czwartek, 17 stycznia 2013

Cudowny rok zmian

W niedzielę odprawialiśmy urodziny Bogusi. Teraz mnie naszła refleksja. To już rok jak Bubinka jest z nami. Jak to przeleciało i jak zmieniło się wszystko.

Ona się zmienia. Jak sobie przypomnę, że jeszcze niedawno trzymałam na rękach małego, bezbronnego noworodka a teraz to całkiem duża, biegająca, mająca swoje zdanie i umiejąca o nie walczyć dziewczynka. Cudownie było być ten cały rok z nią i patrzeć jak rośnie i się rozwija. Cieszyć się każdym postępem. Dla nas takie drobiazgi, jak łączenie rączek, chwytanie zabawek, później przekładanie ich z ręki do ręki a dla niej wielki wysiłek i niesamowita radość z odkrywania siebie i swoich możliwości. Za każdym razem kiedy uczyła się czegoś nowego obserwowałam ją i widziałam tą ciekawość świata, tę pasję odkrywania. Cudownie patrzeć, jak mały człowiek przygląda się swoim rączkom i jeszcze nie wie, co to, że to jego, że może tym sterować i co może z tym zrobić. Wszystkiego się uczy.

Pierwszy uśmiech, podnoszenie główki, chwytanie zabawek, potrząsanie nimi, obroty, pełzanie, siadanie, raczkowanie, wstawanie, chodzenie, bieganie... Pierwszy ząbek, gaworzenie, pierwsze TATA, pierwsze MAMA, mówienie po swojemu, naśladowanie odgłosów zwierząt... Pierwsze smakowanie nowych dań i napojów. Oj, dużo pierwszych razów było w tym roku.

Zmiany dla naszej rodziny. Już nie jesteśmy we dwoje, ale we troje. Mieszkanie trzeba było dostosować do małego domownika, żeby miał swoją przestrzeń, ale też, żeby ta przestrzeń była bezpieczna. Już nie mogę sobie byle czego byle gdzie zostawić. Zawsze muszę uważać, żeby nie było gorących napojów na ławie, żeby detergenty i leki były schowane, żeby nie zostawić otwartych drzwi na klatkę schodową. I przy planowaniu miesięcznego budżetu trzeba uwzględnić trzy a nie dwie osoby. I przy wyjazdach więcej jest bagaży. I w codziennym życiu na wszystko trzeba patrzeć z perspektywy potrzeb dziecka. Już nie przesiaduję do nocy, tylko chodzę spać z małą o 21:00. Z imprez wracamy ok. 19:00, bo nie chcemy zaburzać naszych wieczornych rytuałów. Nie piję alkoholu, bo karmię i w sumie nawet mi nie żal. Nie mogę sobie pozwolić na taką swobodę i spontaniczność jak kiedyś, bo mam dziecko. Każde wyjście to wyprawa i zawsze muszę pamiętać o zabraniu kilku rzeczy.

Zmieniło się też w naszych małżeńskich relacjach. Zdecydowanie mamy teraz mniej czasu dla siebie, ale cenimy sobie ten czas i dbamy o bliskość. Lubimy się przytulać i całować i to na oczach naszej pociechy. Kiedyś się złościła, bo nie wiedziała, co to znaczy. Potem była zazdrosna i przychodziła zaraz do nas. A teraz patrzy na nas i się śmieje. Niech widzi, że rodzice się kochają!

Zmieniłam się ja sama. Szczerze mówiąc nigdy nie lubiłam dzieci. Irytowały mnie. Nie mogłam znieść płaczu dziecka. Doprowadzał mnie do szału. Z drugiej zaś strony lubiłam w autobusie patrzeć się na malca w wózku wzrokiem, który mógłby zabić i czekałam aż on się rozpłacze. A tak na złość. Wszyscy się zachwycali maleństwami a ja jakoś nie. Dziecko jak dziecko, co się tu roztkliwiać? O zgrozo mam wykształcenie pedagogiczne. Ale nigdy nie chciałam pracować w szkole. Wiedziałam, że to nie moje powołanie. Nie potrafiłam nawiązać kontaktu z dziećmi, zagadać do dziecka. Gdy na przykład dzieci znajomych przybiegały do mnie i coś opowiadały to słuchałam, ale czułam się skrępowana. Nadal tak mam. Wprawdzie dzieci mnie już nie irytują. Nawet je lubię i czasem roztkliwiam się nad noworodkami, ale wciąż czuję się skrępowana w zabawie czy rozmowie z kilkulatkami. Całkiem swobodnie czuję się jedynie przy dzieciach, które znam od urodzenia i mam z nimi częsty kontakt. Czyli wytworzyła się jakaś więź. To są jedynie trzy przypadki: moja siostra - teraz już nastolatka, moja siostrzenica i moja córka.

Nigdy nie lubiłam dzieci, ale zawsze wiedziałam, że chcę mieć kiedyś własne. Moja mama się zastanawiała, jak to możliwe. Jak to będzie? Zawsze powtarzałam, że własne to co innego. Własne będę kochać. No i tak jest! Kocham Bogusię całym sercem i chcę dla niej wszystkiego co najlepsze. Bycie mamą bardzo mnie zmieniło. Nauczyło mnie cierpliwości, empatii, otwartości na potrzeby innych. Teraz patrzę na wszystko inaczej, zmieniły się priorytety, bardziej cieszę się z drobnostek. Mogę wyjść z domu bez makijażu i mi to nie przeszkadza, nawet nie chce mi się malować. Mogę zjeść resztki po mojej córce i się nie brzydzę. Nie przeszkadzają mi poplamione ubrania, bo moja pociecha postanowiła wytrzeć rączki do mojej bluzki. To wszystko jest nieważne. Cieszę się, że jest ONA. Uwielbiam na nią patrzeć jak śpi i jak się bawi.

Mój mąż też się zmienił. Widzę, jak patrzy na Bogusię, jak się z nią bawi. Dumny tata. Inaczej też podchodzi do pewnych spraw. Jest bardziej odpowiedzialny.

To był cudowny rok i patrzę z uśmiechem w przyszłość na kolejne cudowne lata.

2 komentarze:

  1. fajnie :)
    Ja tez nie przepadam za dziećmi, choć teraz już sobie nieco lepiej radzę z kontaktami z nimi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moj maly bedzie mial w sierpniu 2 latka, czas bardzo szybko leci czlowiek nie wie kiedy.
    Przes ten czas dorostania duzo sie zdarza.

    OdpowiedzUsuń