam. a jak poprosiłam w trakcie pobytu, to dostałam burę, że powinnam pilnować malucha, a nie ich strofować :-/

    OdpowiedzUsuń
  5. Mojego Synusia gniazdka interesują, dlatego zaślepki się na dniach pojawią :)
    A co do tego "nie wolno" to zgadzam się z Tobą, mam nadzieję że w przyszłości się nie zapomnę i nie będę tak strofować mojego małego!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja się robię nudna, wiem.
    Ale mamy dokładnie tak samo. Zabezpieczyłam gniazdka i jednej szafce w kuchni związałam klamki (bo nie ma zamknięcia).

    I wydaje mi się, że dzięki dość dużej swobodzie Ora nie ma potrzeby forsowania moich zakazów. I akceptuje (czasem po chwili, ale jednak), że pewnych rzeczy nie dostanie, na pewne nie pozwolę.

    OdpowiedzUsuń
  7. dawno nie czytałam tak mądrego bloga :)
    Nati ma mało zakazów, bo łatwiej je zapamiętać;)
    jak widziałam mamy których głównym słowem na spacerze było "nie wolno" to mnie ciarki przechodziły
    ma np zakaz zabawy na stole (nie chce by oblał sie niechcący gorącą herbatą) i kiedś mi zwrócił uwagę ze jago samochodzik na stole postawiłam

    OdpowiedzUsuń